Wciąż musimy żyć z HIV

Mija 25. rocznica odkrycia wirusa wywołującego AIDS. Naukowcy nauczyli się już trzymać go w szachu, ale całkowicie nie wyleczyli jeszcze żadnego z chorych. Nadal więcej osób co roku zaraża się niż zaczyna kurację. Wciąż nie ma szczepionki, a niektórzy badacze stracili nadzieję, że ona kiedykolwiek powstanie. Wiele z dotychczasowych strategii walki z wirusem poniosło fiasko, a wydane pieniądze zostały zmarnowane

Historyczna praca, w której po raz pierwszy został opisany zarazek wywołujący AIDS, ukazała się w "Science" 20 maja 1983 r. Sygnowało ją 12 autorów, większość z Instytutu Pasteura w Paryżu. Pierwszym autorem była Françoise Barré-Sinoussi, a ostatnim jej szef prof. Luc Montagnier. Wirus nie nazywał się jeszcze HIV. Wiadomo było tylko, że należy do niedawno odkrytej rodziny zwanej HTLV.

Wyizolowano go od pewnego 33-letniego geja, który w grudniu 1982 r. zgłosił się do szpitala. Pacjent utrzymywał, iż miewał ponad 50 partnerów seksualnych rocznie i podróżował stale po świecie.

Autorzy publikacji stwierdzili, że badany przez nich zarazek to nieznany wcześniej nauce wirus. Obawiali się napisać, że to on na 100 proc. wywołuje AIDS. Zasugerowali tylko, że może być zaangażowany w rozwój AIDS i że jego rolę w powstawaniu tej choroby trzeba dopiero udowodnić.

Stało się tak już w następnym roku, kiedy to ukazały się cztery nowe prace na ten temat. W trzech z nich powtarza się nazwisko prof. Roberta Galla z USA. Pojawia się już w nich nazwa HIV (Human Immunodeficiency Virus - ludzki wirus upośledzenia odporności).

Cieniem na historii tego wielkiego odkrycia położyła się zażarta rywalizacja dwóch naukowców - Luca Montagniera i Roberta Galla. Montagnier oskarżał kolegę po fachu o wykradzenie próbek wirusa z jego laboratorium. Początkowo uczeni współpracowali - w historycznej pracy z 1983 r. znajdziemy nawet podziękowanie dla Galla za użyczenie pewnych przeciwciał do badań. Później jednak zaczęli bezpardonowo walczyć o pierwszeństwo. Wprawdzie pierwszą pracę opublikował Montagnier, ale społeczność naukowa dziś uważa, że wirus HIV został odkryty równolegle przez obu uczonych. Całkiem możliwe, że to ze względu na niesmak po tym gorącym sporze żaden z nich nie doczekał się jeszcze Nagrody Nobla.

Konflikt Gallo - Montagnier rozszerzył się później na konflikt Francuzi - Amerykanie o to, kto pierwszy opracuje i skomercjalizuje testy wykrywające przeciwciała przeciw HIV. Tym razem Amerykanie byli górą. Francuzi przez kilka miesięcy nie zgadzali się na wpuszczenie amerykańskiego testu na własny rynek i nie testowali u siebie krwi, przez co świadomie narazili na zakażenie ponad tysiąc obywateli. Sprawa skończyła się głośnymi procesami.

Szczepionka, która szkodzi

Gdzie jesteśmy dziś, po 25 latach od tamtego odkrycia? HIV zdążył zakazić już blisko 60 mln ludzi, ponad 25 mln zmarło. Mamy dziś cały arsenał leków, umiemy trzymać wirusa w szachu, choć nikogo jeszcze nie udało się z infekcji całkowicie wyleczyć. Ci, którzy się leczą, normalnie żyją i pracują, a choroba ze śmiertelnej stała się przewlekłą.

Niestety, nadal wielu chorych nie ma dostępu do leków, a epidemia nie słabnie. Więcej osób co roku zakaża się HIV, niż zaczyna kurację. Co gorsze, wciąż nie możemy doczekać się najlepszej broni - szczepionki profilaktycznej.

23 kwietnia 1984 r., a więc niespełna rok po ukazaniu się historycznej pracy francuskich badaczy, amerykańska sekretarz ds. zdrowia Margaret Heckler oświadczyła publicznie, że szczepionka na AIDS powinna być gotowa do testów w ciągu najbliższych dwóch lat. O tym, jak grubo się myliła, świadczy to, że do dziś takiej szczepionki nie ma. Udało się co prawda przetestować wstępnie na ludziach dwa takie preparaty, ale wyniki testów okazały się wręcz fatalne. Ostatnia próba z 2007 r., określona kryptonimem STEP, sponsorowana wspólnie przez firmę Merck & Co i amerykańskie narodowe instytuty zdrowia, zakończyła się przed czasem. Okazało się bowiem, że szczepionka nie tylko nie chroni przed zakażeniem i nie zwalnia tempa namnażania się wirusa w organizmie, ale na dodatek może szkodzić. Zwiększa bowiem prawdopodobieństwo zakażenia HIV.

W tej sytuacji niektórzy naukowcy zaczęli głośno powątpiewać, czy stworzenie szczepionki przeciw tak przebiegłemu zarazkowi jest w ogóle możliwe. Nie zgadza się z tym Alan Bernstein, dyrektor wykonawczy Global HIV Vaccine Enterprise z Nowego Jorku, który w ostatnim "Science" nawołuje do jeszcze większego wysiłku, kolejnych badań podstawowych, przyciągania młodych ludzi do tej dziedziny badań i wreszcie do podtrzymywania zainteresowania ze strony przemysłu. Wiemy z doświadczeń na innych zarazkach, że nie ma lepszego sposobu na powstrzymanie wirusa jak szczepionka - pisze Bernstein. - Jedynym końcem podróży, jaka zaczęła się 25 lat temu, powinno być stworzenie bezpiecznej i skutecznej szczepionki na HIV.

Ale ponieważ nadal pozostaje ona w sferze marzeń, trzeba skoncentrować się na innych metodach prewencji.

Prosty zabieg, który może ratować miliony

Grupa naukowców z kilku amerykańskich uczelni pod wodzą Daniela Halperina z Harvardu stawia na łamach "Science" tezę, iż należałoby ponownie przemyśleć zasady finansowania różnych działań zapobiegających zakażeniu HIV. Wiele z dotychczasowych założeń dotyczących epidemii okazało się bowiem niesłusznych, np. to, że bieda zasadniczo zwiększa ryzyko zakażenia wirusem. Ostatnie badanie na ten temat w Afryce wykazuje wręcz odwrotną zależność. Okazuje się, że odsetek zakażonych kobiet w Kenii w grupie najuboższej wynosi 3,9 proc., podczas gdy wśród najlepiej uposażonych - 12 proc. Także te spośród krajów Afryki, które najbardziej ucierpiały wskutek konfliktów zbrojnych jak Ruanda, Kongo i Angola, są dziś znacznie słabiej dotknięte epidemią niż zamożniejsze i spokojne państwa jak Botswana czy Swaziland.

Również przypuszczenie, że w zdecydowanej większości to mężczyźni zakażają wirusem partnerkę, a nie odwrotnie, w świetle ostatnich prac zostało poddane w wątpliwość. Badanie par z 12 afrykańskich państw, w których jedno z partnerów było zakażone, a drugie zdrowe, wykazało, że w 34-62 proc. przypadków to kobieta była nosicielką HIV.

Źle wydajemy pieniądze przeznaczone na zapobieganie epidemii, finansujemy bowiem działania o niskiej skuteczności, a żałujemy na te, które rzeczywiście przynoszą efekty - piszą badacze. Do tych stosunkowo mało skutecznych zaliczają: robienie testów w kierunku HIV, leczenie innych chorób przenoszonych drogą płciową, mikrobicydy, czyli chemiczne środki zapobiegawcze dla kobiet, czy propagowanie abstynencji seksualnej. Stosunkowo mniej skuteczne, niż się wydawało, okazują się też prezerwatywy, choć np. bardzo się sprawdziły w seksualnym raju dla turystów - Tajlandii.

Powinniśmy namawiać ludzi do zmniejszania liczby partnerów seksualnych oraz mężczyzn do obrzezania - przekonują autorzy pracy. W ciągu ostatnich 20 lat zebrano wiele dowodów, że ten prosty zabieg chirurgiczny redukuje ryzyko zakażenia się HIV. Ostatnie trzy badania na ten temat ze względów etycznych przerwano przed czasem, ponieważ okazało się, że ryzyko to spada aż o 60 proc.! W Nigrze, gdzie wszyscy mężczyźni są obrzezani, a z racji wyznawania islamu panuje mniejsza swoboda seksualna, odsetek zakażonych dorosłych wynosi zaledwie 0,7 proc.

Obrzezanie wymaga tylko jednej interwencji, która działa przez lata. Z matematycznych modeli wynika, że mogłoby zapobiec 5,7 mln nowych zakażeń i 3 mln śmierci w subsaharyjskiej Afryce w ciągu najbliższych 20 lat.

Więcej o:
Copyright © Agora SA