Wchodzisz do Tehranu na tyłach Nowego Światu i z miejsca czujesz się jak w bajce.
Śniadania, podobnie zresztą jak obiady i kolacje, nie mają mocy urzędowej bez deseru. To po prostu dzieła niedokończone, posiłki osierocone. Nie róbcie im (i sobie) tego.
Szyld Popolare, zgodnie z modnym dziś trendem kulturowym, trzeba tłumaczyć jako lokal ludowy. To od razu stawia nas w bardziej demokratycznym kontekście.
Z dawnej ekipy tej części Zbawixa w niezmienionym kształcie przetrwała Matcha. Był to chyba pierwszy lokal, w którym Najjaśniejsza Klasa Średnia odkrywała, że japońska kuchnia nie ogranicza się do zawiniątek z ryżu i surowych ryb.
Kto twierdzi, że nie zna stanu the morning after, ten jest zwykłym hipokrytą. Suchość w ustach, helikoptery w głowie, odzież porozrzucana po całym mieszkaniu, wyładowany telefon i poczucie, że coś poszło nie tak.
To kolejny lokal ze spisku, który powoli opanowuje Miasto. Chodzi o miejscówki prowadzone przez młodych ludzi, którzy gotują bez gastrofisiowania.
Ten lokal założyła trójka 25-latków z Japonii, którzy przed ponad rokiem postanowili wyrwać się ze swej ojczyzny, żeby zrobić gdzieś biznes i akurat znaleźli tanie bilety na samolot do Warszawy.
Serwują tu tapasy, o które będziecie walczyć ze współbiesiadnikami.
Kiedy na świecie liberalny sen zaczął zamieniać się w thriller, ukuto termin bistronomia, którym określa się nurt lokali demokratycznych. Takim miejscem jest Holy Ravioli na Żoliborzu.
Porywiste wiatry, zwały śniegu, lodowce, turnie i piargi domagają się potraw solidnych, zapewniających dobrą przyczepność i izolację od rozszalałych żywiołów.
Przemykałem przez Miasto od cukierni do cukierni w kurcgalopie od stycznia, żeby zdążyć na tłusty czwartek przedstawić P.T. Publiczności najlepsze pączki w Warszawie 2024. I oto są! Autorski ranking Macieja Nowaka przed wami.
Moją małą guilty pleasure stały się internetowe rolki, w których rosnące grono gastronautów rekomenduje ulubione lokale. Jednym z nich jest Edamame.
Na Poznańskiej mości się bezwzględny kapitalizm korporacyjny. Wraz z nim pojawia się modne gastro, a chwilę później melduję się ja.
Cymes to gwiazda aszkenazyjskiego stołu, która Pod Samsonem osiąga jakość wyjątkową. Nie na darmo nazwa tej tradycyjnej chasydzkiej potrawy stała się w polszczyźnie synonimem smakołyku. To był naprawdę cymes nad cymesami!
Po wizycie w nim ożyły wspomnienia z dzieciństwa. A na koniec przyznał: Zakochałem się w tym słodkim maleństwie
To bar mleczny 3.0, adresowany do klienteli dobrze sytuowanej i raczej glamourowej.
Dobrze mieć na podorędziu podręczny skrót do tego, co w Warszawie w roku 2023 jest najsmaczniejsze.
Wielu się zdziwi, po co wybrałem się do miejscówki mającej wdzięk punktu obsługi klienta w gminnym oddziale banku spółdzielczego.
Żaden poważny krytyk kulinarny (to znaczy o wiarygodnej, profesjonalnej posturze) wraz ze mną już się tu nie zmieści.
Toast to kolejna polecajka, do której by się dostać w okolicach łykendu, trzeba odstać swoje na rześkim, grudniowym mrozie.
Z zewnątrz Rosalia wygląda niczym cytat ze słynnego obrazu Edwarda Hoppera "Nocne marki". To się sprawdza na wyświetlaczu telefonu, lajeczki się sypią. Ale Warszawa zasługuje na coś więcej niż miska z pomyjami.
Z głębokim poczuciem winy wyznaję, że za porcję T-bone'a o wadze 640 gramów, sezonowaną przez 30 dni na sucho, składającą się z polędwiczki, rostbefu i plastra foie gras wydałem w tym miejscu 325 zł, czyli więcej niż wynosi przeciętna dniówka...
Menu podzielono na pięć części, nazwanych w stylu Piasta Kołodzieja: Popas, Pieńki, Zalewajki i polewki, Obiata i Wety.
Był ogromny, za pomocą linijki zmierzyłem jego średnicę, która wynosiła 30 cm.
W Darach Natury w sobotnie południe jest tłumnie. Miejsca przy okrągłych stolikach z pociętych pni starych drzew oraz większym ze starych desek, poobtykanym mchem i szyszkami, zajmują głównie grupy młodzieży oraz pogodne panie w dojrzałym wieku....
Ułożenie menu w lokalu łączącym specjały dwóch sąsiadujących ze sobą krajów - Wietnamu i Tajlandii - to niezła akrobacja. Geograficzne sąsiedztwo nie oznacza bowiem, że ich kuchnie są tożsame.
Dziś w branży gastro "wielkie poruszenie, ci odlatują, ci zostają". Zaraza, wojna, kryzys kładą pokotem kolejne lokale, na których zgliszczach następni śmiałkowie próbują budować nowe imperia. Niewiele pojawia się całkiem nowych adresów. Wyjątkiem...
Wcześniej ten sam właściciel prowadził modne Na lato na Rozbrat, które niegdyś było jedną z najbardziej hot miejscówek miasta.
Ta kuchnia pojawiła się w Polsce jako ostatnia w korowodzie wielkich tradycji stołowych Azji.
Gdy po kilku chwilach początkowo obolałe wnętrze ust zaczyna się przyzwyczajać do ostrej jazdy, zaczynasz odczuwać niewymowną rozkosz, płynącą z podrażnienia i opuchnięcia śluzówki. Wargi pęcznieją niczym w namiętnym pocałunku. Zmysły płoną, a...
Kocham małą architekturę osiedlową z czasów obu towarzyszy G (Gomułki i Gierka). W Waszyngtonie przy omlecie poczułem się jak król, władca dawnych marzeń o życiu słodkim i puszystym.
To wszystko było znakomite. Już chciałem się żegnać, gdy pani kelnerka na deser zaproponowała brownie. Brownie? Naprawdę myślicie, że uwiedziecie mnie jankeskim banałem?
Po złożeniu zamówienia, gdy pan kelner znikł na zapleczu, z kuchni usłyszałem odczytywaną na głos długą listę moich dań. Nagrodziły ją oklaski. Poczułem się doceniony. Nie mnie jednak oklaski się należą.
W górach strasznie denerwuje mnie chodzenie pod górę, zwłaszcza gdy można to zastąpić piękną panoramą gór z tarasu restauracji. A to właśnie zapewnia Leśniczówka w Zakopanem.
Singapurski szef kuchni Hammid Trisna miesza w naszych wyobrażeniach o kuchni azjatyckiej od ponad dekady. Kiedyś robił to w Krakowie w legendarnym Yellow Dogu, teraz czaruje w paru modnych lokalach miasta.
Oto zasada tutaj rządząca: dostępne jest to, co akurat zostało świeżo przyrządzone. Wybór jest tak bogaty, że nie byłem w stanie spróbować wszystkiego. W dodatku porcje są przyzwoitej wielkości, w sam raz na dorodne głody zrodzone podczas górskich...
Bianca Mozzarella to szczepka, z której zrodzić się może zupełnie nowy nurt gastronomiczny, co to "z ziemi włoskiej do Polski".
Jaki mam stosunek do seitana, czyli serka sojowego o właściwościach organoleptycznych zbliżonych do mięsa?
To niewybaczalny błąd. Ruch w stołecznym gastro jest tak wielki, że nie daję rady bywać tu służbowo i w galowym mundurze Policji Kulinarnej z akselbantami częściej niż raz... na ćwierćwiecze.
Jadłem w zadziwieniu, że z rodzimego warzywniaka można wydobyć aż tyle smaku. - Majo, to wszystko majo! - podsumował me zachwyty fotograf Bartek.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.