Brał udział w rewolucji, założył organizację patriotyczną, zbierał ochotników na wojnę z bolszewikami, był działaczem sportowym i członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej.

Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym konkursie?

Zapoznaj się z REGULAMINEM konkursu

Weź udział w konkursie, przyślij opowieść, wygraj nagrody! [FORMULARZ]

Antoni Adam Lindner był moim dziadkiem. Urodził się w Łodzi w 1886 r. Jego ojcem był Niemiec Adolf Lindner, a matką Czeszka Anna Wolanek. Atmosfera rodzinna była najwyraźniej przesycona polskością. 19-letni Antoś brał udział w powstaniu, zwanym później rewolucją 1905 r. Zwycięstwem tego buntu była zgoda władz carskich na wprowadzenie do jednego z łódzkich gimnazjów wykładowego języka polskiego. Dyrektor tej szkoły zezwolił dorosłym uczniom na palenie papierosów w wyznaczonym pomieszczeniu. Potraktowali to jak obrazę i w proteście rzucili palenie. Dziadek nie palił do końca życia.

W zaborze austriackim powstała organizacja patriotyczna Sokół ukryta pod nazwą Towarzystwo Gimnastyczne. Dziadek starał się przenieść tę organizację do zaboru rosyjskiego. Napotkał opór carskiego ministerstwa spraw wewnętrznych. Jego szefem był wówczas Piotr Arkadiewicz Stołypin zwany „wieszatielem”. Skorzystano z wybiegu – zarejestrowano Towarzystwo Gimnastyczne Antoniego Lindnera.

Dużą akcją tego towarzystwa była wyprawa przez zieloną granicę do Krakowa na odsłonięcie pomnika grunwaldzkiego w 500. rocznicę bitwy. W 1911 r., po zamachu na Stołypina, zmieniono nazwę na Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”. Antoni Lindner został naczelnikiem Okręgu Mazowsze.

Zerwany łańcuch

Wiosną 1918 r. dziadek otrzymał trzy figurki z brązu przedstawiające szpadzistę, dyskobola i niewolnika z rękami skutymi łańcuchem. Miały wygrawerowany napis: „Naczelnikowi A. Lindnerowi od grona przodowników”. Łańcuch niewolnika się zerwał. Nastąpiło to w pamiętnym dniu 11 listopada 1918 r. Dziadek potraktował tamto zdarzenie jak omen i nie reperował łańcucha. Po latach otrzymałem te figurki z kategorycznym zaleceniem: „Nie reperuj łańcucha!”.

Niewolnik stał na moim biurku i kiedyś z niego spadł. Ułamała mu się prawa ręka. Było to 8 października 1982 r., w dniu delegalizacji „Solidarności”. Po kilku latach oddałem figurkę do reperacji. Zakazałem mistrzowi brązownikowi reperowania łańcucha i poprosiłem o wygrawerowanie trzech dat: dwóch wyżej wspomnianych i daty reperacji. Okazało się, że był to pierwszy dzień obrad Okrągłego Stołu.

Człowiek czynu

W 1920 r. dziadkowi udało się zebrać 50 ochotników z Łodzi i z tym oddziałem zameldować się u gen. Józefa Hallera na froncie bolszewickim. Wśród ochotników było dwóch młodszych braci Antoniego: Stefan i Ignacy. Stefan poległ na tej wojnie. Ignacy został strzelcem wyborowym. Dziadek otrzymał srebrny i złoty medal „Za walkę z bolszewizmem”.

Po wojnie Lindnerowie kupili dom z ogrodem w Rudzie Pabianickiej przy ul. Kościuszki (obecnie Patriotyczna). Dom służył rodzinie jako letnisko, zimą mieszkali na Księżym Młynie w famułach Scheiblera w Łodzi. Dziadek pracował w fabryce Scheiblera i Grohmana jako główny kasjer.

Antoni Lindner był człowiekiem czynu. Poza pracą zawodową był działaczem sportowym i członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej. Wspierał Rudzki Klub Sportowy – wyposażył drużynę piłkarską w stroje i buty. Organizował zloty sokole połączone z zawodami sportowymi. W 1936 r. brał udział w olimpiadzie w Berlinie jako trener gimnastyczek. W naszym ogrodzie w Rudzie trenowała Maria Kwaśniewska, która zdobyła później w Berlinie brązowy medal w rzucie oszczepem.

Na początku września 1939 r. do Rudy przyjechali Niemcy i aresztowali dziadka. Mieli list proskrypcyjny – szukali „prezydenta Lindnera”. Zawieźli go do dawnego więzienia carskiego w Piotrkowie Trybunalskim i tam przesłuchiwali przez dwa tygodnie. Wobec nieskuteczności przesłuchań zmieniono oficera śledczego. Nowym okazał się działacz sportowy, którego dziadek poznał podczas igrzysk olimpijskich w Berlinie. Niemiec przyjął zaproponowaną mu łapówkę. Rodzina Lindnerów spędziła resztę wojny w Krośnie nad Wisłokiem w Beskidzie Niskim.

Tysiąc odmian dalii

Zbigniew Herbert powiedział kiedyś, że Polacy dzielą się na wschodnich i zachodnich – i to determinuje ich postawy. Chodziło mu o prawy lub lewy brzeg Bugu i linię Ribbentrop-Mołotow. Polacy zachodni przeżyli okupację niemiecką, a później radziecką. Polacy wschodni mieli różnych okupacji więcej. Dziadek Antoni należał do zachodnich. Mimo jednoznacznych doświadczeń na froncie pod Radzyminem tak się ucieszył z przepędzenia Niemców przez Armię Czerwoną, że wyciągnął z piwnicy – wart wtedy majątek – worek papierosów i rozdał je Rosjanom.

Po wojnie dom w Rudzie stał się jedynym siedliskiem rodziny Lindnerów. Po Niemcach pozostała zdychająca z głodu suka, owczarek, nomen omen, niemiecki. Dostała nowe imię – Wierna – i żyła jeszcze wiele lat. Pozostał też list od Adolfa Hitlera do oficera, który stracił nogę na froncie wschodnim. Hitler darowywał mu nasz dom w Rudzie.

Nowa władza nie zgodziła się na reaktywowanie „Sokoła”. Dziadek podjął jeszcze próbę po Październiku. Mimo odwilży i ta próba była nieskuteczna. Ponieważ lubił działać społecznie, udzielał się w Rudzkim Klubie Sportowym i w Towarzystwie Ogródków Działkowych. Hodował też dalie. Postawił sobie cel: tysiąc odmian dalii na tysiąclecie Polski. Do 1964 r. wyhodował ponad 980 odmian. Zmarł 26 grudnia 1964 r. Jest pochowany na cmentarzu przy ul. Mierzejowej w Łodzi.

***

Akademia Opowieści. „Nieznani bohaterowie naszej niepodległości”

Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy nie zginęli na wojnie. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.

Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mieście ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, sąsiada. Jednych znaliśmy osobiście, innych – ze słyszenia. Opowiada się o nich anegdoty, wspomina ich z podziwem i sympatią.

Byli prawnikami, konstruktorami, nauczycielami, bywało też, że nie mieli żadnego zawodu. Uczyli, leczyli, tworzyli, wychowywali dzieci, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi, pracowitości.

Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.

Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.

Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem NASZEGO FORMULARZA.

Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”, „Magazynu Świątecznego”, „Dużego Formatu”, oraz w wydaniach lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.

Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
* za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
* za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto,
* za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto.

Komentarze