Fez - serce Maroka

Z medyną starego Fezu mogą rywalizować tylko pobliski Marrakesz, a także Damaszek i Kair

Il-qalb il-Maghreb nazywają Marokańczycy najstarsze z cesarskich miast - serce Maroka. Niegdyś mała berberyjska osada, obecnie ma ok. miliona mieszkańców. To fascynujące arabskie miasto, gdzie na każdym kroku widać żywą historię. Założony na początku IX w., wkrótce po wkroczeniu Arabów na tereny Afryki Północnej, Fez szybko stał się religijnym i kulturalnym centrum kraju. Zostawiły tu po sobie ślad wszystkie wielkie dynastie marokańskich władców. Początkowo Fez zamieszkiwali muzułmanie przybyli z Hiszpanii, potem dołączyli do nich Arabowie z północnej Afryki i Bliskiego Wschodu. Pomimo wielowiekowego, bardzo wyraźnego wpływu kultury berberyjskiej, a nawet kultury Czarnej Afryki, charakter miasta do dziś pozostał bardzo arabski.

Losy Fezu, miasteczka ubogiego i zaniedbanego, odmieniło osiedlenie się na wschodnim brzegu rzeki Fez prawie 8 tys. rodzin przybyłych z muzułmańskiej Andaluzji. Później dołączyli do nich osadnicy z Kairuanu (obecnie w Tunezji). Przybysze postawili domy na zachodnim brzegu, zakładając dzielnicę nazwaną Karawijjin. Ich religia - islam - oraz wspaniałe dziedzictwo kulturowe stały się zaczątkiem przyszłej potęgi miasta. Założyli tu jeden z najstarszych uniwersytetów na świecie, Al-Karawijjin (budowę rozpoczęto w roku 859). Fez cieszył się dobrobytem i spokojem aż do X w., kiedy miasto wycieńczone wojną domową, głodem i zarazą najechały plemiona berberyjskie. Dopiero przybycie pod koniec XI w. Almorawidów, którzy w krótkim czasie uczynili Fez drugim po Marakeszu znaczącym ośrodkiem polityczno-handlowym kraju, zakończyło złe czasy. W połowie XII w. Almorawidzi musieli ustąpić pola kolejnej dynastii - Almohadom, którzy rozpoczęli rządy od wyburzenia murów miejskich. Ale gdy upewnili się co do lojalności mieszkańców, odbudowali fortyfikacje w jeszcze bardziej imponującym stylu. W XIV w. zamieszkująca licznie Fez ludność żydowska została przesiedlona ze starego do nowego miasta - w ten sposób w Maroku stworzono pierwszą żydowską dzielnicę mellah (arab. sól). Ich potomkowie mieszkali tu jeszcze w XX w., ale dziś pozostali nieliczni. Właśnie stąd pochodził kantor Emil Zrihan śpiewający po hebrajsku i arabsku. Jego wspaniałe, przejmujące pieśni o pokoju i miłości znane są w wielu krajach.

Kiedy Maroko w pierwszej dekadzie XX w. dostało się pod okupację francuską i hiszpańską, Fez został stolicą protektoratu. W kwietniu 1912 r. jego mieszkańcy jako pierwsi w kraju powstali zbrojnie przeciwko nowym rządom. Francuzi krwawo spacyfikowali powstanie i szybko przenieśli stolicę do Rabatu. Dzisiejsze miasto składa się z trzech części: Fes (po arabsku Fas) al-Bali - Stary Fez, Fes al-Dżadid - Nowy Fez i ville nouvelle. Pierwsze dwie dzielnice tworzą medynę, trzecia to centrum administracyjne zbudowane przez Francuzów w 1916 r. Z medyną starego Fezu w całym muzułmańskim świecie mogą rywalizować tylko pobliski Marrakesz, a także Damaszek i Kair. Ogromny labirynt krętych, wąskich, często ślepych uliczek, placyków z fontannami i grobami marabutów - sufickich świętych. Ciemne, tajemnicze zaułki, przesycone orientalnymi zapachami. Bazary, meczety, medresy, małe restauracyjki i wspaniale inkrustowane bramy, za którymi kryją się rijady - luksusowe hotele. Wszystko to od pierwszych kroków urzeka i wciąga każdego, kto tutaj dotrze. Cała medyna otoczona imponującymi murami z bramami, które wieńczą obronne wieże, od 1981 r. znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO.

***

Nikt nie wie, ile dokładnie jest uliczek w Starym Fezie - podobno prawie dziewięć i pół tysiąca. Nie sposób też kupić nigdzie dokładnego planu Fas al-Bali. Orientacyjne mapy (raczej mało przydatne) można dostać gratis w niektórych punktach informacji turystycznej. Sami mieszkańcy medyny często nie potrafią połapać się w zawiłościach tego niesamowitego kamiennego labiryntu. Jednak poddanie się losowi, zanurzenie się na chybił trafił i prawie natychmiastowe zagubienie w Starym Fezie, to przeżycie niezapomniane, nieomal mistyczne. Mimo pozornego chaosu przez labirynt przebiega kilka krzyżujących się ze sobą głównych ulic, które docierają do jednej z wyjściowych bram.

Na zwiedzenie Fas al-Bali, nawet pobieżne, potrzeba przynajmniej trzech-czterech dni. W czas ten trzeba wliczyć wszystkie liczne, niezwykle przyjemne "zagubienia" w plątaninie uliczek i godziny "stracone" na poszukiwania wymienionych w przewodnikach zabytków. Tak właśnie najlepiej poznawać Stary Fez, przemierzając zatłoczone uliczki, place i placyki, podziwiając niezwykłą ilość nagromadzonych towarów, przekomarzając się ze sprzedawcami czy odpoczywając w licznych kawiarenkach nad filiżanką miętowej herbaty czy pachnącej kardamonem kawy. Do tego można zamówić lepkie od miodu, posypane migdałami ciastko i siedząc przy stoliku, kontemplować godzinami życie medyny.

Najpopularniejszym środkiem transportu w Starym Fezie są osiołki. Jest ich tutaj bez liku. Tylko one mogą dotrzeć do sklepów i restauracji położonych w wąziutkich uliczkach, tam, gdzie nie docierają furgonetki. Niektóre mają na nogach fantazyjne klapki ze starych opon, które pomagają im w pokonywaniu najbardziej stromych uliczek.

Podobnie jak w każdej arabskiej medynie, w części handlowej prawie wszystkie uliczki, a nawet całe kwartały należą do poszczególnych cechów rzemieślniczych i specjalizują się w sprzedaży konkretnych towarów. A więc mamy sektory butów, kilimów, dywanów. Ulice wiklinowe, odzieżowe, skórzane, kosmetyczne, złote, srebrne, mosiężne. Uliczkę henny, fajek, pufów i poduszek...

Oko na Maroko czytaj w serwisie kolumber.pl

Po kilku godzinach zagubienia w Fas al-Bali zmęczeni oglądaniem, targowaniem i marokańskim słońcem spróbujmy w jednej z tradycyjnych knajpek marokańskiej zupy. Np. zielonej gęstej bissary przyrządzonej ze zmiksowanego bobu, czosnku i cytryny, przypominającej bardziej sos niż zupę. Albo dużo bardziej wyrafinowanej hariry - z jagnięciny, warzyw i drobnego makaronu, podawanej z daktylami lub z kawałkami daktylowego ciasta. Po zupie obowiązkowo co najmniej jedna wysoka szklanka miętowej herbaty nazywanej tutaj "berberyjską whisky". Jeżeli ktoś nie przepada za cukrem, musi to wyraźnie powiedzieć obsłudze (podobnie jest z kawą czy świeżymi sokami owocowymi).

***

Jedną z głównych atrakcji Starego Fezu są rozsiane wszędzie medresy - szkoły koraniczne, przeważnie pochodzące jeszcze ze średniowiecza. Chyba największa i najbardziej znana jest medresa Bu Inania niedaleko bramy Bu Dżelud wzniesiona w połowie XIV w. przez marynidzkiego władcę Bu Inania. Jej strzelisty minaret dominuje nad znaczną częścią starego miasta. Ta odrestaurowana niedawno medresa jest znakomitym miejscem do fotografowania panoramy Starego Fezu - z jej dachu rozciąga się wspaniały widok na prawie całe miasto. W środku imponująca kolekcja majolik, drewnianych rzeźb, boazerii i misternych stiuków.

Jak głosi legenda, wodny zegar naprzeciw wejścia do szkoły został wadliwie wykonany przez nadużywającego haszyszu zegarmistrza i czasami zamiast do przodu zaczyna chodzić do tyłu. Wtedy właśnie na świecie wybuchają wojny i zdarzają się liczne nieszczęścia. Nieszczęsny artysta został za to strasznie ukarany przez los - pewnego dnia obudził się ze stopami odwróconymi do tyłu. Chodząc wstecz, wpadł do fontanny i utopił się. Jeśli ktoś napije się z niej wody, jego stopy natychmiast odwrócą się do tyłu. Ale niestety nikt nie wie, do której fontanny wpadł pechowy zegarmistrz... A woda z fontann Fezu nie nadaje się do picia nawet po przegotowaniu.

Warto odwiedzić medresę al-Attarine z początku XIV w., bogato zdobioną ornamentami z epoki Marynidów. Dziedziniec szkoły otaczają małe sale do studiowania i nieduży meczet. Ceramiczna podstawa, stiuki w środkowej części i wykonane z libańskiego cedru wykończenie górnej partii ścian i sufitu nie ustępują finezją i elegancją medresie Bu Inania. Z jej dachu roztacza się wspaniały widok na dziedziniec pobliskiego meczetu-uniwersytetu Karawijjin, którego mury ciągną się wzdłuż wielkiego krytego targu.

Meczet jest potężny, pomieści ponad 20 tys. osób. Uniwersytet przy meczecie przez setki lat był jednym z najbardziej poważanych ośrodków nauki w świecie muzułmańskim, sławie ustępując tylko najstarszej uczelni świata - al-Azhar w Kairze. Karawijjin założyła w połowie IX w. Fatima bint Muhammad ben Fehri pochodząca z arystokratycznej rodziny tunezyjskiej. Sto lat później meczet i uniwersytet rozbudowano, a współczesny wygląd zawdzięczają almorawidzkiemu władcy sułtanowi Ali ben Jusufowi. W budynku znajduje się wspaniała biblioteka mająca w swych zbiorach niezwykle cenne i stare arabskie oraz żydowskie manuskrypty.

***

Ale największą chyba atrakcją turystyczną Fezu są garbarnie i farbiarnie, niesamowite miejsca przypominające księżycowe kratery wypełnione kolorowymi farbami. Najlepiej odwiedzać je rano, kiedy doły farbiarskie są zalane barwnikami. Zapach, który się unosi nad tym trochę surrealistycznym miejscem, nie należy do najprzyjemniejszych. Krótko mówiąc, jest to potworny, zwalający z nóg smród. Dobrym pomysłem jest zabranie ze sobą garści świeżej mięty i wepchanie jej do nosa. Widok pracujących w upale półnagich ludzi o twarzach i kończynach trwale pofarbowanych na różne kolory na długo pozostaje w pamięci. Tuż obok, nieco nad poziomem garbarni, znajdują się liczne sklepy, w których można kupić wyroby z garbowanych i farbowanych (poniżej) skór.

Miejscem, którego nie wolno przeoczyć, jest Muzeum Sztuki Marokańskiej na granicy Starego i Nowego Fezu. Wzniesione w późnym średniowieczu jako hiszpański pałac ma wspaniałą kolekcję historycznych i artystycznych eksponatów, w znacznej części pochodzących z nieistniejących już meczetów i medres. Znajdziemy tu także piękne wyroby włókiennicze, barwne dywany i kilimy berberyjskie, a także wielką kolekcję ceramiki, od początków XIV w. po czasy współczesne. Obejrzymy też słynne wyroby garncarskie z Fezu w tradycyjnym niebieskim kolorze. Kobaltową glazurę nadającą im specyficzny kolor wynaleziono w IX w. Na dziedzińcu muzeum można odpocząć w bardzo ładnym i zadbanym ogrodzie w stylu andaluzyjskim.

***

Fas al-Dżadid (Nowy Fez) został wybudowany w XIII w. przez marynidzkich władców. Znajduje się tu kilka interesujących budynków i stara żydowska dzielnica. Mniej jest sprzedawców, turystów i natrętnych faux guides, czyli fałszywych przewodników, którzy bywają zmorą niektórych marokańskich miast. Warto zobaczyć piękną bramę Dekkaken - niegdyś główne wejście do pałacu królewskiego. Pomiędzy nią a Bab Bu Dżelud ciągną się znakomicie utrzymane ogrody Bu Dżelud, niezwykle spokojne miejsce do odpoczynku i spacerów. Na północ od bramy zobaczymy niedużą fabrykę dywanów, gdzie w firmowym sklepie (niestety często zamknięty) można kupić piękne dywany i kilimy po cenach o wiele niższych niż gdzie indziej.

W stronę Marrakeszu czytaj w serwisie kolumber.pl

Tuż obok, na południe od ulicy Mulaja Sulejmana rozciąga się wspomniany mellah - XIV-wieczna dzielnica żydowska. Tylko kilkanaście rodzin pochodzenia żydowskiego mieszka tu do dziś. Okna i balkony ich domostw wychodzą na ulicę w przeciwieństwie do muzułmańskich, otwierających się prawie zawsze na wewnętrzny dziedziniec. Koniecznie trzeba odwiedzić fascynujący cmentarz żydowski i znakomicie utrzymaną, wpisaną na listę zabytków UNESCO synagogę Ibn Danana.

***

Nowoczesna, kosmopolityczna ville nouvelle (na południowy zachód od Nowego Fezu) została zbudowana w typowym francuskim stylu kolonialnym, z szerokimi, wysadzanymi drzewami bulwarami, licznymi placami i parkami. Znajdziemy tu wszystkie pięciogwiazdkowe hotele, a także pocztę, banki i dworzec kolejowy. Ville nouvelle to przeciwieństwo Starego i Nowego Fezu. Przy ulicach ciągną się rzędy eleganckich kawiarni i patisserii, a popijając kawę przy wystawionym na chodniku stoliku i obserwując przechodniów na Bulwarze Króla Mohammeda V, można się poczuć jak w Hiszpanii lub na południu Francji. Jest tutaj drożej i... nudniej. Wobec niesamowitości i cudowności starych części miasta w ville nouvelle nie ma wiele do oglądania.

Harira, czyli zupa z jagnięciny, cieciorki, bobu i soczewicy.

Składniki: 25 dkg namoczonej cieciorki, szklanka obranego bobu, 2 łyżki oliwy, 5-6 dkg masła, cebula w plasterkach, 1 kg jagnięciny pokrojonej w kostkę, 2 szczypty szafranu, łyżka kurkumy, 2 łyżki mielonego imbiru, 10 szklanek wody, 1,5 kg pomidorów z puszki, pęczek kolendry, drobno pocięty, szklanka ciemnej soczewicy, łyżka pieprzu, łyżka cynamonu, 1/2 szklanki połamanego vermicelli, sok z lemonki.

Wykonanie: w rondlu rozgrzać oliwę, dodać cebulę i mięso - smażyć 5 min. Dodać szafran, kurkumę, imbir i 8 szklanek wody - zagotować, przykryć, zmniejszyć ogień i gotować ok. 1 godz. Zmiksować pomidory i dodać do zupy z masłem, cynamonem, pieprzem i soczewicą - gotować ok. 25 min, aż soczewica zmięknie. Ugotować vermicelli (ok. 8 min) i dodać do zupy razem z sokiem z cytryny. Gotować jeszcze 5 min z bobem. Zupa musi być gęsta. Posypać natką, osobno podać daktyle lub daktylowe ciasteczka.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.