Przykład oswojonej brzydoty, na którą nie zwracamy już uwagi. Prymitywnie urządzona przestrzeń, z najtańszych materiałów. Ratusz zgodził się na byle jaką "wieczną prowizorkę" przy okazji uruchomienia metra do tej stacji w 1998 r. A miał tu stać gmach - ikona. Tak jest w planach, które zapowiadają też już od ponad 20 lat nowe, ścisłe centrum miasta.
Patelnia to tylko dziura w ziemi z dnem utwardzonym kostką betonową i z murkami oporowymi, by na głowy przechodniów nie sypała się ziemia. Rozpaczliwa próba poprawienia jej wyglądu to malunki na murkach tego grajdołka - prace studentów prof. Mirosława Duchowskiego z Pracowni Sztuki w Przestrzeni Publicznej na Wydziale Malarstwa ASP.
Morderstwo dokonane na modernistycznym pawilonie przez świat reklamy i wolny rynek przy całkowitej bezradności ratusza i miejskiego wydziału estetyki. Był lekki, ładny, z przezroczystego szkła. W 1966 r. zaprojektował go Zygmunt Stępiński. Już go nie widać. Elewacje opinają siaty reklamowe. Dach przywalił ogromny "telewizor". Oślepia świetlnymi reklamami. Przebudowy, dzielenie przestrzeni i elewacji na kawałki też zrobiły swoje. Stępiński junior alarmował: - Niszczą dzieło mojego ojca!
Oszołamia liczba biznesów, które pomieściły się w tym stojaku na reklamy. W lokalu Ferment Pub & Club są zapiekanki i kebab, z tyłu namiot tzw. ogródka kawiarnianego, ponadto kantor, kiosk, punkt z lodami Soprano, alkohole 24 h. W części środkowej na parterze nadal działa Cepelia. Kręcone schody na górę są zaślepione. - Na piętrze działa teraz Gentlemen's Club - mówi sprzedawczyni.
Zabawa w nazywanie docieplania i malowania budynków, jakby to były groźne choroby, zaczęła się na stronie pospoliteruszenie.com. Wśród nich są: ropowica pożółkła, wyprysk falisty czy pawiak tęczowy. Ten ostatni pasuje do opisania kolorów na elewacji hotelu Sobieski zbudowanego w 1992 r. Kolorowe fale szalejące w poziomie mają się nijak do formy i podziałów architektonicznych. Budynek został potraktowany jak płótno, na którym można malować, co tylko w duszy gra. Autorzy twierdzili, że inspirowały ich kolory kamienic Starego Miasta.
To projekt spadochronowy z Wiednia, architekt Wolfgang Triessnig, konstruktor Alois Aichholzer, za kolorystykę fasad i wnętrza odpowiadał prof. Hans Piccottini. Współpraca Tadeusz A. Żera i Maciej Nowicki.
Król stołecznych gargameli, z wieżyczkami, wykuszami, uskokami, mansardami itd. Autor nieznany, pozbawiony talentu. Na drzwiach złote litery: "My Warsaw Residence", reklamy kuszą "wesela, chrzciny, komunie, konsolacje". Ściany zdobią fale z płytek z barwnego gresu, schody z różnokolorowego kamienia. Dużo luster w złotych ramach, sofy, tzw. wypoczynki, w kolorach pastelowych.
Na przełomie lat 80. i 90 działka przy rondzie Babka, blisko narodowej nekropolii - cmentarza Powązkowskiego, została wydzierżawiona pod niewielki pawilon handlowy. Wciąż się rozrastał. Wiele prac prowadzono bez pozwoleń. W dużej części obecny hotel jest więc samowolą budowlaną, której grozi rozbiórka, kiedy zapadną ostateczne wyroki w sądach.
Recenzja hotelu na Tripadviser brzmi tak: "Czarny Kot jest ziszczonym snem szalonego architekta. Korytarze kończące się niczym, okna wychodzące na inne okna, przedziwne przybudówki, wieże i fosa... Tani wystrój, stylizowany na barokowy przepych plus widok z okna wprost na cmentarz Powązkowski. Jeśli kiedyś napiszę kryminał noir, mojego mrocznego detektywa umieszczę w Czarnym Kocie".
Dobre nazwisko projektanta i ogromny budżet nie gwarantują sukcesu i mogą prowadzić do estetycznej katastrofy. Gdyby gmach TVP z 2009 r. nie był zbudowany ze szkła, stali, aluminium i kamienia, pasowałby jako plener do serialu HBO "Gra o tron". Majaczy zawijana spiralnie wieża z gabinetem szefa. A całość kojarzy się z rozłożystą wieżą Babel wygryzioną przez megamyszy, konkurencję albo ducha czasu.
To architektura kpiny ze słowa "publiczne", bez wstydu i umiaru (koszt ok. 200 mln zł), przegadana, równie odpychająca w przestrzeni Mokotowa jak Pałac Kultury w centrum. Tablica z kamienia przypomina autorów: Czesław Bielecki - architekt, Maria Twardowska - plastyk i zespół. Po lewej stronie od wejścia - z kamiennej fontanny wypiętrza się kula ziemska wykuta przez Waldemara Mazurka.
W ogromnym atrium z holem tylko mała część jest ogólnodostępna. Kto tu nie pracuje czy nie jest zaproszony, to intruz. Forma i detal zdają się mówić: nie zbliżaj się, wracaj do domu, płać abonament. Terenu wokół walcowatego budynku poszatkowano tymczasowymi płotami z drutu, nie da się obejść.
Jak pisał o Bieleckim Grzegorz Stiasny, architekt: "Przez zawistnych kolegów po fachu bywa złośliwie określany jako najlepszy architekt - wśród polityków".
Kilka powodów, by powiedzieć: straszne o zespole domów Villa Campina na 40 hektarach we wsi Kręczki Kaputy pod Ożarowem Mazowieckim, mniej więcej 17 kilometrów na zachód od granic Bemowa.
Po pierwsze - wyrosły w szczerym polu. Po drugie - okropna urbanistyka i chaos z planem. Deweloper JW. Construction zaprojektował i postawił 11 bloków, co przestraszyło władze lokalne. Zmieniły więc plan zagospodarowania. Teraz można w polu budować tylko domy jednorodzinne.
Po trzecie - miszmasz architektoniczny, w dwóch rzędach przy jednej uliczce stanęło 12 willi, a każda w innym stylu. "Pseudotoskańska sąsiaduje z niby-dworkiem polskim, którego wejście oflankowane jest podwójnymi kolumnami dźwigającymi balkon okolony balustradą z giętych prętów" - ganił Michał Wojtczuk z "Gazety".
Po czwarte - to dopiero początek wielkiej serii, willi będzie 200, ceny od 1,1 mln zł. Trudno znaleźć większą kumulację grzechów w jednym miejscu.
Wszystkie komentarze