Poznaliśmy się na studiach w gdańskiej ASP, w pracowni Janusza Górskiego. Zaczęło się od wspólnego nucenia melodii i tak już sobie od tego czasu nucimy.
Staramy się dzielić pracą uwzględniając nasze predyspozycje indywidualne. Wspólnie wymyślamy i analizujemy projekty. Dyskutujemy o nich na kolejnych etapach realizacji. Przydaje się, gdy druga osoba spojrzy na projekt świeżym okiem, bo można dzięki temu uniknąć błędów i ślepych zaułków. Do pewnych rozwiązań dochodzi się wtedy szybciej.
Zdarza się, że jesteśmy jednomyślni, ale zdecydowane częściej się nie zgadzamy i cały proces jest nie tylko rozwiązywaniem problemów projektowych, ale i poszukiwaniem rozwiązań, które satysfakcjonowałyby nas oboje. Nie zawsze to się udaje.
Przez parę lat pracownię mieliśmy w domu. To było wygodne, gdy byliśmy sami, ale kiedy pojawiły się dzieci, stwierdziliśmy, że trzeba jednak pracę oddzielić od domu. Wspólna praca powoduje, że wolny czas ma się ochotę spędzić niekoniecznie w swoim towarzystwie.
Jesteśmy dumni z tego, że realizujmy nasze marzenia i że przy okazji się nie pozabijaliśmy. Plusy takiej wspólnej pracy to: uzupełnianie się, możliwość szybkiej weryfikacji pomysłów i rozwiązań; łatwość komunikacji, możliwość wspólnej analizy tematów. Minusy: zdarza się, że problemy pracowe przenoszą się do domu i na odwrót.
* Homework - znani z projektów graficznych dla Teatru Polskiego w Bydgoszczy i festiwali: T-Mobile Nowe Horyzonty, American Film Festival, Tydzień Kina Hiszpańskiego, Filmy Świata 'Ale Kino!', Niewinni Czarodzieje, serii plakatów filmowych do Klasyki Kina (Vivarto). Nagrodzeni na wielu konkursach plakatowych w kraju i za granicą (m.in. złoty i srebrny medal na Biennale plakatu w Meksyku, srebrny medal na Biennale plakatu w Chicago). Obecnie realizują projekt dla warszawskiego Muzeum Narodowego.
Ula: - Na pierwszym roku Akademii Sztuk Pięknych podszedł do mnie chłopak z mojego roku i powiedział, że mnie kocha. Wówczas miałam ochotę jedynie popukać się w głowę, tym bardziej, że przy tym był dość szalonym dziwadłem... Ale po przeszło dwóch latach prawdziwie ujmującej adoracji sama w końcu oszalałam. Będąc świeżo zakochanymi marzycielami wykorzystywaliśmy aurę Akademii i do dziś wspominamy ten czas jako długie rozmowy o malowaniu, wspólną pracę nad obrazami i grafikami, wyjazdy na stypendia.
Nasza współpraca zaczęła się od konkursów na plakat. Odtąd standardem stały się burze mózgów, wspólne szkicowanie, gadanie o pomysłach, a potem 'dopieszczanie' gotowych prac. Ten system nie zmienił się właściwie do dziś - tak samo zaczynamy rozgryzać zlecenia, jeśli zdecydujemy się pracować nad nimi wspólnie. Oficjalne narodziny Studia datujemy na 2008 rok (IV rok studiów), kiedy powstała nasza pierwsza strona internetowa, a my mieliśmy już na koncie parę zrealizowanych zleceń i nagród.
Od dyplomów w 2011 roku pracujemy bardzo intensywnie, więc przebywamy ze sobą praktycznie non-stop. Czujemy się szczęściarzami, bo mimo że jesteśmy skrajnie różni, jesteśmy wciąż ciekawi siebie na tyle, że wolimy wypracowywać kompromisy, niż się 'siłować'. Ważne w naszej pracy jest to, że każde z nas jest dobre zupełnie w czym innym - dzięki temu podział pracy jest dość naturalny: Filip sprawdza się w opracowywaniu całościowych koncepcji, ja odpowiadam za research i detale, porządkuję pomysły i doprowadzam do ich realizacji. Znamy się od podszewki i wiemy, kiedy możemy się wzajemnie ochrzaniać i od siebie wymagać, a kiedy powinniśmy odpuścić i pogłaskać.
Jesteśmy najbardziej dumni z tego, że w tym trudnym przedsięwzięciu udało nam się doprowadzić je do pewnej stabilności, gdzie każde z nas ma satysfakcję z tego, co robi. Bo to była największa niewiadoma: nie tyle, czy damy radę, tylko czy damy radę zrobić tak, żeby było fajnie. Jest naprawdę fajnie!
* Syfon Studio - ich najświeższa wspólna realizacja to seria autorskich koszulek (na zdjęciu), właśnie uruchomili ich sprzedaż na platformie shwrm.com. Pracują także równolegle nad kilkoma projektami, m.in. nad identyfikacją wizualną oraz produktami dla firmy zajmującej się małym designem w Paryżu.
Michał: - Studiowaliśmy na tej samej uczelni - Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Tam też się poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy. Kibicowaliśmy sobie podczas obrony prac dyplomowych, a później zaczęliśmy pracę w tej samej pracowni. Kiedy byliśmy już parą pracowaliśmy na poddaszu w pracowni Stefana Kuryłowicza, siedzieliśmy obok siebie oddzieleni 150-centymetrową ścianką. Nie za bardzo przyznawaliśmy się w pracy, że jesteśmy razem. Następnie Marta zaczęła pracę dla JEMS architekci, a ja kończyłem z zespołem projekt Muzeum Historii Żydów Polskich. Wzajemnie się wspieraliśmy, jeśli chodzi o sprawy zawodowe, w oddzielnych pracowniach. Było to łatwiejsze niż teraz. W wolnym czasie robiliśmy wspólnie inne projekty oraz konkursy. Dopiero na przełomie 2008 i 2009 r. powstała nasza pracownia Moko Architects.
Przez lata się docieraliśmy. Oboje mamy mocne charaktery i jesteśmy przekonani do własnych wizji. Jednak architektura to gra zespołowa i nie można jej tworzyć w pojedynkę. Dobra pracownia to zgrany zespół z oddanymi sprawie partnerami i pracownikami. Dzięki temu można podołać trudnym zadaniom i przezwyciężyć trudności. A przede wszystkim tworzyć i realizować interesujące rzeczy. Mamy wrażenie, że się uzupełniamy. To jest bardzo dobre.
Pracujemy dość intensywnie i nie udaje się oddzielać pracy od życia prywatnego na 100 procent. W wolnych chwilach staramy się pobudzać inne pasje poza architekturą. Lubimy podróżować, Marta dla odprężenia szyje, a ja uprawiam różne sporty. Mamy psa - Pantka , który jest mało odporny na stres więc nie możemy przy nim 'głośniej' rozmawiać.
Nie kończymy pracy po 18-tej tylko całą dobę możemy konfrontować nasze opinie.
Nie wyobrażamy sobie jednak naszej pracy tylko w mieszkaniu. To musi być inna, nie prywatna przestrzeń - miejsce gdzie wspólnie z zespołem tworzymy projekty, gdzie możemy zaprosić klientów. Ta przestrzeń ma dawać nam inne bodźce i z czym innym się kojarzyć.
Jesteśmy dumni z tego, że nasza praca staje się rozpoznawalna i doceniana. Plusem wspólnej pracy jest to, że dobrze się znamy i możemy sobie ufać w wielu kwestiach. Minusem niestety to, że jak jest urlop to pracę też zabieramy ze sobą.
* Moko Architects - znani m.in. z projektów warszawskich lokali: Relaks, MOMU Gastrobar, Stółdzielnia. Stanowią część teamu projektującego Skwery Sportów Miejskich. Zabiegają o realizację projektu centrum nurkowego w silosach na Żeraniu (na zdjeciu).
Magdalena: - Poznaliśmy się na imprezie po typograficznej konferencji ATypI. Poznał nas ze sobą kolega, niemiecki grafik pracujący wtedy w Warszawie. Od razu zaiskrzyło i zostaliśmy parą, ale na wspólną pracę przyszedł czas kilka lat później. Zaczęliśmy więc wspólnie działać znając się już bardzo dobrze. Pracę nad projektem często zaczynamy od określenia ogólnej koncepcji, celu który chcemy osiągnąć. Potem indywidualnie rozwiązujemy to zadanie i wspólnie wybieramy najlepsze rozwiązanie. Liczy się znalezienie najlepszego pomysłu, nie zależy nam na zaakcentowaniu wpływu któregoś z nas w danym projekcie.
Jakim cudem dogadujemy się i pracujemy razem kilka lat? Odpowiedź to miłość i szacunek. Dzięki nim spierając się i krytykując starasz się nie ranić drugiej strony. Również w pracy. Wspólne życie i praca to bardzo indywidualna sprawa. Sami wybraliśmy takie rozwiązanie i sprawdza się ono od kilku lat. Wcześniej pracowaliśmy w domu, a od ponad dwóch lat mamy pracownię. To z pewnością duże ułatwienie. Zresztą nie spędzamy całych dni razem, czasem mijamy się w pracy ze względu na inne zajęcia.
Najbardziej cieszy nas to, że możemy pracować nad tematami, które nas interesują i w sposób z którego obie strony są zadowolone. Zajmujemy się różnymi dziedzinami związanymi z projektowaniem i sztukami wizualnymi - projektujemy, bywamy kuratorami wystaw, piszemy o projektowaniu i wydajemy publikacje. Artur pracuje ze studentami na dwóch uczelniach (Politechnika Warszawska i Wydział Wzornictwa Warszawskiej ASP). Ja pracuję społecznie na rzecz środowiska, angażując się w projekty dwóch stowarzyszeń projektowych (związanych z grafiką użytkową i modą ). Jedynym minusem pracy w duecie może być to, że zostaje nam mało czasu na indywidualne projekty, bo takie też czasem realizujemy.
* Prowadzą studio graficzne Fontarte i własną minioficynę wydawniczą Fontarte Editions. Teraz wspólnie pracują nad wystawą 'Enfant terrible. Polski Nowy Plakat', której otwarcie planowane jest na początek września w Centrum Sztuki BOZAR w Brukseli. Kończą pracę nad książką o projekcie artystycznym 'Faceblok' Agnieszki Lasoty; przygotowują też projekt katalogu do wystawy w Zachęcie.
Znamy się od dawna i nieomal od początku pracujemy wspólnie. Zaczynaliśmy od pomagania sobie przy projektach indywidualnych, z czasem połączyło się to wszystko w Noviki. Spotkanie dwóch osób wyzwala ogromne energie, nad którymi trudno jest zapanować. Jeżeli można to do czegoś porównać, to może do wielkiego zderzacza hadronów w CERN. My mamy takie obwody włączone codziennie.
Raz we dwójkę pracuje się bardzo dobrze, a czasem fatalnie. Na pewno taki układ nie jest dla każdego. Jest to sytuacja długofalowa oparta na zaufaniu, dzieleniu całego spektrum emocji, wywoływanych podczas wspólnej pracy. Wszystkie plusy są też minusami i na odwrót. Korzyścią wspólnej pracy jest to, że druga osoba może zawsze coś ciekawego dodać od siebie, wnieść inne spojrzenie. Jednocześnie jest to minus, że bliska osoba wtrąca ci się do pracy i czasami wszystko widzi inaczej.
Nasza praca skupia się głownie na projektowaniu i opisywaniu wizualnym językiem zjawisk współczesnej kultury i sztuki, mamy wrażenie że brak ustalenia granic pomiędzy tym co jest pracą a tym co życiem oddzielonym od pracy jest w pewnym sensie lustrzanym odbiciem tematów nad którymi pracujemy. Można powiedzieć, że wszytko płynie. Staramy się uważnie obserwować co dzieje się dookoła, nie widzimy powodu aby narzucać sobie jakieś sztywne ramy pracy i życia, nasze życie polega na poznawaniu świata i ludzi przez naszą pracę. Może dlatego się jeszcze nie pozabijaliśmy - bo wtedy to wszytko by się skończyło.
* Noviki - znani z projektów dla Muzeum Sztuki Nowoczesnej, 'Krytyki Politycznej' ('Dziennik Opinii') i galerii Kolonie. Jednym z ich ostatnich projektów jest identyfikacja graficzna trwającej obecnie wystawy Małgorzaty Szczęśniak w Teatrze Nowym. We wrześniu ich prace będą prezentowane na New Digital Art Bienale w Sao Paulo i centrum sztuki nowoczesnej BOZAR w Brukseli.
Chcielibyśmy móc przytoczyć niezwykle barwną, ekscytującą i do cna romantyczną historię związaną z tym jak na siebie 'wpadliśmy' ale... nic z tego. Zapewne zaskoczymy czytelników faktem, że poznaliśmy się... w pracy.
Kto jest od czarnej roboty, a kto pozuje do zdjęć? Solidarnie milczymy jak grób. We współpracy prawie nad każdym projektem wisi widmo mordu (śmiech). Finalnie jednak okazuje się, że oczyszczająca szczerość pozwala każdemu nabrać obiektywizmu i niezbędnego dystansu do swojego stanowiska. Mamy wrażenie, że dzięki tym starciom mają szansę powstać lepsze projekty.
Żyjemy razem i pracujemy razem już kilka lat i niezależnie od tego, jak perwersyjne wydaje się to z zewnątrz, to układ w naszym przypadku niemal idealny. Nie grozi nam z pewnością brak wspólnych tematów do rozmów, ale bynajmniej nie jesteśmy jednomyślni - i to chyba jest źródło zdrowej równowagi. Diametralnie różnimy się typami osobowości. Dlatego o stagnacji czy nudzie nie może być mowy.
Cieszy nas fakt, że nasz 'podprądowy' plan na życie, nie tylko zawodowe, sprawdził się pomimo tego, że przez dłuższy czas wierzyliśmy w jego sens tylko my. Sami dyktujemy warunki, regulujemy tempo, decydujemy czym warto się zająć. A wszystko to na zapleczu krajowego designu, zza podlaskiego krzaka. A samo projektowanie 'w parze' ma swoje zalety, bo wszystko zostaje 'w rodzinie'. Ma jednak swoje wady, bo kolejny projekt może zaprzepaścić argument: 'bo złożę pozew o rozwód'.
* AZE Design - ich produkty znalazły się w zbiorach muzealnych i publikowane były w najbardziej istotnych wydawnictwach książkowych komentujących współczesne tendencje w projektowaniu przedmiotu. W tej chwili pracują m.in. nad zestawem mebli dla nowej marki niemieckiego operatora telefonii komórkowej. Równolegle wciąż myślą o produkcie, który według wstępnych założeń ma zdemolować gospodarkę Chin (na zdjęciu: fotel Bloxx).
Gosia: - Poznaliśmy się na Wydziale Wzornictwa warszawskiej ASP. Tomek prowadził gościnną pracownię projektowania (PG13). Niedługo potem zaczęliśmy współpracę.
Tomek: - Nasza relacja ewoluowała z relacji akademickiej, poprzez profesjonalną, aż do miejsca, w którym jesteśmy dziś, dzieląc życie prywatne i zawodowe. Nasze pomysły - wstępne idee i koncepcje projektów najczęściej są wynikiem rozmów. Wiele razem podróżujemy, a zmieniając miejsca zmieniamy perspektywę. Znajdujemy też przestrzeń do wymiany myśli, chociażby podczas podróży samochodem. Te koncepcje później dopracowujemy w ciągłym dialogu.
Gosia: - Ja jestem ze szkoły Tomka, więc to determinuje mój sposób myślenia. Między innymi dzięki temu nadajemy na tych samych falach. Ale każde z nas ma swoją unikalną osobowość i wrażliwość, wnosi swoją perspektywę. Tomek np. potrafi przenikliwie spojrzeć i w mgnieniu oka przeanalizować drogę, którą można pójść dalej.
Tomek: - Gosia z kolei ma wrodzoną cierpliwość. Mojej osobowości twórczej czasem tej cierpliwości brakuje. Uzupełniamy się, nie ma między nami konfliktu, czy konkurencji.
Gosia: - Kiedy praca jest pasją, to w pewnym sensie nie pracujesz nigdy, a z drugiej strony nigdy nie przestajesz pracować. Innymi słowy zacierają się granice pomiędzy życiem prywatnym i zawodowym. To chyba nie przypadek, że wśród ludzi pracujących twórczo, jak architekci, czy projektanci, często zdarzają się pary.
Tomek: - Od kilku lat wspólnie rozwijamy markę Studio Rygalik. Możemy być dumni z ciągłego rozwoju - każdego z nas z osobna, a także nas jako zawodowych partnerów. Mamy jednak świadomość, że jeszcze wszystko przed nami. Widzimy same plusy takiej współpracy.
* Studio Rygalik - aktualnie, poza wieloma nowymi projektami mebli, pracują nad rozszerzeniem zakresu działalności studio - wchodzą zarówno w większą skalę (architektura), jak w mniejszą (produkty na stół). Od października będą prowadzić autorską pracownię Food Design na podyplomowych studiach Projektowanie Kulinariów na ASP w Łodzi. Szykują też kolejne urodziny Studio Rygalik podczas Łódź Design Festival (na zdjęciu: Heineken Design Pavilion na Open'erze)
Natalia: - Poznaliśmy się na wydziale architektury, ja byłam na trzecim roku, a Marcin kończył piąty. Razem prowadzimy pracownię i razem projektujemy. Pierwszym zadaniem dzielimy się według kompetencji i talentów, drugie to czysta przyjemność.
W tym roku stuknęła nam 10 rocznica bycia razem i wspólnej pracy. Nie chcę zapeszać, ale myślę, że po prostu nieźle się uzupełniamy. Ważne jest posiadanie podobnych priorytetów - na razie nie mamy tu rozbieżności.
Do niedawna pracowaliśmy praktycznie non stop - najlepsze pomysły przychodzą nam do głowy tak po 2-3 dniach urlopu. Ale biura w domu nie wspominam dobrze, bardzo szybko wynajęliśmy pokój u zaprzyjaźnionego architekta.
Plusem wspólnej pracy jest to, że nigdy nie brakuje nam tematów do rozmowy. Głównym minusem jest materialna zależność od jednego, wspólnego źródła dochodów. Skomplikowane lub niemożliwe bywa też planowanie wakacji (na szczęście mamy partnera - Borisa Kudlickę).
* WWAA - najbardziej znana ich realizacja to polski pawilon na EXPO 2010 w Szanghaju. Właśnie otworzyli Stację Mercedes na warszawskim Powiślu (na zdjęciu). Projektują biurowiec na Pradze, w trakcie budowy są dwa budynki mieszkalne w Soho Factory (projekty we współpracy z biurem Konkret). Już wkrótce zostanie też otwarty Dom Kultury na Slużewiu (projekt z 137kilo).
Wszystkie komentarze