Pierwsze godziny powstania warszawskiego. Młody mężczyzna w krótkiej bluzie i czapce z daszkiem zrywa flagę ze swastyką z gmachu PKO na rogu Świętokrzyskiej i Jasnej (czyli z powojennej Poczty Głównej). Powstaniec wspiął się na metalową balustradę, ciągnie płachtę w dół, ale ta stawia opór. Nie wiadomo. kto zrobił to zdjęcie. Wiadomo za to, kogo ono przedstawia. Mężczyzna z flagą to Stanisław Bala, pseudonim "Giza", uważany za jednego z najlepszych powstańczych operatorów filmowych. Pracował w Wydziale Propagandy VI Sztabu Komendy Głównej AK. Kamerą 16 mm filmował walki na Woli, zdobywanie wieżowca PAST, kościoła św. Krzyża i sąsiedniej komendy policji, wydarzenia w elektrowni na Powiślu i na terenie Politechniki Warszawskiej. Po upadku powstania znalazł się w obozie jenieckim. Gdy odzyskał wolność, zamieszkał we Francji, potem w Anglii, gdzie skończył politechnikę, by w końcu przenieść się do USA. Kilka lat temu w rozmowie telefonicznej z "Gazetą" mieszkający w Kalifornii Stanisław Bala opowiedział dalszy ciąg sceny ze zdjęcia: - Kiedy zrywałem tę flagę z PKO, złamał się patyk i tak mnie uderzył w głowę, że przez chwilę byłem zamroczony.
To bodaj najsłynniejsze zdjęcie z powstania warszawskiego, znane z okładek książek i setek publikacji. Przedstawia najwyższy drapacz chmur w przedwojennej Polsce - 16-piętrowy wieżowiec towarzystwa ubezpieczeniowego Prudential przy pl. Napoleona (dzisiejszy pl. Powstańców Warszawy) w momencie, gdy trafił go pocisk moździerzowy ciężkiego kalibru. Gmach już od 1 sierpnia był w rękach powstańców. Zajęli go wtedy żołnierze batalionu "Kiliński", na szczycie wywiesili polską flagę, na górnych piętrach powstał punkt obserwacyjny AK. Niemcy ostrzelali wieżowiec 28 sierpnia. Wtedy to serię zdjęć budynku, w który uderzają kolejne pociski, wykonał fotoreporter Sylwester Braun, pseudonim "Kris". Opisał to po latach: "Usadowiłem się na dachu kamienicy przy Kopernika 28. Pogoda piękna, czyste poranne słońce, czas biegnie. Godzina minęła na oczekiwaniu, gdy oko uchwyciło żółtą smugę pocisku na tle błękitnego nieba. W celowniku aparatu zobaczyłem trafienie Prudentialu i rozkwitanie eksplozji. W ciągu trzech sekund zrobiłem sześć zdjęć". Stalowa konstrukcja wieżowca, dzieło inżyniera Stefana Bryły, po trafieniu pociskami tylko się zatrzęsła. Przetrwała atak i pozwoliła po wojnie na odbudowę gmachu jako hotel Warszawa.
Ten moment uchwycił w kadrze fotoreporter Sylwester Braun "Kris". Słoneczny dzień, 15 lub 16 sierpnia 1944 r., ul. Chmielną maszeruje oddział powstańców. Podąża od strony Nowego Światu w kierunku Marszałkowskiej i właśnie mija Szpitalną, gdzie z balkonu narożnej kamienicy obserwują tę defiladę mieszkańcy. - Ja też jestem na tej fotografii, a właściwie tylko moje nogi. Zasłania mnie chłopak maszerujący za dowódcą - powiedziała w wywiadzie udzielonym "Gazecie" w 2011 r. Wanda Traczyk-Stawska, pseudonim "Pączek". Od niej wiemy, że maszerująca grupa to pierwszy pluton Oddziału Osłonowego Wojskowych Zakładów Wydawniczych. Wraca po walkach w elektrowni na Powiślu do swojej kwatery na rogu Boduena i Sienkiewicza. Żołnierze są czyści, bo idący na czele dowódca - por. Edmund Grzywiński "Leon", zwany też "Smoczkiem" - zarządził po drodze kąpiel w łaźni Diana przy Chmielnej. - Służbista. Ale i mądry człowiek. Kiedy po wyjściu z łaźni zobaczył patrzących na nas mieszkańców, kazał maszerować i śpiewać "Serce w plecaku". Dla tych ludzi to śpiewaliśmy - wspominała Wanda Traczyk-Stawska. Grzywiński zginął 28 sierpnia.
Dwóch powstańców obserwuje wieżowiec Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej (PAST) przy Zielnej, z którego unosi się dym. W budynku są centrala telefoniczna obsługująca Generalne Gubernatorstwo i niemiecka załoga, która z góry może ostrzeliwać spory obszar Śródmieścia. 20 sierpnia, po kilkunastu godzinach ciężkich walk, wieżowiec zdobywają powstańcy z batalionu "Kiliński", wspierani przez pluton szturmowy kompanii "Koszta", dwa patrole saperów, kobiecy patrol minerski, dwa patrole miotaczy ognia i jednostkę straży pożarnej. To jeden z największych sukcesów żołnierzy powstania. Ginie 38 Niemców, a 120 dostaje się do niewoli. To zdjęcie powstało podczas szturmu na PAST. Jest dziełem znakomitego fotografa Eugeniusza Lokajskiego, pseudonim "Brok", przedwojennego wielokrotnego rekordzisty Polski w rzucie oszczepem i uczestnika Igrzysk Olimpijskich w Berlinie. Tam kupił aparat Leica, którym potem robił zdjęcia w powstaniu. Jako żołnierz kompanii "Koszta", oficer łącznikowy, potem dowódca jednego z plutonów fotografował ludzi i wydarzenia w Śródmieściu Północnym. W czasie zdobywania PAST nakręcił też film. Nie dożył kapitulacji powstania. Zginął 25 września. Poszedł po materiały fotograficzne do sklepu Stanisława Bieńkowskiego przy Marszałkowskiej 129, gdzie runęła na niego ściana zbombardowanego budynku. Przed śmiercią klisze z kilkoma setkami zdjęć oddał pod opiekę swojej siostrze Zofii Domańskiej, która przechowała je przez blisko 60 lat. W końcu przekazała je Muzeum Powstania Warszawskiego.
Ta urocza dziewczynka z kokardą we włosach i opaską z czerwonym krzyżem na ramieniu to Różyczka Goździewska. Pomagała w powstańczym szpitalu polowym kompanii "Koszta", urządzonym w kamienicy przy Moniuszki 11. To zdjęcie z sierpnia 1944 r. autorstwa Eugeniusza Lokajskiego "Broka", jednego z najważniejszych fotoreporterów powstania warszawskiego. Nie tylko rejestrował powstańcze walki i trudy życia na pierwszej linii frontu, lecz także portretował uczestników tamtych wydarzeń. Różyczka Goździewska przeżyła wojnę. Po jej zakończeniu mieszkała we Francji, gdzie zmarła w 1989 r. w wieku 53 lat. Zdjęcie dziewczynki zrobiło karierę w ostatniej dekadzie dzięki Muzeum Powstania Warszawskiego. Trafiło na plakaty i do wielu publikacji. Podobny sukces odniósł portret samego Lokajskiego, który zapozował do zdjęcia w hełmie na głowie z małym czarnym kotkiem na rękach, stojąc w bramie zbombardowanej kamienicy przy Moniuszki 1.
Obraz leżącego na Krakowskim Przedmieściu posągu Chrystusa z wyciągniętą ku górze ręką nie jest wbrew pozorom dziełem powstańczych fotoreporterów. Mimo to stał się symbolem tragedii zniszczonej Warszawy. Widoczna tu figura Chrystusa pochodzi sprzed wejścia do kościoła św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu. Powstańcy zdobyli świątynię po ciężkich walkach 23 sierpnia. Niemcy starali się ją odzyskać. 6 września wprowadzili do wnętrza kościoła goliaty, czyli zdalnie sterowane nośniki ładunków wybuchowych. Ich eksplozja zniszczyła część murów i zrzuciła z cokołu rzeźbę Chrystusa. Po upadku powstania Niemcy wywieźli ją z Warszawy. Odnalazła się koło Nysy. Zdjęcie zrzuconego z postumentu Chrystusa to niemiecka fotografia propagandowa. Publikowana była w gadzinowej prasie wydawanej przez okupantów na terenie Polski. Żeby nie zrażać polskich czytelników, z oryginalnego zdjęcia wyretuszowano idących w tle mężczyzn w niemieckich mundurach.
To kolejne zdjęcie Sylwestra Brauna "Krisa", doskonałe pod względem artystycznym. Powstaniec w panterce i hełmie, z karabinem w ręku, wychyla się ze zburzonego częściowo budynku na rozświetloną promieniami słońca ulicę. Wygląda jak myśliwy wypatrujący ofiary. "Kris" zrobił to zdjęcie podczas ciężkich walk o niemiecką Komendę Policji i sąsiadujący z nią kościół św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu. Rozegrały się one 23 sierpnia. Najpierw powstańcy odbili z rąk Niemców świątynię, a następnie przez dziurę w murze zaatakowali siedzibę policji, w której stacjonowała żandarmeria. W szturmie brało udział około 250 żołnierzy, głównie ze zgrupowań "Bartkiewicz" i "Harnaś". Zdobyli sporo broni, a do niewoli wzięli kilkudziesięciu żandarmów.
Eugeniusz Lokajski "Brok" sfotografował swoich współtowarzyszy z kompanii "Koszta" w chwili odpoczynku w ruinach jednego z budynków przy placu Napoleona (obecnym pl. Powstańców Warszawy). Sądząc po minach, nie wszyscy są zadowoleni z tego, że robi im zdjęcie.
Wszystkie komentarze