- Mój mąż jest Polakiem, a szwagier Turkiem - opowiada Ukrainka Anita. - Mieliśmy niezłe zamieszanie, gdy rozmawialiśmy o nazwach arbuzów, dyń i melonów.
"Jest Holandia, ale ser będzie z niemiecka holenderski, a nie holandzki. To najzbędniejsze niemieckie er wlazło nam i w inne słowa" - choćby w "spacerować".
Jeśli ludzie nazywają biurowiec stojący w miejscu dawnego sadu wiśniowego "Cherry Park" - a nie np. "Wiśniowy" - to zapewne dlatego, że chcą, a nie dlatego, że ktoś im każe - mówi prof. Katarzyna Kłosińska, językoznawczyni, przewodnicząca Rady...
Skąd fizycy biorą pomysły na nazywanie rzeczy, które nie mają żadnego wyglądu?
Niemiecki psychiatra uczynił ją bohaterką makabrycznej przestrogi, a Żółwiciel z "Alicji w Krainie Czarów" śpiewał o niej: "Zupo nadobna, tłusta, zielona".
Jedno słowo zapożyczone z angielskiego wystarczy na opisanie tego, do czego w polszczyźnie potrzeba kilku słów.
W polszczyźnie mamy około trzech tysięcy germanizmów. A pożyczek z polskiego w codziennym niemieckim jest kilka.
"Szpitale dedykowane chorym na COVID", "personel dedykowany", "ziemia dedykowana"... Dedykujemy na potęgę i w takich kontekstach, że prowadzi to do groteski. Rozmowa z Agatą Hącią, językoznawczynią.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.