Zaczęło się w 1946 roku na Pradze. Jan Dynowski - cukiernik i mistrz czekolady w fabryce Wedla - otworzył pracownię przy ulicy Stalowej. Jakość przedwojennego rzemiosła przeniósł w nową rzeczywistość odbudowującej się stolicy. Kobiety mistrza Jana, żona Stanisława i córka Halina Judycka, sprawiły że firma przetrwała czasy PRL-u a potem rozkwitła na nowo w wolnej Polsce. Cukiernię 'Lukullus' prowadzi obecnie już trzecie pokolenie rodziny. Obecni właściciele Albert Judycki, wnuk założyciela, oraz Jacek Malarski ukończyli najlepsze francuskie szkoły gastronomiczne: słynną Le Cordon Bleu i nazywaną Harvardem gastronomii Ecole Gregoire Ferrandi. A wszystko po to, by mieszkańcy Warszawy mogli się cieszyć wyrobami cukierniczymi z najwyższej półki.

W dzisiejszej 'DeGustacji' Albert Judycki i Jacek Malarski zdradzą, w czym tkwi sekret baby muślinowej oraz przekonają Was dlaczego warto zadać sobie trud i z najdrobniejszym szczegółem przygotować ją według przepisu z 1858 roku. - W cukierni wiele się zmieniło, gdy przejęła ją mama Alberta, która zdecydowała, że będzie tę firmę prowadzić mocną ręką. Jedną z najważniejszych decyzji jakie podjęło było całkowite zrezygnowanie z margaryny - zdradza Jacek Malarski. Dziś bez 'Lukullusa' trudno wyobrazić sobie Warszawę. To tutaj powstaje najlepszy w mieście krem waniliowy, ciasto francuskie, kruche i drożdżowe. Wszystkie produkty powstają tutaj ręcznie, bez sztucznych dodatków. Co ważne nie tylko smakują wyśmienicie, ale wyglądają, jak małe dzieła sztuki.

Jak wygląda proces tworzenia wyśmienitych ciast? Co takiego wyjątkowego jest w pudełkach, do których pakowane są wypieki? I czym 'Lukullus' zaskoczy nas w sezonie letnim? Tego wszystkiego dowiecie się z dzisiejszej 'DeGustacji'. Zapraszamy na program!
Więcej
    Komentarze
    Znałam dobrze cukiernię państwa Dynowskich na Pradze. W latach 60-tych, latach mojego wczesnego dzieciństwa, ciastka były tam rzeczywiście przepyszne. Ptysie, napoleonki, babeczki śmietankowe, eklerki - miały swoje stałe miejsca na półkach za szybą, mam to nadal przed oczami. Czasem , gdy za ladą stała pani Dynowska, dostawałam jedno ciasteczko gratis. Przy ulicy Stalowej były wtedy aż trzy cukiernie, jeśli dobrze zapamiętałam, były tam też cukiernie pana Puchalskiego i pana Grabowskiego, ale my chodziliśmy zawsze do cukierni Dynowskich. Dziadkowie pana Alberta byli też moimi sąsiadami z domu przy ulicy Środkowej. Pani Dynowska miała piękne, jasne, niebieskie oczy, podobne oczy ma jej wnuk. Życzę Lukullusowi i jego właścicielom wszystkiego najlepszego.
    już oceniałe(a)ś
    20
    0
    moja ulubiona cukiernia. Lukullusa "odkryłam" dość późno - jak pojawił się w pobliskiej galerii. Jestem czcicielką jagodzianek. Tylko tych sezonowych ze świeżych jagód, niestety w od wielu lat w Warszawie nie można było kupić prawdziwych jagodzianek - same wyroby jagodzianko podobne ( przesłodzone, z jakąś breją z żelu z odrobiną jagód). Z nieufnością na próbę kupiłam 1 jagodziankę w Lukullusie - to było to, przypominało mi bułeczki robione prze Babcię - dużo jagód, cukier z umiarem, przepyszne drożdżowe ciasto.
    od tego momentu kupuję tam ciasta
    już oceniałe(a)ś
    19
    1
    świetna cukiernia, bardzo ją lubię! :)
    już oceniałe(a)ś
    16
    0
    No dobra - pyszne produkty i wysokie ceny. Ale żeby legendarna?! Ale żeby - bez niej nie można by wyobrazić sobie Warszawy?! Na pewno większość może i to bez problemu.
    @mamagda33
    zawsze taka skwaszona ''mamalyga''???
    już oceniałe(a)ś
    4
    5
    @mamagda33
    "wyluzuj sie" :-)) Kompleksy mozna leczyc - sprobuj!
    już oceniałe(a)ś
    3
    3
    @mamagda33
    Słoiki się znaczy?
    już oceniałe(a)ś
    0
    3
    @erzatz
    Dlaczego zaraz słoiki,wystarczy że ktoś mieszka w innej dzielnicy , na Pradze bywa sporadycznie a jeżeli już, to nie koniecznie na ul.Stalowej ,to przeżyje życie nie wiedząc o istnieniu Lukullusa-cukierni.
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    @erzatz
    No właśnie słoikom wydaje się, że Lukullus to taka tradycyjna forma warszawska . Otóż nie , pierwsza cukiernia, o której wspomniano w tekście, funkcjonowała w Warszawie pod zupełnie inną nazwą i wcale nie była powszechnie znana . Nic z legendy, naprawdę ,
    W tej chwili Lukullus to świetne ciastka, lata świetlne przed prawdziwą warszawską legendą czyli cukiernią Bliklego, która kompletnie się skończyła .
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    Coś tu się nie zgadza....więc dopóki nie zobaczę dopóty nie uwierzę....
    Ale po kolei...
    1) Baba muślinowa z 96 żółtek na kilogram mąki???
    Jak łatwo sprawdzić w książce Ćwierciakiewiczowej "Baby, Placki, Mazurki etc.etc" przepisu na taką babę tam nie znajdziecie. Za to pod numerem 16 jest Baba Parzona, o której autorka mówi "Żadne ciasto nie wymaga tyle pieczołowitości i starania ile takie baby, i od tej właśnie staranności zależy ich udanie się".
    2) Ćwierciakiewiczowa bierze na garniec mąki czyli ok 3 kg kopę żółtek t.j 60 albo 20 żółtek na 1 kg mąki. Sporo ale nie 96...
    3)Odkrywcą drożdży, takich jakie znamy dziś. był Louis Pasteur. O swoim odkryciu poinformował mniej więcej w tym samym czasie, w którym pokazała się książka Ćwierciakiewiczowej. Ćwierciakiewiczowa podaje specjalny przepis na "drożdze domowe", które były rodzajem zaczynu, znanym na świecie jako..."poolish".
    Poolish od Polish, bo był to proces stosowany przez polskich piekarzy.
    Smak był więc zasadniczo różny od tego co rozumiemy dziś przez smak wypieku drożdżowego.
    4) Pytanie, jakiej mąki używała Ćwierciakiewiczowa, bo białej mąki, takiej "tortowej" wtedy jeszcze nie
    było. Dopiero ok. 10 lat później, na Międzynarodowym Expo w Paryżu, zademonstrowano po raz pierwszy
    tkz. Kaiserkę (Kaiser-Semmel) czyli bułkę z białej mąki.
    5) Nie bez znaczenia jest również sama forma do pieczenia. Ta pokazana na zdjęciu to....niemiecka forma do Kougelkopf a nie tradycyjna forma do bab, bo ta była wyższa i nie miała w środku.....dziury.
    6) Co do legendarnych poduszek, to chodziło raczej o to, że z bardzo rzadkim ciastem trzeba się było
    obchodzić dość delikatnie by nie opadło.
    7) Jak wiadomo, mistrzami tradycyjnych bab znanych jako Panettone (i pieczonych właśnie na Wielkanoc) są
    Włosi. Co więcej, ich ciasto, na mocy prawa, musi być wyrastane jak kiedyś, to znaczy.....na zakwasie.
    To bardzo trudny przepis, ale można go sobie obejrzeć na wielu filmach na YouTubie. Nikt tu nie robi tajemnicy z przepisu, bo jest on na tyle trudny i czasochłonny, że lepiej go pozostawić zawodowcom. Ale dobrze by konsument wiedzial o co chodzi i rozumiał za co płaci.
    Więc dopiero kiedy cukiernia Lukullus pokaże nam jak robi swoje ciasto to uwierzymy kiedy zobaczymy. A na razie większość opisu wkładamy między bajki.
    @starowin
    Bardzo ciekawe. Dzięki Twojej wiedzy przekłuwa się balonik marketingu. Jak widać, dziennikarka powinna zrobić reaserch i być lepiej przygotowana .
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Wspaniale smaki - lepiej jest jedno ciastko za 10 pln niż 4 byle jakie z supermarketu ale Polacy dopiero się tego uczą
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    Żyję w Warszawie blisko 60 lat i o Lukullusie usłyszałem teraz. Świetnie sobie Warszawę wyobrażam bez Lukullusa chociaż nic do nich nie mam i niech im się wiedzie. Ciekawe ile taka reklama kosztuje.
    już oceniałe(a)ś
    4
    2
    A nie Blikle? Moi Dziadkowie i Mama zawsze do Bliklego jezdzili po ciasta albo do Zawislaka.
    już oceniałe(a)ś
    5
    4
    `