
Tomasz Łaszczych z Lipnik Starych (Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta)
Krowy nazywały się Miła, Malwa, Tara, Tunka i Tęcza. Tak wynika z „Rocznika Nauk Rolniczych” z 1955 roku, w którym opisano gospodarstwo: „Antoni Kaczyński, syn Franciszka, średniorolny chłop, posiada 8,5 ha ziemi ornej, 1 ha łąk i 3 ha pastwisk. Utrzymuje: 5 krów, 1 buhajka, 1 jałówkę powyżej 1 roku i 1 jałówkę poniżej 1 roku”. Wojciech Kaczyński, wnuk Antoniego, trzyma ten rocznik w biblioteczce na zapleczu obory.
We wsi Mystki-Rzym trzaskam drzwiami autobusu i od razu czuję, że dobrze wysiadłem. To ostatnie dni, kiedy na pola można wywieźć gnojowicę. Kto wywiezie po przymrozkach, zapłaci 500 złotych kary. Nie wolno lać nieczystości po zmarzniętej ziemi, bo i tak się nie wchłonie, będzie tylko śmierdzieć. Więc rolnicy uwijają się w całym powiecie, od Wysokiego Mazowieckiego po Szepietowo.
W największym gospodarstwie, między wymyślnie przyciętymi krzewami, stoi szyld z krową i napisem „Specjalistyczne gospodarstwo. Joanna i Wojciech Kaczyńscy. Rok założenia 1925”.
Wypróbuj cyfrową Wyborczą
Nieograniczony dostęp do serwisów informacyjnych, biznesowych, lokalnych i wszystkich magazynów Wyborczej
? Musiałbym chyba wrócić na plantację do Niemca.
Rozumiem, ze do niego nie dociera, ze nie moglby juz pracowac w Unii
Wtedy też nie mógł.
"-Tylko szkoda byłoby tych dopłat do ziemi."
No i szkoda unijnych rynkow. Cztery miliardy litrow nadprodukcji mleka, ciekawe gdzie to by sie sprzedalo bez Uni?
Glosujcie na PiS dalej, drodzy rolnicy, a wyjscie z Uni prawie jak w banku. A raczej wyrzucenie, nie wyjscie.
Moim zdaniem głównym beneficjentem dopłat do rolnictwa jest wielki biznes - sieci handlowe, przetwórcy, hurtownie, mogą zbijać ceny skupu do absurdalnego poziomu (znacznie poniżej kosztów uprawy), bo 1) rolnik i tak dostaje pieniądze z dopłat, które zapewniają mu jakieś minimum egzystencjalne, a poza tym 2) rolnicy jako mali, indywidualni gracze, mają słabą pozycję negocjacyjną. Zarazem my, jako składający się (z podatków) na dopłaty, nie dostajemy tutaj tego, co zapewne było u podstaw zamysłem wdrażających ten system - niskich cen żywności w sklepach - bo po tanim zakupie handlowcy doliczają złodziejskie marże mające bardzo mało wspólnego z realnymi kosztami działalności. Rozumiem, że jakiś fundusz pomocowy na wypadek klęsk żywiołowych i losowych sytuacji powodujących utratę plonów musi istnieć. Ale czy uczciwszym sposobem pomocy rolnikom nie byłoby dążenie do sprawiedliwszego podziału tortu, zamiast dawania im okruszków, a potem dopłacania do działalności? Ich działalność nie jest przecież deficytowa; jest znacznie ważniejsza od innych gałęzi gospodarki, bo - jak by nie patrzeć - bez nich umarlibyśmy z głodu.
"rolnicy jako mali, indywidualni gracze, mają słabą pozycję negocjacyjną" - to dlaczego się drobni rolnicy, nie zrzeszą, choćby w coś na kształt Kółek Rolniczych (oczywiście tych przedwojennych), ewentualnie w grupy producenckie? Mieli by wówczas na swoim terenie znaczący głos. Tylko po co się wysilać, lepiej iść do knajpy, napić się ponarzekać - żonka i tak gospodarstwo obrobi.
Rolnik jest głównym beneficjentem, bo sama produkcja nie zależy tak mocno od pogody i koniunktury. Założenie jest takie, że chcemy tych produktów w każdym roku, bez drastycznych niedoborów.
Fundusz pomocowy byłby bardziej kłopotliwy w organizacji (i raczej powinien istnieć równolegle, co zresztą było w przypadku ptasiej grypy, może powinno być i przy ASF). Głównie dlatego, że nie ma jednej klęski w całym kraju. Nie jest łatwo wyznaczyć, gdzie straty w produkcji były przypadkowe, a gdzie są wynikiem błędu ludzkiego.
Czy w założeniu dopłaty miały dać niskie ceny żywności? Nie wiem, czy gdzieś tak było powiedziane. Raczej miały ustabilizować produkcję w samej UE, zapobiec jej przenoszeniu do tańszych krajów.
Gdybyś przeczytał artykuł, wiedziałbyś, że rolnicy się zrzeszają. No i w ogóle nie odpowiadasz na moje pytanie.
Mało sensu, dużo ziania nienawiścią do rolników. Dlaczego wszyscy tak bardzo gardzą ludźmi, których produkty codziennie jedzą? Spróbujcie coś uprawiać, choćby na działce. Zobaczylibyście, że to ciężki kawałek chleba.
@zonk15
Dzięki. Stabilizacja i zapobieganie zanikowi rolnictwa na rzecz importu z biedniejszych krajów to jakieś rozsądne argumenty.
Zastanawiałem się jednak nie tyle nad sensem likwidacji jakiejkolwiek pomocy dla rolnictwa, ale na tym, czy nie dałoby się tak zaingerować w rynek, żeby zwiększyć pozycję rolników i żeby do ich kieszeni szła większa część pieniędzy płaconych przez nas w sklepie za jedzenie. Nie da się ukryć, że to oni pracują najciężej w całym łańcuchu.
Rolnictwo bowiem nie stanowi połowy tego czym się zajmuje człowiek i rolnicy nie stanowią połowy współczesnego społeczeństwa. Owszem, zgoda na wydatkowanie na te cele np. 5% budżetu, bo taka jest ranga rolnictwa w całości gospodarki ale są inne dziedziny o wiele ważniejsze niż rolnictwo i te trzeba wspierać: edukacja, transport i telekomunikacja, służba zdrowia, bezpieczeństwo i sądownictwo na początek wystarczą. Leśnictwo i zbieractwo zostawmy tym krajom, które nic innego nie potrafią a sami zajmijmy się nowoczesnymi technologiami.
Bierzmy przykład z najlepszych. Jakie rolnictwo ma Szwajcaria? Żadne. A są najbogatsi na świecie i mogą sobie kupić wszystko co im do żarcia potrzeba tak? Kraj bez bogactw naturalnych, sama skała, więc powinni dawno z głodu powymierać a są gospodarczą potęgą. Proponuję w UE z nich brać przykład, bo inaczej od Grecji do Portugalii przez Polskę ciągle ktoś będzie chodził z jakimś radłem i sochą po polu jak przed wiekami.
Co ma połowa budżetu UE do tego, czym się zajmują ludzie, lub składu społeczeństwa? Cały budżet UE to ułamek państwowych budżetów.
rolnik "europejski" nie wystawia faktur jako, zdaje sie, jedyny wsrod producentow; oznacza to, ze np. hodowcy krow mlecznych nikt nie placi za godziny p r a c y -7 dni w tygodniu, ani za produkt - koszty produkcji sa za wysokie, gdyby mial to wszystko podliczyc i wystawic fakture: pokrycie kosztow produkcji i zysk adekwatny jak np.u producenta odziezy, samochodow itd. cena zywnosci bylaby duzo wyzsza. Znam bardzo dobrze rolnictwo szwajcarskie, procentowo zajmuje sie nim taka sama czesc spoleczenstwa jak w krajach UE, a wiec nie jest zadne (patrz sery)! Szwajcarzy glownie kupuja zywnosc rodzima
i wiedza jak jest produkowana, to bardzo ok byc swiadomym konsumentem czyli wiedziec jak i gdzie jest wyprodukowane to co jem, wyznaja zasade: jesc lokajnie i sezonowo; rolnicy szwajcarscy dostaja cztery do pieciu razy wiecej doplat od panstwa niz rolnik unijny od UE, oczywiscie rowniez maja sporo zasad do przestrzegnia
Rolników jest mało, ale KAŻDY korzysta z ich produktów codziennie. Na dobrą sprawę przeżyłbyś bez każdej innej gałęzi gospodarki, ale bez rolnictwa nie dałbyś rady. Szwajcaria importuje żywność, bo ktoś ją eksportuje. Gdyby każdy chciał wzorować się na Szwajcarii, to umarlibyśmy z głodu.
Wybacz, napisałem o Szwajcarii uwierzywszy bardzospokojnemu. Liczyłem, że pisząc z takim znawstwem opiera się na jakichś danych. Dzięki za fachową wypowiedź. Poczytałem trochę i wiem, że to, co piszesz, generalnie pokrywa się z prawdą.
Wiesz może, czy dałoby się zlikwidować dopłat na rzecz sprawiedliwszego podziału końcowej ceny żywności? Tak, żeby większa część trafiała do rolnika.
Też bym chciał żeby moja firma dostawała dopłaty jak rolnicy czy górnicy
a jak będzie za mało dopłat to się po prostu zablokuje drogi i spoko.
To nonsens, że UE jest de facto EUWR (Europejską Unią Wspierania Rolnictwa),
skoro niemal połowa jej budżetu idzie na te cele. Jednocześnie blokuje to krajom rozwijającym się sprzedaż tego co akurat potrafią robić: produkować środki spożywcze. W ten sposób podatnik musi potem drugi raz wyłożyć na pomoc dla tych krajów.
Nonsens.
niech sobie rolnicy będą, ale bez dopłat.
wolę niższe podatki i droższą żywność.