Właściciele niektórych firm sprzedających towar na pokazach mnożą swoje spółki, zmieniają ich status prawny, zarządy, przesuwają prokurentów z jednej do drugiej i wynajmują kolejne siedziby. Po co? Po to, by uniknąć odpowiedzialności finansowej? By skołowanym klientom utrudnić dochodzenie swoich praw?

Wciskają emerytom "cudowne" garnki i urządzenia leczące wszystkie możliwe choroby. Zmanipulowani podczas pokazu starsi ludzie podpisują niekorzystne umowy i płacą tysiące złotych. Kiedy już oprzytomnieją, zaczyna się gehenna odzyskiwania pieniędzy.

Vital-spółki

W nazwach spółek, o których chcę opowiedzieć, powtarza się słowo Vital. Mamy: Eco-Vital, Power-Vital , Vital-Mix. Zajmują się sprzedażą bezpośrednią. Właśnie na pokazach.

Firmy tworzą sieć powiązań. W ich władzach powtarzają się te trzy nazwiska: Paweł Matys, Agnieszka Skibińska i Iwona Jaśkowska. Najczęściej Matys. A to ktoś z nich jest prezesem, a to prokurentem, a to członkiem zarządu albo założycielem spółki, którą ktoś inny przejął. Ci sami ludzie pojawiają się również w kolejnych, odnalezionych w Krajowym Rejestrze Sądowym, firmach: Mat-Medic, HenMed, Eco Bon Ton. Adresy siedzib w Poznaniu, Warszawie czy Białymstoku. Te same.

Pokaz

W marcu zadzwoniła do mnie telemarketerka z pytaniem, czy wezmę udział w kwietniowym pokazie gotowania w supernowoczesnych garnkach. Dostałam pocztą zaproszenie. Obiecywano degustację wyśmienitych potraw i możliwość kupienia supergarnków. Na miejscu miałam otrzymać prezenty: zegarek i robot kuchenny ("o wartości 450 zł"). A w konkursie był do wygrania "cudowny garnek". Wszystko w centrum Millenium Plaza w Warszawie przy al. Jerozolimskich.

Jadę. W sali ponad 100 osób. Ryczy muzyka disco polo. Średnia wieku: ponad 70 lat. Naczynia sprzedaje Vital-Mix. Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, komandytowo-akcyjna (S.K.A.).

Przed publicznością stół obstawiony nowocześnie wyglądającymi garnkami. Pokaz prowadzi młody człowiek w dopasowanym garniturze. Przekonuje o ich wyjątkowości. Z pomocą asystentki smaży kurczaka, piecze piernik i gotuje rosół. W parę minut. Goście mogą potraw spróbować... odrobinkę, na czubku wykałaczki. Wreszcie konkurs. Pan, który go wygrywa, dowiaduje się, że za nagrodę trzeba zapłacić, ale dostanie rabat. Po godzinie przedstawiciele firmy zapraszają przyszłych klientów do naprędce postawionych stolików. Zachęcają, by kupić garnki na kredyt lub za gotówkę.

Jakie wnioski nasza dziennikarka wyciągnęła z pokazu garnków? O co chodzi z tą siecią powiązań? I co na to wszystko UOKiK? Czytajcie w poniedziałek w "Gazecie Wyborczej"