CYKL "REPRYWATYZACJA: KTO KORZYSTA, KTO TRACI". Dziś rozwiązaniem problemów związanych z reprywatyzacją zainteresowane są przede wszystkim władze Warszawy, bo to stolica musi najwięcej płacić za skutki tzw. małej reprywatyzacji.

Od 1989 r. upadały kolejne projekty ustaw mające rozwiązać problem roszczeń reprywatyzacyjnych. Kompromisu w kwestii formy i zakresu reprywatyzacji nie udało się wypracować nie tylko z winy rządzących, ale też z powodu sztywnego stanowiska organizacji dawnych właścicieli. Ich zdaniem w grę wchodził wyłącznie zwrot mienia w naturze, albo - jeśli to niemożliwe - stuprocentowa rekompensata. Negocjacjom miał podlegać co najwyżej termin jej wypłaty.

Od lat toczy się tzw. mała reprywatyzacja - właściciele, spadkobiercy i kupcy roszczeń walczą o zwroty w urzędach i sądach. Końca nie widać. Bo w PRL władze, przekonane o bezkarności, odbierały własność, nie troszcząc się nawet o prawo, które same ustanawiały. W Warszawie wolno było odbierać domy tylko wtedy, gdy dotychczasowe przeznaczenie kolidowało z planami rozbudowy miasta. W praktyce zabrano niemal wszystko. Skutek jest taki, że dziś, formalnie rzecz biorąc, państwo (a po komunalizacji - gminy) nie jest właścicielem wielu nieruchomości i obecna RP, chcąc się mienić państwem prawa, musi je zwrócić.

Twoja przeglądarka nie ma włączonej obsługi JavaScript

Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej

Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.

Komentarze