Założyła szkołę, w której religię prowadzili ksiądz, pastor i rabin. Chciała kształcić nie panny z dobrych domów, lecz obywatelki przyszłej Polski niezależnie od zasobności portfela rodziców

Nie znałem babci osobiście – za późno się urodziłem (notabene w rocznicę jej śmierci). Znam ją za to świetnie z rodzinnych opowieści.

Helena z Ciesielskich Rzadkiewiczowa urodziła się 13 listopada 1867 r. w Bieżuniu, niedaleko Płocka. W tym samym roku jej ojciec został wywieziony w głąb Rosji; represje po powstaniu styczniowym. Zmarł w czasie transportu. Opiekę nad rodziną przejął wujek Heleny ks. Jan Maciejewski.

Dziewczynka początkowo nauki pobierała na pensji w Koninie, wkrótce jednak zapisano ją do rosyjskiego realnego ucziliszcza (odpowiednik szkoły średniej) w Kaliszu. Po ukończeniu szkoły pracowała jako guwernantka w domach ziemiańskich od Częstochowy po Płock. W jednym z nich poznała przyszłego męża Zygmunta Rzadkiewicza. Wzięli ślub w lutym 1897 r. W kolejnych latach urodziły się dzieci: Michał, Irena, Romana.

W 1903 r. Rzadkiewiczowa założyła swoją pierwszą szkołę: dwuklasową elementarną dla kolejarskich dzieci na stacji w Koluszkach.

W wyniku rewolucji 1905 r. władze rosyjskie złagodziły nieco politykę rusyfikacyjną i zezwoliły na wprowadzenie języka polskiego do szkół. Rzadkiewiczowa postanowiła otworzyć prawdziwą szkołę, oczywiście z polskim jako językiem nauczania. Wybór padł na Sosnowiec, który był wtedy nowym, intensywnie rozwijającym się ośrodkiem przemysłowym i niedawno otrzymał prawa miejskie.

Od października 1906 r. w wynajętych pomieszczeniach rozpoczęła pracę „7-mio klasowa Żeńska Szkoła Realna”. Właśnie „szkoła realna”, a nie „pensja dla panien z dobrego domu”, jak to wtedy było w modzie. Ideą przewodnią było wychowanie młodego pokolenia dziewcząt o szerokich horyzontach, które zatroszczą się o kolejne pokolenie – światłych obywateli przyszłego niepodległego państwa. To była idea pracy organicznej.

Samodzielne utrzymanie szkoły nie było łatwe. Po roku Rzadkiewiczowa zawarła spółkę ze Stanisławą Podkajową. Szkoła w nowym kształcie przetrwała aż dziesięć lat. Od 1911 r. „Szkoła Realna Żeńska St. Podkajowej i H. Rzadkiewiczowej” przyjęła nazwę „Szkoła Handlowa Żeńska”. W 1912 r. jej mury opuściły pierwsze absolwentki. W 1917 r. znów jedyną właścicielką została Helena Rzadkiewiczowa, a szkoła powtórnie stała się „Szkołą Realną”.

Po odzyskaniu niepodległości placówka została dostosowana do nowego, polskiego systemu szkolnego i od 1926 r. przyjęła nazwę: „8-klasowe Gimnazjum Żeńskie H. Rzadkiewiczowej” o charakterze matematyczno-przyrodniczym. Nauka była płatna, toteż szkoła była samowystarczalna finansowo.

Założycielka, odtąd zwana „przełożoną”, nadała jej specyficzny charakter. Była to instytucja przyjmująca uczennice z różnych środowisk – nie tylko córki przemysłowców i bogatych kupców, dzieci z rodzin inteligenckiej klasy średniej, ale również córki pracowników kolejowych, za których opłaty wnosiły Polskie Koleje Państwowe. Oraz dziewczynki z całkiem biednych domów, którym szkoła fundowała stypendia.

Szkoła nigdy nie była traktowana jako przedsiębiorstwo dochodowe. Właścicielka wyznaczała sobie pensję odpowiednio do obowiązujących wówczas standardów w szkolnictwie państwowym, podobnie pensje nauczycieli i personelu pomocniczego. Nadwyżki z opłat uczniowskich, pozostałe po wypłacie wynagrodzeń i pokryciu kosztów administracyjnych, przeznaczano na stypendia.

Helena Rzadkiewiczowa zmarła 16 listopada 1930 r. Szkołę odziedziczyli spadkobiercy: Michał, Irena i Romana. Wobec tego, że Michał i Irena z rodzinami opuścili Sosnowiec, szkołę w 1933 r. przekazano Romanie, absolwentce Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, i jej mężowi Edmundowi Indelakowi.

W czasie okupacji majątek szkoły został całkowicie zniszczony. Sosnowiec włączono do Rzeszy, budynki szkolne zostały zajęte przez okupanta, materiały naukowe, książki i meble ostatni właściciele przenosili z miejsca na miejsce, aż w końcu zostały ich resztki. Romana, ostatnia dyrektorka i właścicielka, podjęła się prowadzenia tajnego nauczania swej ukochanej historii. Komplety odbywały się wieczorami (uczniowie – nastolatki – byli objęci nakazami pracy) w prywatnym mieszkanku, gdzie za ścianą i pod podłogą mieszkały już rodziny niemieckie zakwaterowane po wysiedleniu Polaków. Uczniowie tych tajnych kursów zostali absolwentami pierwszej po wojnie matury w 1945 r.

Po wojnie szkoły już odtworzono. Ocalałe dokumenty szkolne, a także sztandar są teraz w Liceum im. Emilii Plater w Sosnowcu.

Dla babci wzorami byli bohaterowie Żeromskiego, Orzeszkowej. Praca organiczna, pozytywizm, te sprawy. Nie tolerowała żywego jeszcze wtedy zwyczaju obnoszenia się z „herbowymi” koligacjami, uważała to za śmieszne. Pomoc domowa była traktowana niemal jak członek rodziny. Była absolutną zwolenniczką Piłsudskiego (jej syn, choć „carski poddany”, służył w Legionach). Była patriotką, lecz nie nacjonalistką. W szkole nie było różnic: czy to Żydówka, czy „biała” Rosjanka, czy dzieci niemieckich fabrykantów.

Stosunek do religii? Chciała wychowywać ludzi tolerancyjnych, o otwartych umysłach. Przyjmowała dziewczynki z rodzin katolickich, protestanckich i żydowskich, religii uczyli ksiądz, pastor i rabin. Miała z tego powodu konflikt z diecezją kielecką (do której wtedy należał Sosnowiec), ale znajdowała wspólny język z księżmi prefektami (ks. Ufniarski, ks. Głowala). Sprowadzała literaturę polską z Krakowa, co przed 1914 r. było nielegalne.

Babcia ponoć paliła dużo. Ale w tych czasach palenie papierosów było przecież jednym z przejawów emancypacji kobiet.

Komentarze