''W związku z miłością'' to akcja odważnych ludzi, którzy chcą własnym przykładem zmienić nastawienie do związków partnerskich. Na stronie www.zmiloscia.pl i na profilu na Facebooku pojawiły się zdjęcia dziewięciu par (homo- i heteroseksualnych), które są w związkach, ale z różnych powodów nie mogą ich sformalizować. Zachęcają też wszystkich, żeby na znak poparcia przesyłali swoje zdjęcia. Na razie dostali ich nieco ponad 50 - od par, singli, ''tęczowych rodzin'', a nawet chłopaka z Islandii. Chodzi o każdy głos popierający legalizację związków partnerskich w Polsce.
- Nie chodzi o jakieś przywileje, ale o równość społeczną. W Polsce osób nieheteroseksualnych jest wedle różnych szacunków od 2 do 10 proc. Jest to największa mniejszość, która jest zarazem najbardziej wykluczona. Z jednej strony zależy nam na zrównaniu w prawach osób homo- i heteroseksualnych, a z drugiej o danie jeszcze innej możliwości tym parom różnopłciowym, dla których instytucja małżeństwa jest zupełnie obca - mówi Marcin Szczepkowski, animator akcji ''Miłość nie wyklucza''. - W tym momencie państwo wyklucza pary jednopłciowe wyłącznie z powodu orientacji seksualnej, na którą te osoby nie mają wpływu. A powinno nie tylko stać na straży równości, ale i samo nie może dyskryminować - dodaje.
Kolejnym etapem ma być akcja billboardowa. Na stronie internetowej zamieszczone również zostanie porównanie wszystkich trzech projektów ustaw o związkach partnerskich, które mają zostać złożone w Sejmie. - By ludzie sami mogli się przekonać, czym tak naprawdę są związki partnerskie, a nie musieli tylko polegać na wypowiedziach polityków - mówi Szczepkowski. Podczas imprezy inaugurującej otwarcie kampanii został również zaprezentowany klip.
To nie pierwsza aktywność ''Miłość nie wyklucza''. Głośno było, gdy na ulicach wielu miast pojawiły się zdjęcia dzieci z dopiskiem, że w przyszłości nie będą one miały takich praw jak reszta ich rówieśników. Dlaczego? To tłumaczyła kolejna odsłona kampanii, w której te same osoby ukazane zostały już w dorosłym życiu, ze swymi homoseksualnymi partnerami. W niektórych miastach billboardów zakazano.
Miłość nikomu nie zagraża
Kim są i jak żyją ludzie, którzy zdecydowali się pokazać światu? Nie wszystkie pary, z którymi rozmawiałem, chciały opowiedzieć swoją historię. - Do ''Gazety''? Ojej, to już wszyscy się dowiedzą - usłyszałem od jednej z osób.
Zgodzili się rozmawiać Hubert i Oktawiusz, są razem od pięciu lat, a ponieważ małżeństwo gejowskie jest w Polsce niemożliwe, żądają od polityków zgody na związek partnerski. Agnieszka i Gosia, razem od niecałego roku, i chcą - również ze względu na rodziców - móc to oficjalnie podstemplować. Oraz para hetero - Agnieszka i Piotr, są razem od czterech lat, małżeństwo odrzucają z tym całym ''romantyczno-kościelnym'' sztafażem, ale związek partnerski by im odpowiadał.
Oto ich historie.
Hubert (29 lat) - absolwent filozofii, przez trzy lata uczył w jednym z warszawskich gimnazjów. Obecnie zajmuje się tłumaczeniami i pisze fabułę gry komputerowej dla dorosłych o Kopciuszku. - Nie chodzi o żadne porno, a pewną dorosłość fabuły - uściśla. - W tej grze Kopciuszek przestaje być mimozą i figurantką, staje się aktywną kobietą, która bierze sprawy we własne ręce. Oktawiusz (29 lat) jest socjologiem. Pracuje w Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. Chociaż do dat wagi nie przywiązują, doliczają się pięciu wspólnie spędzonych lat. Do dat jednak wagi nie przywiązują. - Tak naprawdę, ile konkretnie czasu jesteśmy razem i kiedy się poznaliśmy, wie najlepszy przyjaciel Oktawiusza, Roland - mówi Hubert. - Jest naszym kalendarzem - dodaje Oktawiusz.
Ani przez chwilę nie wahali się, czy wziąć udział w kampanii. Związki partnerskie miałyby pozytywny wpływ nie tylko na ich codzienne życie, ale i sposób postrzegania osób homoseksulnych w Polsce. Jednym tchem wymieniają rzeczy, w których taki związek ułatwiłby im wspólne życie: odwiedziny w szpitalu, kwestie spadkowe, mieszkaniowe, informacja medyczna. - Nie chcę doświadczać sytuacji, w których wychodzi, że jesteśmy sobie obcymi ludźmi - mówi Hubert. - Nie mam zamiaru spędzić reszty życia jako obywatel drugiej kategorii. Państwu, które traktuje mnie w taki sposób, po prostu dziękuję.
Oktawiusz podkreśla znaczenie sfery symbolicznej. - Tak naprawdę to w niej rozgrywa się najwięcej. Osoby homoseksualne są często sprowadzane tylko do sfery seksualności. Jeżeli państwo dałoby jasny sygnał, że są to związki, które mają swoje prawa i obowiązki, uznałoby tym samym, że jest tam również obecna sfera emocjonalna, którą trzeba chronić, jakaś wspólnota, o którą trzeba dbać. Że są to osoby takie same jak osoby heteroseksualne i im również należą się różnego rodzaju rozwiązania. Dlatego właśnie że są obywatelami.
O to, że kwestia związków partnerskich w Polsce wciąż nie jest załatwiona, obwiniają polityków. Zdaniem Oktawiusza, to gra i przekonanie, że unikanie drażliwych kwestii pozwoli utrzymać dobre notowania w sondażach. - Gdyby ludzie wiedzieli, o czym jest w ogóle mowa, sytuacja wyglądałaby inaczej. Przecież to prawo większości w ogóle nie dotyczy, natomiast zmienia olbrzymią ilość rzeczy w życiu tych, którym w tym momencie nie przysługują pewne prawa. Bo w tym wszystkim chodzi po prostu o równość. Gdybyśmy mieli związki partnerskie, wreszcie poczułbym się w tym kraju jak w domu - dodaje Hubert.
Plany na przyszłość? Gdyby mieli możliwość wzięcia ślubu, bez wahania wybraliby tę opcję. O dzieciach jednak nie myślą. W tym momencie to zbyt abstrakcyjne. - To jest jak pytanie, czy chciałbyś pojechać na Marsa. Nigdy o tym nie myślałem - mówi Hubert. Co będzie za 10, 20, 30 lat? - Nie mam potrzeby sobie tego wyobrażać - zapewnia Oktawiusz. Myślą o wyjeździe, może o jakimś doktoracie za granicą. Hubert: - Chciałbym spróbować pożyć gdzieś indziej.
Być razem
Poznali się na jednym z portali randkowych. Umówili się na kawę, potem na kolejną. Jeszcze przed upływem miesiąca postanowili ze sobą zamieszkać. Po roku wyjechali do Holandii, spędzili tam dwa lata. Pojechali, żeby studiować, ale ostatecznie doszli do wniosku, że jeden musi pracować. Tego podjął się Oktawiusz, Hubert ukończył studia. - Radośnie byłem utrzymankiem - uśmiecha się. Czuli się swobodnie. - Nie mieliśmy problemu z tym, żeby np. pocałować się pod domem - wspomina Oktawiusz.
- W Warszawie nie czuję się tak pewnie. Chociaż to zależy od momentu, od miejsca. Jak się poznaliśmy, to na tym speedzie zakochaniowym byliśmy w stanie pojechać na Pragę i przeparadować od tramwaju do bramy i z powrotem za rękę - opowiada Hubert. Oktawiusz nie czuje się swobodnie w Warszawie. W centrum stolicy został pobity, ponieważ ktoś stwierdził, że wygląda na geja. Ale nigdzie nie jest doskonale, nawet w Holandii. - Podczas naszego pobytu w Amsterdamie okazało się, że jedna mniejszość ma z drugą ogromny problem. Lesbijki i geje byli prześladowani przez młodych Holendrów pochodzenia marokańskiego. Doszło nawet do pobić - opowiada Oktawiusz.
Czego im brakuje? - Ci, którzy twierdzą. że nieistotne jest dla nich, czy mogą się publicznie pocałować w policzek, albo trzymać za ręce, to ludzie, którzy albo tego rzeczywiście nie potrzebują, albo nigdy nie mieli lęku związanego z tym rzeczami. Dla nas to realny problem i nie ma znaczenia, czy mówimy o Pruszkowie, Śląsku czy centrum Warszawy. Zawsze może się zdarzyć, że ktoś cię zwyzywa albo pobije - wyznaje Hubert. - Tutaj, żeby egzystować w miarę bezstresowo, musisz się znieczulać. Oktawiusz: - Nasz wyjazd nie był przecież tylko po to, żeby studiować, ale też żeby trochę odetchnąć, zmniejszyć sobie ciśnienie. Po powrocie ciśnienie wzrosło i 10 razy bardziej zauważamy każdy negatywny przejaw.
Na sąsiadów jednak nie narzekają. - Hubert został kiedyś określony moim tatą. To było tydzień po tym, jak się sprowadziliśmy na warszawską Pragę. No, ale myślę, że już się zorientowali, kim dla siebie jesteśmy- opowiada Oktawiusz. Nie reagują jednak jakoś specjalnie.
Różnice to zalety
Hubert: - Ja jestem w stanie zrobić naleśniki, jajecznicę, a także zagotować wodę bez przypalania. Za to Oktawiusz świetnie gotuje. Ja zmywam, odkurzam, piorę. - Tak, najczęstszym motywem naszych kłótni jest właśnie podział obowiązków - śmieje się Oktawiusz.
- Co najbardziej odpowiada mi w Hubercie? Takie realne podejście do rzeczywistości, które potrafi mnie odwieść od mojego czarnowidztwa. Ja mam tendencję do tego, żeby być bardzo skrupulatnym. Jak już się za coś zabieram, to w taki bardzo excelowski sposób. Hubert ma raczej wordowskie podejście do życia. Ja lubię mieć na wszystko plan. Jak go nie mam, to się kiepsko czuję. A jak wiem, że go nie mam, ale wszystko jest poukładane w Huberta głowie, mam spokój, nie muszę wypełniać swojego Excela.
Ceni Huberta za wyobraźnię, niezliczoną ilość pomysłów. - No i jest moim doradcą w sprawie ubierania się. Cecha, bez której nie wyobrażam sobie Huberta? Poczucie humoru, którym mnie zaraża.
Hubert: - Oktawiusz jest specem od organizacji. Gdybym ja miał zrobić zakupy na cały tydzień, niekoniecznie mielibyśmy, co jeść. Co jest w Oktawiuszu najważniejsze? Stałość i odpowiedzialność. Wady? Ma tendencję do widzenia wszystkiego w ciemnych barwach. A mnie czasem zwyczajnie brakuje energii, żeby tę bombę rozbrajać.
- Zawsze mi się wydawało, że mam skłonność do nagłych reakcji, natomiast Oktawiusz jest taki stały, spokojny, ale to nie do końca prawda. Zdarzają się sytuacje, które zapalają go natychmiast i wtedy to ja zachowuję zimną krew. Nasze temperamenty się dopełniają i to bardzo mi odpowiada. Poczucie bezpieczeństwa bierze się właśnie z tego, że nie musisz koniecznie konfrontować się z własnymi słabościami, tylko ktoś cię przed nimi osłoni - mówi Hubert.
- Porozumienie znajdujemy na płaszczyźnie seriali. Łączą nas jak całą Polskę - śmieje się Oktawiusz. No, i nasi przyjaciele - to jest nasze największe hobby - mówi Hubert.
Ona (33 lata) pracuje w Instytucie Badań Literackich. On (36 lat) - dziennikarz, pracuje w TVP. Razem od czterech lat. Nie zastanawiają się, jak będzie wyglądał ich związek za kilkanaście lat. Agnieszka: - Kiedyś miałam taką tradycyjną wizję wyniesioną z różnych lektur, że jak się kogoś poznaje, to najpierw jest okres narzeczeński, potem wychodzi się za mąż, a potem są dzieci, wnuki. Ale teraz nie myślę już w takich kategoriach. Przestałam snuć takie romantyczno-dziewczęce wyobrażenia, że związek to już musi trwać do końca życia. Jesteśmy razem, jest nam dobrze i po prostu chciałabym, żeby tak było jak najdłużej. Gdybym miała Piotrka wsadzać w te przeczytane gdzieś w dziewczęcych powieściach fabuły i narracje, to mogłoby się to źle skończyć.
Piotr: - Model miłości romantycznej jest mi obcy. Dla mnie kluczową sprawą jest bliskość, która nas łączy. Czy mielibyśmy wziąć ślub, czy się rozstać, widzę nas za 30 lat jako wciąż bliskie sobie osoby. - W Piotrku cenię stałość, wiem, że nasz związek nie rozsypie się nagle jak domek z kart - mówi Agnieszka.
Chciałaby wydać kiedyś jakąś ważną książkę, o której byłoby głośno. Piotr myśli o nowych projektach. Może kiedyś założą wspólnie jakieś medium. - Brakuje nam tylko jakiś 15-20 milionów - żartują. - Mogłabym też zacząć działać politycznie. A może nawet zostać szefową jakiejś partii - rzuca Agnieszka. - A ja ministrem pracy - dodaje Piotr.
O dziecku myślą, ale nie są na razie pewni, czy byliby w tym momencie dobrymi rodzicami. Związek partnerski? Piotr: - Powinien dawać różnego prawa, które daje też małżeństwo, ale bez tej całej romantyczno-katolickiej otoczki. Potrzebne są przecież jakieś regulacje, chociażby ze względu na dzieci.
Agnieszka: - Ważne, żeby była jakaś alternatywa, żeby kobieta nie musiała od razu biec w ramiona mężczyzny, który czasem okazuje się pijakiem czy damskim bokserem.
Sami woleliby związek partnerski od małżeństwa. A dlaczego władze mają im to zapewnić? - W trosce o satysfakcję i szczęście obywateli i obywatelek. By ludziom żyło się lepiej.
Celebrowanie codzienności
Rok 2008. Ona nie otrząsnęła się jeszcze po rozpadzie poprzedniego związku, on wciąż tkwił w innym. Od razu postawili na szczerość. - Wydaje mi się, że w momencie, kiedy na starcie mówi się: wiesz, piję, mam dwie kochanki, czasami dziwnie się zachowuję, to później może być już tylko lepiej. Od razu wiadomo, że nie wszystko nas łączy, nie we wszystkim będziemy się zgadzać, ale przynajmniej nie ma później niemiłych niespodzianek - opowiada Piotr. - Inna sprawa, czy w takie rzeczy na początku się wierzy - zauważa Agnieszka.
Od początku znajomości zorientowali się, jak wiele ich łączy, z czasem wypracowali sobie również wspólny język. - Jest dość egzotyczny, zawiera wymyślone przez nas i chyba tylko przez nas zrozumiałe sformułowania. Mamy też własne piosenki. Mają dla nas charakter trochę intymny - opowiada Piotr.
- Mamy o czym rozmawiać, nie nudzimy się. Wydaje mi się ważne, żeby po kilku latach mieć ciągle o czym rozmawiać, nie tak, że już ''przeczytaliśmy'' partnera i wiemy o nim wszystko - mówi Agnieszka.
A bez czego nie wyobrażają sobie siebie nawzajem? Agnieszka: - Inteligencja i zdolność mówienia szczególnie o trudnych rzeczach. Bez tego chyba go sobie nie wyobrażam. Chyba nie mogłabym już być z głupim mężczyzną. Piotr: - Inteligencja i zdolność do stymulowania mnie intelektualnie. Wciąż się przy niej czegoś uczę. I to poczucie, że ona naprawdę mnie rozumie.
Dość szybko ze sobą zamieszkali, może za szybko. - Zaczęły wychodzić różne takie rzeczy, które czasem doprowadzały do ostrych awantur - wspomina Agnieszka.
Teraz bywa, że sporą część dnia spędzają osobno. - Dzięki temu nie grozi nam, że się sobą znudzimy i po prostu możemy spędzać czas na miłych sprawach - mówi Piotr. - Z Piotrkiem nauczyłam się celebrować takie drobne rzeczy, jak choćby wspólne śniadanie - dodaje Agnieszka.
Agnieszka pracuje w banku. Gosia (20 lat) - w knajpie wegetariańskiej, uczy się w szkole muzycznej śpiewu klasycznego. Razem od 9 miesięcy. - Zostałyśmy perfidnie wyswatane - śmieje się Gosia.
- Co jest najważniejsze w naszym związku? - głośno zastanawia się Gosia - No, miłość. Ale to jakieś takie oklepane. - Moja mama jak się dowiedziała, że weszłyśmy w stały związek, stwierdziła, że życzy mi, żebym po kilku latach mogła powiedzieć, że moja partnerka jest też moją przyjaciółką. I to cenię sobie, że wraz z uczuciami rozwija się między nami przyjaźń. A poza tym podziwiam w Margo jej cierpliwość. Bo ja jestem dosyć nerwowa, czasem wybucham. Bardzo lubię jej poczucie humoru. Dba o mnie i jest dla mnie naprawdę wyrozumiała. Nie każda druga połówka podchodziłaby do ciągłego siedzenia w pracy z taką wyrozumiałością - opowiada Agnieszka.
Gosia: - A ja cenię sobie Agnieszki opiekuńczość, i to, że jak coś przeskrobie, potrafi przeprosić. Że jest zabawna. Jak trzeba, ściąga mnie trochę na ziemię. Ale też wspiera mnie. Wada? Jak ma zły humor, to nic jej nie pasuje i absolutnie nic nie da się z tym zrobić.
O co się kłócą? O to, że Agnieszka zostawia naczynia w pokoju, a Gosia nie nosi kapci i nawet jak jest chora, nie pójdzie do lekarza. Z reguły jednak się nie kłócą. Gosia: - Ja zmywam, bo Agnieszka mu uczulenie na płyn. Zazwyczaj ja też gotuję, ale to dlatego, że Agnieszka siedzi do późna w pracy. Agnieszka: - Ja prasuję, bo lubię i odkurzam, bo trzeba. - W soboty zazwyczaj cały dzień jestem w szkole, a później od razu idę do pracy. Kiedy wracam, to czeka na mnie obiad i wysprzątane mieszkanie. Więc tak jakoś w miarę po równo - przekonuje Gosia.
Tym, co zarazem je łączy i dzieli, jest muzyka. Także Agnieszka była swego czasu w szkole muzycznej. Jak przekonują, to nie ułatwia wspólnego życia. - Jak raz miałyśmy coś razem zagrać, było bardzo ciężko. Jesteśmy obie takimi muzycznymi faszystkami. Każda ma swoje zdanie, którego broni do upadłego - opowiada Gosia. A Agnieszka dodaje: - Jesteśmy wyszkolone w zupełnie inny sposób i dlatego ona zaczyna sprawę od jednej strony, a ja od drugiej i po kilku godzinach spotykamy się gdzieś w pół drogi. Gosia: - Ale zanim się spotkamy gdzieś po środku, musimy dziesięć razy się pokłócić.
Za tydzień nam się nie odmieni
Perspektywa 20-30 lat ich nie przeraża, wiele się nie zmieni. Wciąż będą się wspierać. Gosia może będzie już wtedy wielką gwiazdą opery. Największe marzenie? Gosia: - Żeby móc żyć ze śpiewania, mieć dom, rodzinę, w której nie uwzględniam na razie dzieci. Ale może kiedyś dam się przekonać. Agnieszka: - Być już na swoim.
Związki partnerskie? Agnieszka: - Gdybyśmy żyli w społeczeństwie, w którym związki jednopłciowe to rzecz zupełnie zwyczajna, to ja byłabym w tym społeczeństwie ''konserwą''. Na pewnym etapie bycia razem bardzo istotne jest dla mnie przystemplowanie tego jakimś rytuałem. Moja mama bardzo na to czeka.
Ułatwiłoby im to życie, szczególnie w sytuacjach skrajnych. Agnieszka kilku lat temu miała poważny wypadek. - Byłam półprzytomna, gdy wkładali mnie do karetki, a mojej ówczesnej dziewczynie nie powiedziano nawet do jakiego szpitala mnie wiozą. Przeleżałam cztery dni bez kontaktu ze światem, w tej samej bluzce. Jak odzyskałam przytomność nie miałam nawet szczoteczki do zębów, ani butelki wody.
Gosia: - To przykre, że część polityków wciąż reprezentuje taki typ myślenia, że za tydzień nam się zmieni i stwierdzimy, że jednak będziemy w ''normalnym'' heteroseksualnym związku, weźmiemy ''normalny'' kościelny ślub z osobą innej płci. Bo ja uważam się za normalną.
Agnieszka: - Nie rozumiem, dlaczego to jest pojmowane jako zamach na tradycyjne wartości. Przecież my też żyjemy zgodnie z tymi wartościami, jesteśmy względem siebie uczciwe i lojalne.
Wszystkie komentarze