Dla ułatwienia życia wszystkim, którzy po raz kolejny stwierdzają, że polskie morze jest jednak piękne (albo gotowi są prowadzić intensywne badania antropologiczne na zaskakująco wielkiej grupie społeczeństwa), podaję drukiem kilka uwag dotyczących...
Słońce było, ładnie, poszliśmy do Konfederackiej 4 na Dębnikach. Ogródek pełny. Pierwsza sala nieszczególnie podniecająca, walimy do drugiej - tam stary piec, olbrzymie okna, widok na podwórze i zieleń.
O rzut kamieniem od domu mam Tytano, hedonistyczny kompleks w dawnych zakładach tytoniowych. Chodzi o spędzanie wolnego czasu na wspólnym gaworzeniu, sprawianiu sobie grupowych przyjemności, dmuchaniu własnego ego oraz publicznej prezentacji...
Któregoś z tych dni ostatnich wysiadłem na stacji Oborniki, te wielkopolskie, niedaleko Poznania. Jeden czynny tor, chwasty, pod drzewami wdeptane pety, ogrodzenie prawieczne, peerelowskie. Droga ku miastu wiodła osiedlem domków typu kostka...
Jakoś mnie to zawsze, ale to zawsze zaskakuje: zanim powstanie knajpa, zanim ktokolwiek ma okazję polizać ją choćby przez szybę, już ją całe miasto lubi. Wróć, przesada: nie całe miasto. Ledwie trzy czwarte. Ludzie dają lajki, wspierają, piszą o...
Zdarzyło się w ostatnim czasie, że zebraliśmy się w grupie męskiej, czteroosobowej. Jeden się spóźnił, więc się nie liczy; drugi jest wyrozumiały. Dwóch jednak, to znaczy pewien Profesor i ja, zgadało się jak zwykle: są rzeczy, których nie znosimy...
W ostatnią niedzielę pięknie było, z nieba spływała czysta energia. Ja jednak kursowałem w poszukiwaniu jedzenia. W większości lokali trwały pierwszokomunijne uczty.
To jest tekst nocny, nie dla dzieci. Nie będzie tu słów raniących uszy, przynajmniej niezbyt dużo, lecz będzie o okropnych zachowaniach.
Nazwa tej knajpy na którą wpadłem ostatnio, Fiorentina, ma w sobie zaszytą Florencję, a ja ostatnio coś o Florencji myślę. Nie o tych chwilach, kiedy tam się nie da przecisnąć przez ulice, kiedy kolejki do muzeów zapowiadają się na parę godzin, ale...
Znów nadeszła ta pora roku, kiedy siedzę na walizkach i dumam. Po wyjeździe i przed wyjazdem jednocześnie, oglądam miasto i zastanawiam się, co jest warte. Pora wyjazdów jest porą porównania.
Pod tym nowym adresem na klienta czyhają wszelkie pułapki: knajpa nazywa się Nota Resto, a właściwie jeszcze bardziej zagranicznie: Nota Resto by Tomasz Leśniak. Owszem, restauracja to nie ambitna proza, ale minimum czujności językowej się przydaje.
Święta idą, będzie więc kawałek świąteczny. Jednak ani słowa o białej kiełbasie ani o chrzanie, nic o jajku (jeśli już, to o jego braku) ani o ucztach mięsnych po długim poście. Będzie o niespodziewanej radości związanej z miejscem dotąd kulinarnie...
Obdarzeni jako taką pamięcią czytelnicy może jeszcze nie zapomnieli: w zeszłym tygodniu poświęciłem kilka akapitów upadłej sztuce obsługi. Zastanawiało mnie nade wszystko, że z marną obsługą nie walczą właściciele, czyli ci w gruncie rzeczy...
Są takie momenty, kiedy nie ma wyboru: trzeba kupić bilet na komunikację miejską i wyruszyć w trasę. Tym razem trasa była krótka, na Kazimierz, potem zaś przez kładkę na Podgórze. Jak tam się zmienia, kotłuje, jakie tam się centrum nowe tworzy!...
Najtrudniej napisać o znajomych. Z Koleżanką ze Szkolnej Ławy chodziłem na ten sam rok. Wtedy jadała tylko banany, dziś dyktuje tempo życia kulinarnego w mieście. Wszędzie jej pełno. Prowadzi (w zespole) hummusowy biznes, współtworzy hummusową...
Ze dwa tygodnie temu, w sobotę, poszliśmy do lokalu Blossom na Rakowickiej. Mieści się w jednym z tych świecących nowością budynków, wszystko tam nowiuśkie i takie wymuskane. Niewątpliwie ma to kilka zalet.
Jak co roku o tej porze los rzucił mnie do Niemiec, do Dusseldorfu, i znów mam dylemat: zastanawiam się, gdzie pójść na obiad.
Do miasta dotarła wieść, że jakiś czas temu w Podgórzu powstała pizzeria neapolitańska. Kto zaś mówi neapolitańska pizza, powiada: Neapol. Poleciałem, bo do pizzy mam niewysłowioną słabość.
Zima wyzwala w człowieku najgorsze: ma ochotę iść daleko, mięso gryźć, krew i wino chłeptać, upodlić się ma ochotę. Sami wiecie. (Albo i nie. Powinniście jednak spróbować zrozumieć).
A mróz wtedy był, sami wiecie jaki, jak na Alasce, aż zatykało gardło. Właściwie nie bardzo wiadomo czym bardziej, ciężkim smrodem spalenizny czy suchym powietrzem i mrozem. Nawet się nie zastanawiałem wtedy: brnąłem przez ulice, pozbawiony...
Smog był tłusty, przyjemny, nożem można go było kroić. Smog ma w sobie wiele ze wspomnień dziecinnych, jest jak sanki albo choinka. Wychodzi człowiek przed kamienicę, nosem pociąga: jest smog, wrócił, zima wróciła! Tylko ta mgła, co tak pięknie...
Jak kobieta zrobiła spektakl "Głód", na podstawie tej, wiecie, książki o głodzie Martina Caparrósa, tej, o której wszyscy mówią, ale mało kto czytał, to myślicie, panny moje drogie i mniej drodzy panowie, że to dobry jest pomysł wziąć taką panią na...
Uświadomiłem sobie właśnie, że właśnie się żegnam z czwartym redaktorem moich tekstów. Niebawem, jak wieszczy z nadzieją mój przyjaciel, fanatyczny zwolennik gadżetów i sam człowiek prasy, będą za nas pisać programy. Nie chciałbym takiej zmiany.
Poszedłem któregoś dnia do nowej włoskiej knajpy, L'Officina della Pasta, przy ulicy Gołębiej. Rzucam tu tak obco brzmiącą nazwą, informuję, że jest restauracja, ale powinniście mnie zobaczyć: na gębie cierpienie, ręka spotniała, ja przecież pod tym...
Poszedłem w końcu na koniec ulicy Krowoderskiej, głównie dlatego, że to mój patriotyczny obowiązek: podają tam jednak kuchnię polską, no i lokal znajduje się niemal po sąsiedzku. I jeszcze jedno: znajduje się na restauracyjnym wygwizdowie. Uważam,...
Nie będę kłamał, bo i tak się wyda: siedzę we Francji. Zażywam umiarkowanego odpoczynku połączonego z umiarkowaną pracą. Karmią mnie tu, więc z lenistwa mógłbym opisać ciurkiem te wszystkie obiady; przyznam, że przeszło mi to przez głowę. Poniosła...
Tak się złożyło, że zamiast hulać po mieście, spędzać radosne chwile w ICE Kraków na kolejnej edycji festiwalu Terra Madre, gdzie na ladach i pod nimi wyłożono wszystko, co ziemie nasze oraz krainy ościenne mają najlepszego, a więc zamiast tego...
Ponieważ, jak pamiętamy z ostatniego odcinka, coś się naszym miejskim radnym chwilowo stało w rozum, musiałem przerwać obżeranie się i palnąć tu odpowiednią mowę dotyczącą handlu alkoholem. Teraz jeszcze tylko zdanko: na tym nie koniec, obserwuję,...
Kiedyś tam, w niezbyt odległej przeszłości, zapragnąłem zapoznać się ze stanem kuchni indonezyjskiej w Krakowie. Bo owszem, jest to możliwe. Udałem się więc pewnej niedzieli na róg Starowiślnej i Dietla i odbiłem się od drzwi: w tamtą niedzielę...
Szczerze powiedziawszy, piszę do was z pociągu pospiesznego. Jestem gdzieś w drodze z Tangeru do Fezu, zapomnijcie więc o polskiej kuchni i krakowskich restauracjach.
Żeby nie było żadnych niedomówień. Znajduję się obecnie w Tangerze, do snu kołysze mnie syreni śpiew portu i wrzask mew, nie licząc pluskotu wody, okolicznych muezzinów oraz szumu palm. Jeśli to was złości, nie czytajcie dalej. Przyszła moja kolej,...
Była to jedna z tych wieczornych wycieczek, kiedy grupa zgłodniałych ludzi mówi sobie, a co tam, idziemy do knajpy. Postanowiłem zrobić rozpoznanie rynku; a właściwie Rynku, tego Głównego.
Problem z jedzeniem, ten podstawowy, jest taki: niekoniecznie chodzi o to, gdzie wydać wielkie pieniądze i się objeść frykasami, tylko gdzie pójść na obiad nasz codzienny, na codzienną naszą kolację. Tu jednak zaczynają się schody, trzeba się...
Tak się jakoś porobiło, bez wielkiego rozgłosu, że Podgórze urosło gastronomicznie, że człowiek wędrujący ulicą Limanowskiego już z głodu nie zdechnie między jednym jej końcem a drugim. Nie będzie skazany wyłącznie na precla i bar mleczny, na bułkę...
Zajęcia obowiązkowe nie pozwoliły mi zajrzeć w ostatnią niedzielę na Art & Food Bazar na Kleparzu; no trudno, nie udało się, ale znów kiedyś zaświeci słońce.
Czy zastanowiło was kiedyś, co się dzieje, jeśli się miesza wodę święconą z biznesem? Mnie ostatnio naszły takie myśli w Cukierni Wadowice, róg Studenckiej i Podwala; a chodzę tam, bo mam blisko, bo jest ładnie, mają internet i klimatyzację.
W dzień wolny od pracy byłem na placu Wolnica, w lokalu Green Times. Lubię tam chadzać, bo wesoło i czysto. Niedziela, wszyscy odpoczywają: wchodzę, a w lokalu tak jakby nikogo. Patrzę jednak, coś zza stołu wystaje.
Nikt nie wie o kuchni znad Adriatyku tyle, co Robert Makłowicz, który Dalmację uważa za swoją drugą ojczyznę. Jakiś czas temu ukazała się jego nowa książka, zatytułowana po prostu "Dalmacja".
Ostatni tydzień, wiadomo, był trudny. Ludzi więcej, jacyś dziwni, śpiewni. Centrum miasta zakorkowało się, ale wystarczyło wejść w dalsze okolice, a dalsze znaczy: trochę poza Rynkiem, żeby zobaczyć Kraków jak w wielkie święto narodowe połączone z...
Było już blisko wiadomych wydarzeń, Światowych Dni Młodzieży, które dziwnie zmieniły to miasto. Mieszkańcy odpłynęli jakby, rozpłynęli się we mgle; napłynęli jednak nowi, weseli. W licznych lokalach pojawiły się plakaty informujące, że tu światowa...
Copyright © Agora SA