Na lekcjach fizyki siedzieliśmy w milczeniu, opowiadał prostym językiem, często zabawnie. Przypominam sobie, jak fajnie było widzieć Go w turbanie z ręcznika na głowie i słuchać gawędy o fluorescencji.

Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym konkursie?

Przeczytaj REGULAMIN KONKURSU

"Nieznani bohaterowie naszej niepodległości". Przyślij opowieść, wygraj nagrody [FORMULARZ]

Był rok 1960. Zapyziałe miasteczko, w którym żyli „nasi i obcy”. Tych drugich witano tu niechętnie. Dwa ryneczki, miejscowi mówili „jak w Krakowie”, ruiny biskupiego zamku, piękny renesansowy kościół, stare, drewniane domy wzdłuż niewielkich uliczek. Cotygodniowy targ, migotanie pstrych kolorów, kobiety z okolicznych wiosek ubrane w zapaski, rżenie koni. Życie towarzyskie skupiało się w kilku miejscowych barach. Szczęśliwe dzieciństwo i buntownicza młodość.

Profesor przyjechał z Warszawy. Mieszkańcy miasteczka, w którym wszyscy o wszystkim wiedzieli, nie mogli się domyślić, co Go tu przywiodło. Raz tylko, przy okazji wykładu na temat budowy atomu, pokazał nam zdjęcie pierwszego reaktora atomowego „Ewa”, mówiąc: „A ten chudzielec to ja z przyjaciółmi”. Na dociekliwe pytania uczniów uśmiechnął się i odpowiedział: „Było, minęło”.

W szkole nie miałam kłopotów, ale nie wyróżniałam się pilnością i pracowitością. Profesor założył Koło Młodych Fizyków. Mama długo musiała mnie przekonywać, bym brała udział w zajęciach. Po pierwszych spotkaniach zaczęłam rozumieć, że to, co do niedawna było nudne i niezrozumiałe, staje się wyprawą w nieznane światy. Na lekcjach siedzieliśmy w milczeniu, gdy odkrywał tajemnicę najzwyklejszego zjawiska i opatrywał je wzorem. Opowiadał prostym językiem, często zabawnie. Był cierpliwy i wyrozumiały. Nie zawierał z nikim bliższej znajomości, tylko uczniowie mogli, kiedy potrzebowali pomocy, przyjść do wynajętego u staruszki pokoju na bezpłatne korepetycje.

Któregoś razu źle napisałam klasówkę i zamiast oceny otrzymałam rysunek przedstawiający głowę dziewczynki z warkoczami, z loczkami nad czołem i kilkoma pytajnikami. Nigdy już nie poszłam na klasówkę nieprzygotowana.

PRZECZYTAJ TAKŻE: System Łopatkowej. Spotyka dziecko - porzucone, bite. Dobija się do urzędników, do ministrów. Nie pomaga - idzie do telewizji

Cud techniki i dziurawe skarpetki

Zachorowałam i przez pewien czas nie chodziłam do szkoły. Tylko On przychodził do domu i uczył mnie, bym nie miała zaległości. Mama zauważyła, że ma podarte skarpety, więc w dowód wdzięczności kupiła Mu kilka par, ale trudno było Go nimi obdarować.

Podczas choroby z nudów rozkręciłam zegar, próbując go naprawić. Gdy zobaczył efekt mojej pracy, narysował karykaturę z podpisem „Cud techniki (z jednego zegara powstaną dwa)”, bo po złożeniu zostało kilkanaście części.

Pan od fizyki z nikim nie zawierał bliższej znajomości, a wśród nauczycieli uchodził za nieszkodliwego dziwaka. Pozostały po nim karykatury i wspomnienia.
Pan od fizyki z nikim nie zawierał bliższej znajomości, a wśród nauczycieli uchodził za nieszkodliwego dziwaka. Pozostały po nim karykatury i wspomnienia.  Fot. archiwum

Innym razem spotkałam Go na spacerze, siedział oparty o pień drzewa z książką w języku francuskim. „Tłumaczę dla wydawnictwa” – powiedział, widząc moje zdziwienie.

Gdy w ankiecie na studia Mama uparła się, że nie napisze „pochodzenie robotniczo-chłopskie”, powiedział: „Niech pani nie szafuje przyszłością dziecka”.

Wśród grona pedagogicznego uchodził za nieszkodliwego dziwaka, na co odpowiadał: „Nie lubię się nudzić i was nie będę nudził”. Podsuwał nam do czytania książki, często „trudne”, i mówił: „Czytajcie, bo współtworzycie z autorem własne światy. Ludzie, których interesuje wiedza, są niegłupi”.

Zabierał nas na rajdy, opowiadając, że jesteśmy równocześnie „turystami w czasie”, a czas nas zmienia, choć tego nie widzimy.

Zbliżało się zakończenie roku szkolnego. Przygotowaliśmy ognisko, piekliśmy kiełbasy, ktoś grał na gitarze. Profesor zwykle ożywiony siedział milczący. „Może chory?” – ktoś zażartował i by nadać poważniejszy ton, zapytał: „To co, panie profesorze, jest najważniejsze w życiu? Czy nie takie momenty jak w tej chwili?”. „Są piękne i potrzebne, dziękuję wam za nie, ale życzę wam, byście umieli ukształtować siebie”.

Rozchodząc się, mówiliśmy „dobranoc”, On – „do zobaczenia”.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Róża Thun: Konie mojego dziadka! Ku chwale ojczyzny

Nazwisko profesora

Pracował u nas trzy lata. Z klasy, którą się opiekował, na studia dostało się nas dziewięcioro – ja i ośmiu moich kolegów. Wyjechał na wakacje. Czekaliśmy na Niego, by pochwalić się przyjęciem na studia. Nie pojawił się.

Po kilku miesiącach otrzymałam z Francji przesyłkę z książkami z dopiskiem: „Ucz się języków obcych”. Ukończyłam studia, podobnie jak moi znajomi.

Smutne jest to, że nie pamiętam Jego nazwiska. Próbowałam je znaleźć w szkolnym archiwum, bez skutku. Siedzę przy biurku, patrzę w okno, gdy niebieskawy mrok powoli gaśnie, i przypominam sobie, jak to było siedzieć w klasie i widzieć Go w turbanie z ręcznika na głowie i słuchać gawędy o fluorescencji.

Fluorescencja
Fluorescencja  Fot. archiwum

Pojawił się we wspomnieniach jak stary przyjaciel rodziny, po czym znowu zniknął. Zostały mi po Nim dwie narysowane wprawną kreską karykatury z podpisem „Fizyk”.

Żałuję, że nie powiedziałam Mu: „Dziękuję”.

***
Akademia Opowieści. „Nieznani bohaterowie naszej niepodległości”

Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy nie zginęli na wojnie. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.

Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mieście ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, sąsiada. Jednych znaliśmy osobiście, innych – ze słyszenia. Opowiada się o nich anegdoty, wspomina ich z podziwem i sympatią.

Byli prawnikami, konstruktorami, nauczycielami, bywało też, że nie mieli żadnego zawodu. Uczyli, leczyli, tworzyli, wychowywali dzieci, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi, pracowitości.

Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.

Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.

Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem NASZEGO FORMULARZA.

Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”, „Magazynu Świątecznego”, „Dużego Formatu”, oraz w wydaniach lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.

Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
* za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
* za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto,
* za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto.

Komentarze
Jaka wzruszajaca i mila opowiesc. Szkoda, ze taka tajemnicza.
Trudno byc zajmujacym nauczycielem fizyki. To byl skarb.
Prosze konieczie przypomniec sobie jak ten pan sie nazywal.
już oceniałe(a)ś
38
0
Fajna opowieść :-) Gdyby Pani podała nazwę miejscowości, może dałoby się ustalić to nazwisko...
Pozdrawiam
@kapitan.kirk
Już nie trzeba, znalazłem miejscowość ;-P Spróbuję pogrzebać w sieci i w papierach...
Pozdrawiam
już oceniałe(a)ś
21
0
@kapitan.kirk
i jak tam? są jakieś postępy?
już oceniałe(a)ś
3
0
@kapitan.kirk
Jeśli uda Ci się dotrzeć do listy pracowników Instytutu Badań Jądrowych z lat 50., to można zobaczyć, czy ktoś z nich pojawia się w katalogu Biblioteki Narodowej jako tłumacz (wystarczy wyszukać imię i nazwisko na katalogi.bn.org.pl).
już oceniałe(a)ś
2
0
@thenameless
Zakładam, że Profesor tłumaczył książkę (popularno)naukową lub techniczną. Mało było takich tłumaczeń z francuskiego w latach 60. Po odrzuceniu zawodowych tłumaczy i osób o innych życiorysach, pozostają cztery kandydatury: Jerzy Ściegienny, Marian Rajewski, Andrzej Depczyk i Waldemar Grzelczyk. Mam nadzieję, że ten komentarz dotrze do Autorki.
już oceniałe(a)ś
3
0
@rkh
Wszystko to już przerobiłem, nawet wszedłszy do BN; niestety "Postępy Techniki Jądrowej" niewiele tutaj dają. Równie dobrze to mogło być zdjęcie studenta na wycieczce w pierwszym w Polsce ośrodku badań jądrowych... Tłumaczem niekoniecznie musiał być zawodowym, mógł również tłumaczyć jako słup.
Brak danych, jest jeszcze większym wyzwaniem; spróbuję mu sprostać ;-)
Ale dziękuję za trop.
A prawdę powiedziawszy, najpewniej dałoby się jednak w Bodzentynie kogoś odszukać, kto by pamiętał; ale to już, że tak powiem, nie ta skala szukania.
Pozdrawiam
już oceniałe(a)ś
2
0
I naprawdę od razu pomyślałem Bodzentyn. Ciagle taki sam.
@rysiup
Ja też :-)
już oceniałe(a)ś
2
0
Bardzo poruszająca opowieść. On nas wszystkich. Podróżnikach w czasie.

Im bliżej lądowanie tym smak opowieści inncy podróżników intensywaniejszy.

Gratuluje.
już oceniałe(a)ś
8
0
Miła, ciekawa opowieść, dziękuję.
już oceniałe(a)ś
7
0
Fantastyczna opowieść! Ze swojej strony serdecznie pozdrawiam prof. Jerzego Brojana, Warszawa, lata szkolne 1988-1992. Wypisz-wymaluj, ten sam człowiek, co bohater niniejszej opowiesci :-)
już oceniałe(a)ś
6
0
"Pracował u nas trzy lata. Z klasy, którą się opiekował ..."

Jeśli był wychowawcą klasy, to może jego nazwisko jest na którymś ze świadectw szkolnych?

Ponieważ chodzi tu o liceum (zdjęcie z podstawówki jest mylące!), to w tym roczniku 59-63
była klasa ogólna z dwoma wychowawcami - K.Wrzałko, J.Braksator

Prawdopodobnie J.Braksator to osoba, o której mowa.
już oceniałe(a)ś
2
0