Dzisiaj alarm bombowy ogłosili w czasie obiadu. Dacie wiarę?! Syreny zawyły u nas w Warszawie.
Chcę z żoną naprawić po swojemu ten kraj, niedługo będę miał 100 tysięcy obserwujących na Facebooku.
Wróg ma trzy miesiące. Urodził się w piwnicy w czasie bombardowania. Kiedy przyszedł na świat, Fatima zawinęła go w papier i z całą rodziną uciekli z Groznego
Dostałem pluton ZOMO. Pytam siebie, kiedy odbezpieczyć broń. Jacek Hugo-Bader przesłuchuje esbeka
Z drągiem długim na sześć metrów stałem na rufie tratwy jako główna siła napędowa. Żona na dziobie z wiosłem, a na drugiej burcie na zmianę: 11-letni syn Michał i 12-letni bratanek Mateusz. Wioślarze, odpychając tratwę od brzegu, nadawali jej...
- Nie chcę, żeby pan pisał, ile osób zaszczepiłem, ile dawek podałem. Żeby każdy sobie pomnożył przez 61 złotych i się podniecał, ile to my na tym zarabiamy
- Syćko stracone! 30 osób po 100 złotych to jest 3 tysiące dziennie! Przez 100 dni daje 300 tysięcy! Proste, nie? Tyle straciliśmy! Na jednym zimowym sezonie.
W małym mieście wszyscy wiedzą, gdzie mieszkają twoi rodzice, z kim chodzi do klasy twoje dziecko i na którym cmentarzu są wasze groby, więc choćbyś był prokuratorem rejonowym albo komendantem powiatowym policji nie możesz być super gorliwym...
To unikalny człowiek - opowiada mi profesor Wiktor Moskwin, który już w czasach radzieckich na potrzeby bezpieki budował instrumenty do mierzenia energii pochodzącej od ludzi. - Robi ci coś jakby masaż, ale to skanowanie, ręczne USG. Potem już...
Wszędzie te czary, duchy, szamańskie klątwy, dziwacy, uzdrowiciele, szajbnięci artyści... Jakuci - tacy skryci, zamknięci, małomówni, ponurzy, nieufni ludzie ze zmarszczonymi czołami i ściągniętymi brwiami, którzy nie śmieją się nawet po alkoholu
Monika sprzedała jej kosę. To był duży nóż, bo przebił ją na wylot. Jak wyjmowała, to jeszcze przekręciła nóż. Następnego dnia przyjechali w miejsce, gdzie porzucili Anetę, żeby ją zakopać. Podnieśli ją za ręce i nogi, a z ust wylał jej się jakiś jad
Supermocarstwo, które ma 20 tysięcy czołgów, zaprząta sobie głowę jakimś "cudakiem z taczką", który nie ma nawet szamańskiego bębna.
Chłopcy z tzw. dobrych domów. Nieprzyzwoicie inteligentni, zdolni, kochani przez rodzicow, rozpieszczani, bogaci. Okradali własnych nauczycieli, rodziców, męczyli zwierzęta, uprawiali ze sobą seks oralny, szantażowali, gwałcili, wreszcie - zabijali.
Słowa z kampanii wyborczej, że mój kraj leży w gruzach, obrażają mnie osobiście. Sami zobaczcie dlaczego. Ruszajcie ze mną w drogę, którą odbyłem już raz 21 lat temu - pisał reporter "Wyborczej" w 2015 r.
Nie wierzyłem, że mi się uda, ale tak, są. Prawdziwe dzikie plaże na polskim wybrzeżu, z piaskiem niepodeptanym przez ludzi, jak na wyspie Robinsona Cruzoe
Michał Królikowski, były wiceminister sprawiedliwości, zasiądzie na ławie oskarżonych razem z mafią paliwową z Podlasia.
Polityk to taki sam produkt jak płyn do płukania protezy zębowej. Można go zrobić, wypromować i sprzedać. Dalej nie czytaj! Żebyś nie mówił, że Cię nie ostrzegałem.
To jakby przejażdżka po powierzchni obcej planety. 1336 kilometrów przez ogromne, nagie, suche jak wiór i bezludne góry. Jazda zajęła nam 108 godzin i 55 minut. W tym czasie moje serce wykonało około 785 tysięcy uderzeń, przetaczając 306 tysięcy...
Boję się, że nie wytrzymam wyścigu. W tym zawodzie długo nie pociągnę. Ktoś obliczył, że średnia długość życia dziennikarzy to 49 lat. Przenoszę się na wieś
Nawierzchnia południowej drogi wokół Issyk-Kul pamięta czasy Nikity Chruszczowa i jest po prostu w strasznym stanie, ale nie zdążyliśmy się jeszcze na niej dobrze rozpędzić, a przytrafia nam się spotkanie, do którego w zasadzie nie ma prawa dojść.
Jesteśmy w kirgiskim Osz. W guest house spotykamy naszego rodaka Radka Jonę, chłopaka w wieku mojego Miśka, niespokojnego ducha, włóczęgę, pędziwiatra, który teraz akurat pędzi z czeską ekipą podobnych do siebie ludzi.
Zjeżdżamy z granicznej przełęczy w stronę kirgiskiego miasteczka Sary-Tasz. Góry Pamir pozostają za naszymi plecami.
Jesteśmy w miasteczku Karakul nad ogromnym, błękitno urodziwym jeziorem o tej samej nazwie, które rozlało się zamaszyście na wysokości prawie czterech tysięcy metrów nad poziomem morza.
Wyruszamy z Murgabu, najwyżej położonego miasta w tej części świata. Przed nami chyba najtrudniejszy, najwyżej położony fragment trasy, przełęcz Akbajtal - 75 kilometrów, na wysokości 4655 metrów n.p.m. Do tego ten cholerny wiatr! Największa zmora...
Docieramy z Alichur do miasta Murgab. To nasz rekordowy dystans na tej wyprawie - 108 km ze średnią prędkością 19,5 km/godz. Najpierw 60 km lekko pod górę, a potem 40 km zjazdu na łeb na szyję.
Docieramy do smutnego, wielkiego kiszłaku Alichur, który leży 3863 m n.p.m. Niemal 100 km przed nim i za nim nie ma ludzkiej siedziby.
Pamircy są cudowni. Otwarci, weseli, śmiali, zadowoleni. Każda przerwa w podróży, wizyta w sklepiku, w czajchanie to radosne świętowanie.
Kiedyś miałem kalendarz zapełniony na lata, a teraz wokół mnie jest cisza. Ale powoli zaczynam wstawać na kolana.
Zabierając się do pisania tej relacji, zorientowałem się, że w poprzedniej pewnie popełniłem mały błąd. Nie wytłumaczyłem, skąd we względnie spokojnym Tadżykistanie 21 lat po zakończeniu wojny domowej pole minowe przy naszej drodze.
Po wizycie w Tawildarze wdrapujemy się przez cały dzień na przełęcz Chaburabad - na wysokość 3252 m n.p.m.
Docieramy do miasta Tawildara. To kolejny dzień, kiedy nie daję rady i w najbardziej stromych miejscach schodzę z siodełka, by podejść piechotą. Strata czasu przez to niewielka, bo pchając załadowany rower, idę w tempie 3 km na godz., a rowerem 5.
Kolejny dzień droga była w fatalnym stanie, bez asfaltu, usypana z dużych kamieni, do tego niewyobrażalny upał i cały czas pod górę. Przez cały dzień przejechaliśmy tylko 59 km, ze średnią prędkością - 11,9 km na godz. Wydaje się, że wolniej nie...
Wreszcie w drodze. Docieramy do miejscowości Obigarm - 97 kilometrów na wschód od Duszanbe. Tak pokazują nasze liczniki rowerowe. Jesteśmy w drodze od godziny 11 do 20.30. Czas jazdy, mówią nasze liczniki, to 6 godzin i 30 minut, średnia prędkość 15...
Zakończyło się to nasze spotkanie wielką pijatyką na podwórku naszego gospodarza, a ten potem uparł się odwieźć nas do miasta swoim starym oplem.
Tadżykistan to kraj, przy którym Rosja czy Białoruś to oazy wolności i swobody słowa.
Przejechałem przez wszystkie kraje Azji Środkowej. Pokonałem 3212 kilometrów. Jazda zajęła mi 163 godziny i 48 minut. W tym czasie moje serce wykonało około miliona 277 tysięcy uderzeń, przetaczając 498 tysięcy litrów krwi. Dlaczego tak dużo? Bo...
Góry, postsowiecka dyktatura, islam. Jacek Hugo-Bader jedzie tam po raz drugi - odwiedził już góry Pamiru 21 lat temu. W 2018 roku do Tadżykistanu wybiera się ze swoim synem, Michałem. Na miejscu będzie pisał, nagrywał filmy, robił zdjęcia. I...
Za pracą wyjechało stamtąd 2 miliony ludzi. Wszystkich obywateli Tadżykistanu jest 8 milionów. W domach zostały głównie kobiety, dzieci i starcy. Jacek Hugo-Bader 21 lat po swojej pierwszej tadżyckiej wyprawie znów z rowerem wraca do środkowej Azji....
Na Brzeskiej są podwórka, w podwórkach Matki Boskie z żarówkami w aureolach, a na murach napisy, takie jak ten pod Jedenastką, "Polskie Getto Praga". Przed laty Jacek Hugo-Bader opisał "getto Brzeska", biedną ulicę z czarną legendą. Teraz wraca tu i...
Czeczeńcy obiecali, że jak Swieta znajdzie syna, to bez wymiany oddadzą. - Ja wierzę czeczeńskiemu słowu. Oni jak powiedzą, tak jest - mówi Swieta. - Tylko w Rosji swołocze u władzy stoją.
Copyright © Agora SA