To była prawdziwa siła pana Marka. Wypracować sobie taki autorytet u młodzieży, żeby uczniowie stawali na głowach, aby zasłużyć na jego uznanie. Jak mu się to udało?
- To, że zacząłem naukę w Zasadniczej Szkole Górniczej w Lędzinach, to była decyzja od Boga. Trafiłem tam na człowieka, który był dla mnie jak ojciec - Alojzy Lysko, pisarz i regionalista, wspomina swego nauczyciela Anielina Faberę.
Znów ciągnie mnie do teatru. Przedstawienia oglądam z satysfakcją z perspektywy osoby, która zna ten magiczny świat od kulis.
Gdy napisałam wypracowanie za kolegę, powiedziała tylko: "Nie rób tego nigdy więcej". I wystarczyło. Nawet jak wyprowadzaliśmy ją z równowagi, to odnosiła się do nas z szacunkiem.
Ma w Częstochowie swoją ulicę i konkurs literacki. A przede wszystkim rzeszę wdzięcznych wychowanków. - Mówiliśmy na nią Zosia. Szczupła, drobna, często surowa, umiała się też uśmiechać - wspominają Zofię Martusewicz.
Na casting do zespołu tanecznego zgłosiła się cała szkoła. Odpadłam. Zauważyła, że mi przykro. - Wiesz co? Może to i lepiej, będziesz miała więcej czasu na prowadzenie szkolnej kroniki. A to bardzo ważna sprawa - powiedziała, dając mi pierwsze w...
- Nauczycielka wychowania fizycznego wychowawczynią? Gorzej nie można było trafić - tak wielu z nas myślało, gdy zaczynaliśmy naukę w bielskim Liceum Ogólnokształcącym im. Stefana Żeromskiego. Tymczasem wygraliśmy los na loterii.
Najnowszą odsłonę "Akademii Opowieści" poświęcamy inspirującym historiom o naszych nauczycielach. Swoich mistrzów wspominają aktorzy, muzyk i nauczycielka.
"Per aspera ad astra - przez trudy do gwiazd". Każda z moich nauczycielek rozumiała to inaczej. Jedna mówiła: "Masz talent, teraz tylko musisz pracować". Druga biła mnie po rękach.
- Podobało mi się to, że można być przyjacielem uczniów i jednocześnie zachowywać pewien dystans, czyli być autorytetem. To jest niesamowita sztuka u nauczycieli. To jest coś, czego życzyłbym każdemu nauczycielowi - mówi Rafał Mościcki, lider...
Bywało, że Zbigniew Wieczorek drażnił nas i śmieszył. Ale przede wszystkim nas nauczył, że humanistą jest nie ten, kto unika matematyki, ale ten, kto przeżywa swoje życie całościowo, nie dzieląc go na to, co publiczne i prywatne.
W ramach kolejnej edycji akcji "Akademia Opowieści" czekamy na opowieści o nauczycielach. Wiceprezydent Bydgoszczy Iwona Waszkiewicz jako tego "naj" wskazała Lecha Zagłobę-Zyglera, który uczył jej historii i WOS-u.
Uczniowie oczekują nauczycieli konkretnych, ale takich ludzkich, którzy potrafią ich zrozumieć i nie boją się z nimi rozmawiać - mówi Bożena Potocka, wieloletnia dyrektorka II LO im. Jana Śniadeckiego, a obecnie dyrektorka Niepublicznego Liceum...
Będziecie mieli fajną polonistkę - usłyszałem w liceum. Dziś wiem, że nie chodziło o to, że była najładniejszą nauczycielką w szkole, ale o to, jak potrafiła zainfekować literaturą.
O Magdalenie Płatek, swojej polonistce z ogólniaka w Garwolinie, pisze historyk Piotr Sewruk.
Elegancka, pewna siebie, z zawsze idealnie wystylizowaną fryzurą i przenikliwym spojrzeniem, a na jej biurku stał nieodłączny atrybut - gigantyczny kubek na herbatę z dyndającą etykietą.
Oni przygotowywali do życia po maturze, do walczenia o siebie, zwłaszcza kiedy panowały bezrobocie, inflacja, wszystkodostępność w sklepach, a pieniędzy nie było - moi nauczyciele.
- Znałem wszystkie trzy, stworzyły unikalny świat, nie do podrobienia - opowiada w kolejnej odsłonie Akademii Opowieści historyk Andrzej Lechowski.
Druh Władek był inżynierem. Budowaliśmy wspólnie bramy, wartownię, regały na plecaki, ławki i co nam jeszcze przyszło do głowy, a także latryny, i to nie byle jakie. Uczył nas, jak ciąć, wbijać gwoździe, dbać o narzędzia. Uczył własnym przykładem,...
Miałem fajnych nauczycieli, ale genialnego sąsiada. Nie musiałem szukać autorytetów w szkole, bo już miałem swojego guru.
Każdy temat lekcji rozpisywaliśmy w konspektach. To była ta złota metoda nauki polskiego przyszłych inżynierów, których nie interesowały dyskusje bez puenty o książkach.
Niekończące się szlaki, noclegi w schroniskach młodzieżowych, wspólne przygotowywanie posiłków i nasze zmęczone, lecz szczęśliwe i uśmiechnięte twarze na pożółkłych zdjęciach - to wszystko zawdzięczamy panu od geografii.
No i się zaczęło, dwie lekcje matematyki dzieliła duża przerwa, dawała złotówkę którejś z uczennic, żeby przyniosła jej herbatę. A później dawała 2 zł, ta druga herbata miała być dla mnie. Wolałam nie wiedzieć, co koleżanki myślą o tych herbatkach,...
Z moim nauczycielem języka polskiego przeszłam przez smutek prawdy dziecka adoptowanego. Dzięki Jego wsparciu zrozumiałam swoją trudną przeszłość, zaakceptowałam i zaczęłam z niej czerpać siłę.
- Maciek - wymawia ciepło moje imię nauczycielka i zaczyna pytaniami, jakby pretensjami. - Co ty masz do tego rosnącego zielonego? Niszczysz bezmyślnie i bez sensu. Dzięki roślinom jemy i żyjemy. Jesteśmy od roślin zależni, jeszcze są ładne i...
Pani prof. Stanisława Zak była sybiraczką. Była mądra życiowo, rozumiejąca dorastającą młodzież ze swoimi problemami. Można było Jej powiedzieć wszystko. Zawsze nas wysłuchała i dopiero wtedy podejmowała decyzję.
Było ich troje. Troje z dziesiątek. Dwie kobiety, jeden mężczyzna.
Za moje niechodzenie na lekcje dostałam na półrocze pałę. To był wstyd i porażka, ale potem w języku angielskim w nocy mogłam sny opowiadać i na koniec była czwórka. Do dziś nikt mnie tak dobrze nie nauczył jak pani Aleksandra Żelińska.
Głęboko wierzę, że za smutkiem nauczycieli kryją się dziesiątki szczęśliwych historii. Ich uczniów i uczennic.
Kiedy przychodzę do niej wieczorem 14 września, by poczuć resztki jej ciepła, w szpitalnej sali zastaję tych, którzy kochali ją najbardziej. Czuję, że nie zasłużyłam, aby tu być, a jednocześnie tak bardzo chcę wyrazić swą wdzięczność.
Najpiękniejsze dla mnie w tej opowieści jest to, że Pani Ania do dziś nie wie, jak wiele dla mnie znaczy, jak wiele mi dała i jak bardzo wpłynęła na moje życie. Może kiedyś przeczyta ten list i ściśnie ją w sercu.
Do sali weszła blondynka w średnim wieku, uśmiechnięta. "Witam państwa" - powiedziała donośnym i pewnym siebie głosem. Zdziwiłam się. "Państwa"? Jakie ze mnie "państwo"? Przecież trzy miesiące temu byłam wytworem gimnazjum, tzw. gimbusem.
Szybko dowiedzieliśmy się od niego, jakimi mężczyznami mamy być w przyszłości: prawdomównymi, otwartymi, ambitnymi, dostrzegającymi człowieka w człowieku, stającymi w obronie swojej i słabszych.
To trochę "przez to", że był strajk nauczycieli. Niemal codziennie myślę o tych, którzy mnie przeprowadzili przez szkołę i trochę przez życie.
Kiedy odchodzi Dobry Nauczyciel, którym była babcia Jadzia, to jakby wszystkie rubryki w dzienniku lekcyjnym były wypełnione, tablica zapisana, dowód przeprowadzony.
Pan Waleśkiewicz zaszczepił w nas zamiłowanie do budowy silników elektrycznych. Przynosiliśmy je potem do klasy, by rywalizować między sobą. To, że dziś buduję takie silniczki z moim wnukiem, wywodzi się właśnie z tamtych czasów.
Nie wiem, skąd bierzesz tę wrażliwość. Może to dlatego, że nie masz własnych dzieci i całą tę troskę, którą w sobie nosisz, przelewasz na uczniów.
Znajomi i przyjaciele podkreślali, że był humanistą, miłośnikiem literatury, a nade wszystko filmu. Uwieczniał na taśmie filmowej życie uczelni, był prekursorem dorocznych kronik filmowych.
Byliśmy małolatami, a on traktował nas jak dorosłych. Choć był od nas niewiele starszy.
Udało mi się studiować matematykę, kiedy niektórzy ocaleli z pożogi wojennej członkowie polskiej szkoły matematycznej jeszcze żyli, a studia kończył akurat rocznik powojennych geniuszy - jak nazywano zwycięzców pierwszych olimpiad matematycznych....
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.