Tragedii w Crocus City Hall winni są Ukraińcy, a radykalni terroryści islamscy stoją, a przynajmniej powinni stać po stronie Rosji - taką wizję krwawych wydarzeń narzuca swym podwładnym i rodakom Putin.
Putin za wszelką cenę musi zrzucić winę za masakrę w podmoskiewskim Krasnogorsku na Ukrainę, bo inaczej straci twarz. Zadanie to jest bardzo trudne.
Jeśli potwierdzi się islamistyczny trop zamachu terrorystycznego w Moskwie, a z tą wersją coraz trudniej się nie zgodzić, to doszło do katastrofalnego blamażu Putina.
Kreml po raz pierwszy oficjalnie przyznał, że toczy wojnę. Ta zmiana powinna wystraszyć przede wszystkim Rosjan.
Mocno podkolorowane, ale nie do końca zmyślone zwycięstwo w "wyborach" dodaje Władimirowi Putinowi pewności siebie. Tak wzmocniony będzie dalej spełniać swoją misję, czyli zaprowadzać "sprawiedliwe" jego zdaniem porządki w Ukrainie i innych krajach.
Zakończone w niedzielę trzydniowe "przedsięwzięcie elektoralne" w Rosji putinowskiej pokazuje, że w kraju zapanowały porządki monarchiczne, które z demokracją nie mają nic wspólnego, bo też z definicji powinny być od niej jak najdalej.
Dmitrij Miedwiediew przedstawił swoją formułę zakończenia wojny. Zgodnie z jego koncepcją pokój zapanuje, jeśli Ukraina przestanie istnieć.
Wdowa po opozycjoniście Aleksieju Nawalnym i zamknięty w łagrze Kara-Murza wzywają świat, by po zaczynających się jutro w Rosji "wyborach" nie uznawał Władimira Putina za legalnego prezydenta. Argumentów po temu jest aż nadto.
W rozpoczynających się w piątek "wyborach" prezydenckich Putin dostanie rekordową liczbą ponad 62 mln głosów. Goniąc za cyfrą, tak jawnie łamie prawo międzynarodowe i zasady demokracji, że neguje "legitymność" swego sukcesu.
Zwolnienie od odpowiedzialności za przestępstwa w zamian za służbę na froncie ma być wpisane do Kodeksu Karnego. Tak Putin próbuje zapełnić szeregi swej armii. Najpierw jednak musi zapełnić łagry i areszty, bo wojna je opróżniła.
Od piątku do niedzieli Rosjanie będą "wybierać" Władimira Putina na kolejną kadencję. Putin sam wybrał sobie trzech groteskowych "konkurentów", poddani wyboru więc nie mają.
Rosjanie mimo represji i narzuconych im drakońskich praw jednak nadal mają możliwość popsucia Putinowi radości z zaplanowanego już dawno zwycięstwa w farsie zwanej "wyborami".
Żałobna operacja specjalna nakazana przez Władimira Putina okazała się porażką, bo pokazała światu jego bezwzględnie okrutne oblicze. Rosjanie wciąż żegnają zamęczonego w łagrze opozycjonistę Aleksieja Nawalnego.
Dziś w południe czasu polskiego w Moskwie pochowany ma zostać Aleksiej Nawalny, przywódca rosyjskiej opozycji. Rosyjskie władze wymusiły przesunięcie daty pogrzebu, by nie zakłócał orędzia Władimira Putina
W swym dorocznym orędziu Putin spekulacje o tym, że napadnie na Europę, nazwał "bredniami". Jednocześnie zagroził Europejczykom druzgocącym odwetem, jeśli dojdzie do ataków na terytorium Rosji.
Na froncie ukraińskim zginęło już co najmniej 82 tys. żołnierzy Putina, czyli prawie sześć razy więcej niż ZSRR stracił w dziewięcioletnim konflikcie w Afganistanie. Rosji w jej sytuacji demograficznej na toczoną dziś wojnę nie stać.
Ci, którzy twierdzą, że Putin po rozprawie z Ukrainą zaryzykuje wojnę z NATO i zaatakuje Polskę, nie doceniają jego sprytu i rozmachu ogłaszanych już od dawna geostrategicznych zamysłów pana Kremla.
Putin niczym tyran ze starożytnej tragedii "Antygona" znęca się nad matką zamordowanego w łagrze Aleksieja Nawalnego i zwłokami opozycjonisty.
Rosja uzupełnia swoje zapasy "żywego towaru" - to znaczy łowi obcokrajowców, by oskarżać ich o "szpiegostwo". Dla Putina są walutą, za którą chce kupić wolność swoich uwięzionych na Zachodzie bandytów.
Popularny prokremlowski bloger Andriej Morozow ("Murz"), piszący o katastrofalnych stratach poniesionych przez Rosjan szturmujących Awdijiwkę, zastrzelił się. Minister obrony Szojgu twierdzi, że wziął miejscowość kosztem "minimalnym".
Putinowski syndykat zbrodni ma się dobrze. Jego ludzie od mokrej roboty mogą być pewni nagród, opieki i ochrony ze strony państwa.
Wczoraj Putin miał wspaniały dzień. Na spotkaniu w Czelabińsku, który akurat wizytował, promieniał radością. Poza śmiercią Aleksieja Nawalnego miał do niej wiele innych powodów.
Aleksiej Nawalny okazał się tak mocny i tak straszny dla Putina, bo był doskonałym zwierzęciem, a lepiej powiedzieć - bestią polityczną. Z wyobraźnią, inwencją, osobistym czarem i wielką odwagą w najtrudniejszych okolicznościach potrafił się włamać...
Bardzo głośno zapowiadany w Rosji wywiad z Putinem przeprowadzony przez Tuckera Carlsona okazał się klapą. Obaj rozmówcy przyznają, że nie osiągnęli "satysfakcji".
CO W ROSJI PISZCZY? W niedawnej rozmowie z Tuckerem Carlsonem Władimir Putin zaproponował wymianę aresztowanego w Moskwie dziennikarza "Wall Street Journal" na skazanego na dożywocie w Berlinie rosyjskiego kilera.
Z herezji, jakie Władimir Putin wcisnął w niedawnym wywiadzie swemu piewcy z USA Tuckerowi Carlsonowi, największe i najgroźniejsze dotyczą Polski. Rzecz idzie oczywiście o wojnach - przeszłej, aktualnej i ewentualnej...
"Historyczny" wywiad udzielony Tuckerowi Carlsonowi był w istocie monologiem Władimira Putina. Prezydent Rosji dużo, źle i groźnie mówił o Polsce. Amerykanin, kompletny ignorant, łykał to wszystko.
Putinowska Centralna Komisja Wyborcza nie dopuściła Borysa Nadieżdina do udziału w wyborach prezydenckich. Przeciwnik wojny może się jeszcze odwołać do Sądu Najwyższego, ale bez nadziei, że to coś da.
Putinowska Centralna Komisja Wyborcza zakwestionowała 9209 podpisów poparcia kandydatury Borysa Nadieżdina na prezydenta. Okazuje się, że wiele z nich sama zepsuła. Sztab Nadieżdina dostał dwa dni na dostarczenie "prawidłowych" podpisów.
Dopiero w sobotę okaże się czy Centralna Komisja Wyborcza Rosji pozwoli Borysowi Nadieżdinowi wystartować w wyborach prezydenta. Wiele wskazuje na to, że zgody nie będzie.
Władimir Putin może wyeliminować Borysa Nadieżdina w przedbiegach, albo też wpuścić rywala na ring, by - mocą swojej propagandy, mediów i służb - zmiażdżyć go.
Próba uprowadzenia muzyków grupy Bi-2 z Tajlandii do Moskwy pokazuje, z jaką maniakalną pasją Putin ściga swych krytyków po świecie. Tym razem macki Kremla okazały się jednak za krótkie, a jego dyplomaci się skompromitowali.
Putinowska rewolucja kulturalna przybiera na sile. Krnąbrni artyści stają się przestępcami, tracą prawa autorskie i honoraria. Duma uchwaliła ustawę, która pozwoli odbierać im mieszkania i mienie.
Przeciwnik wojny Boris Nadieżdin zebrał znacznie więcej podpisów poparcia, niż trzeba dla dopuszczenia go do walki o Kreml. Jednak Putin nie jest chyba dość odważny, by zezwolić swemu krytykowi na udział w marcowych wyborach.
Putin raz za razem powtarza, że Zachód "wymazuje" kulturę rosyjską. A sam z pasją rozdeptuje to, co w niej dziś najcenniejsze.
Rosja zgodzi się, by przyczyny katastrofy Iła-76 pod Biełgorodem zbadała komisja międzynarodowa, jeśli ta z góry zgodzi się całą winę przypisać Ukrainie. Sama jednak podejrzanie kluczy w sprawie zdarzenia, w którym zginąć miało 65 ukraińskich jeńców.
Po zestrzeleniu rosyjskiego wojskowego Iła-76 w pobliżu Biełgorodu Moskwa wykorzystuje ten kolejny tragiczny epizod rozpętanej przez siebie wojny do gwałtownych ataków na Ukrainę i sojuszników Kijowa.
CO W ROSJI PISZCZY? Spece od sterowania demokracją obiecujący Putinowi triumf w marcowych "wyborach" prezydenckich mają kłopot. Muszą kombinować, jak się pozbyć konkurenta, krytyka wojny i Kremla Borysa Nadieżdina, za którym stają tysiące Rosjan.
Niecałe dwa miesiące dzielą nas od wyboropodobnego wytworu putinowskiej "demokracji sterowanej". I choć od dawna wiadomo, kto w wyniku tego obrządku pozostanie panem Kremla, jakaś intryga jednak w nim się tli.
- Trudno jest wychowywać dzieci w takich warunkach, jakie mają w krajach Zachodu. Wspólne toalety w szkołach dla chłopców i dziewczynek: co to ma być? A taka jest powszechna praktyka - dowodził niedawno prezydent Rosji Władimir Putin.
Copyright © Agora SA