Cesarskie cięcie: Warto dać się pokroić?

Może za 15 pokoleń nie będzie wysokich blondynek z wąskimi biodrami, bo takie mogą rodzić tylko cesarskim cięciem

Elżbieta Cichocka, dziennikarka 'Gazety Wyborczej', moderatorka : Kiedy w 1994 r. zaczynaliśmy naszą akcję 'Rodzić po ludzku', bardzo wyraźnie określiliśmy cele, do których dążymy. Pierwszy to podmiotowość pacjentki. Drugi - eliminacja zbędnych ingerencji medycznych robionych dla wygody personelu, a nie dla dobra kobiety i dziecka. Nie śniło mi się wówczas, że kilkanaście lat później coraz więcej kobiet będzie chciało uzyskać prawo do cesarskiego cięcia na życzenie. Spróbujmy się najpierw zastanowić, dlaczego kobieta woli operację niż poród.

Dorota Frontczak z redakcji działu akcji społecznych 'Gazety Wyborczej' : Jedna z matek pisze na forum dyskusyjnym w internecie: Jestem fanką cesarskiego cięcia, moje wyglądało tak: przecięli, wyjęli, odcięli, zaszyli. Jedyne, o czym myślałam, to żeby nie upuścili dziecka na podłogę, bo takie mokre było. Mam w rodzinie dziecko z porażeniem mózgowym. Dzięki cesarce - zero lęku o moje dziecko. Warto było dać się pokroić. Myślę, że wiele kobiet przede wszystkim boi się o dziecko.

Patrycja Iwańska, mama Tymka i Filipa (1,5 roku i 3 lata) : Przyczyny są bardziej złożone. Pierwszy raz chciałam urodzić w sposób naturalny. O piątej rano zgłosiłam się do szpitala, po kilku godzinach skurczów, ale tam uznano, że za wcześnie. Lekarz powiedział, że może mnie przyjąć na patologię ciąży. 'Ale chyba lepiej byłoby, aby tę część porodu odbyła pani w domu' - stwierdził . Wróciłam do domu, klęłam na czym świat stoi, bo było mi bardzo ciężko przez cały dzień. Wieczorem zjawiłam się z powrotem w szpitalu. I znowu usłyszałam komunikat, że to jeszcze nie jest ten etap. Ale po jakichś dalszych oględzinach, po podaniu zastrzyku - jeszcze nie z oxytocyny, tylko z no-spa - kiedy skurcze zamiast ustać, zaczęły się nasilać, powzięto decyzję, że jednak porodówka, że oxytocyna itd. I wtedy się zaczęło już na dobre, choć poród postępował bardzo wolno. Skończyło się tym, że ja rodziłam naturalnie, a lekarz wyciskał ze mnie dziecko. Ja już nie miałam siły. Po porodzie zdałam sobie sprawę, że chyba miałam dużo szczęścia. Dziecko urodziło się zdrowe, przetrwało ten poród.

Drugi synek wcale nie miał ochoty się urodzić. W dniu, kiedy miałam wyznaczony termin, nic nie wskazywało na to, że będę rodzić, tydzień po terminie też nic na to nie wskazywało. Byłam wymęczona do granic, jedno dziecko na rękach, drugie w brzuchu. Moja pani doktor stwierdziła, że jeśli tak będzie nadal, to być może warto byłoby pomyśleć o cesarce. Na drugi poród zdecydowałam się w prywatnej klinice. Dziecko ważyło prawie 4 kg i miało 57 cm, więc to była normalna, donoszona ciąża.

E.C. : Ale rozumiem, że nie było żadnych medycznych wskazań?

P.I. : Nie, nie. To nie było tak, że ja już powinnam mieć cesarkę, tylko po prostu było tydzień po terminie. Byłam zmęczona i ciążą, i wszystkim. Uznałam, że jeżeli mam drugi raz tak rodzić jak poprzednio, to nie.

Więcej opinii na ten temat znajdziesz na forum prywatnym: cesarskie cięcie

Dr Grzegorz Południewski, ginekolog, przewodniczący Zarządu Głównego Towarzystwa Rozwoju Rodziny, pracuje w Centrum Medycznym Damiana : U pani dominował lęk. Myślę, że tutaj cały czas będziemy mówili o lęku. O lęku kobiet przed porodem, przed tą częścią fizjologii, z którą mają do czynienia przy okazji porodu. Lęk przed bólem jest wywołany tym, że w standardzie porodu nie ma znieczulenia. Kobiety wybierają rozwiązanie z punktu widzenia zdrowotnego w jakimś stopniu bardziej niebezpieczne, ale bardziej komfortowe, bo bez bólu.

E.C. : Przecież po operacji też boli.

G.P. : Krótki ból pooperacyjny związany z cięciem cesarskim bez problemu daje się opanować. Jest to kwestia kilku dni i praktycznie wraca się do zdrowia.

Anna Otffinowska, prezes fundacji Rodzić po Ludzku : Nazwała pani swój pierwszy poród 'naturalnym', chociaż taki nie był. Według danych, jakie mamy w fundacji, mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że poród naturalny w Polsce niemal nie istnieje. Istnieje w niespełna 6 proc. przypadków, jest to margines. Dominuje poród zmedykalizowany, który wg definicji WHO oznacza poród, w czasie którego dokonywanych jest bardzo wiele rutynowych interwencji, niekoniecznie ze względu na to, co dzieje się z kobietą i jej dzieckiem. Pani była odsyłana do domu bez żadnego wsparcia, podano pani najpierw środek rozkurczowy, potem oksytocynę wzmagającą skurcze, a na końcu było wyciskanie dziecka z brzucha, czyli zabieg Kristellera, bardzo ryzykowny i niezalecany we współczesnym położnictwie. Była pani przestraszona, bo to już długo trwało.

P.I. : Powiem szczerze, że za pierwszym razem z tego szpitala uciekłam.

G.P. : Stres był u pani ogromny.

P.I. : Tak, ale ja w ogóle boję się bólu. Zastrzyków boję się z definicji. Za pierwszym razem, jak weszłam do szpitala i już nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, bo obudziłam się w nocy ze skurczami, lekarka w izbie przyjęć mi powiedziała, że nic się nie dzieje. Dla mnie to był szok. Gdybym się dobrze zastanowiła, tobym sobie może uświadomiła: aha, przecież wiem, co to są skurcze przepowiadające. Ale wtedy nie mogłam myśleć.

A.O. : Bardzo wysoki poziom lęku u kobiety jest czynnikiem, który zaburza przebieg porodu i prawie go uniemożliwia. Stres blokuje naturalną czynność skurczową. I potem rozpoczyna się kaskada interwencji. Wchodzi oxytocyna, potem coś, jeszcze coś, na koniec albo zabieg Kristellera, albo kleszcze, albo cesarskie cięcie. I to jest scenariusz szalenie częsty w polskich szpitalach. Z naszych danych wynika, że co druga kobieta ma podaną oxytocynę, która jest jakby wrotami do kolejnych interwencji w czasie porodu. Twierdzenie, że brakuje tylko znieczulenia, żeby porody były fantastyczne, jest pójściem na duże skróty.

G.P. : Według pani nie trzeba znieczulać porodu?

A.O. : Ja nie to powiedziałam. W medycynie jest złota zasada, że używamy czegoś, kiedy korzyści z użycia zdecydowanie przewyższają skutki niekorzystne dla pacjenta. Używamy więc cesarskiego cięcia, bo inaczej kobieta by umarła albo dziecko by się urodziło niedotlenione i tutaj nie ma w ogóle dyskusji. Jeśli jednak w literaturze medycznej są wyszczególnione 33 obszary ryzyka, które wynikają z cesarskiego cięcia, to mówienie kobiecie, że ma wybór, jest nieuczciwe.

Nie ma wyboru między porodem naturalnym a cesarskim cięciem, bo cesarskie cięcie jest operacją, a poród procesem fizjologicznym. Tak naprawdę cesarskie cięcie powinno być - i na razie jest - zarezerwowane dla sytuacji, które naprawdę tego wymagają.

G.P. : Cięcie cesarskie jest drogą na skróty, ale drogą, która daje szansę urodzenia dziecka w jak najlepszej kondycji.

Mamy dzisiaj do czynienia ze zjawiskiem większych oczekiwań od lekarzy i od biologii, bo kobieta, przychodząc do szpitala, chce urodzić szybko i bez bólu. Mamy ku temu medyczne sposoby. Ponadto jeżeli dziś ludzie planują dwoje, a bywa, że jedno dziecko w życiu, to robią wszystko, żeby to dziecko było w jak najlepszej kondycji. Wskazania do cesarskiego cięcia powinny być rozszerzane, a nie zawężane. Dlaczego mamy nie uwzględniać zapatrywań pary oczekującej jedynego dziecka, która bardzo często udaje się do prywatnej kliniki, żeby mieć z głowy problem łapówek i innych możliwości załatwiania cesarskiego cięcia? Owszem, ryzyko dla matki przy cięciu cesarskim, jak przy każdej operacji, jest znacznie wyższe. Śmiertelne przypadki, a takich jest kilka w Polsce każdego roku, w większości dotyczą powikłań po cięciach cesarskich. Jednak ryzyko dla dziecka jest rzędu jeden na 4 tys. noworodków, w odniesie niu do porodu to ryzyko wynosi jeden do 1750. Podczas międzynarodowego zjazdu 'Kontrowersje w ginekologii i położnictwie' w 2002 r. jeden z profesorów postawił pytanie: 'Czy wszyscy mamy rodzić cięciem cesarskim?'. Środowisko lekarskie cały czas nad tym dyskutuje. Dlatego nie rozwiąże się tego problemu dyrektywami ze strony ministerstwa, ponieważ takie dyrektywy są niebezpieczne.

Marek Haber, wiceminister zdrowia : O jakich dyrektywach pan mówi?

G.P. : O zapowiedzi, że cięcie cesarskie na życzenie będzie uznawane za błąd w sztuce. To jest dla mnie kuriozalne.

M.H. : Tłumaczyliśmy, że nie jest w żadnym wypadku intencją ministerstwa doprowadzanie do sytuacji, w której mielibyśmy ścigać czy karać za wykonanie cięcia cesarskiego. Owszem, zależy nam, aby liczba cięć była mniejsza. Zgadzamy się tutaj ze stanowiskiem Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, które definiuje te zalecenia, i uważamy, że to jest słuszna droga. Natomiast nie ma prac zmierzających do wprowadzenia przepisów, które by coś nakazywały czy ograniczały lekarzom możliwość podejmowania decyzji. Do ograniczenia liczby cięć cesarskich chcemy dążyć poprzez 'miękkie' działania, czyli poprzez edukację, przygotowanie pacjentek, przez wyjaśnianie, na czym polega cięcie cesarskie, jakie są jego dobre strony, a jakie złe. Zarówno dla matki, jak i dla dziecka. W polskich szpitalach liczba cięć cesarskich w ostatnich latach wzrosła dramatycznie. W Polsce w latach 60. ubiegłego wieku zaledwie 5 proc. ciąż kończono cięciami cesarskimi, a w latach 90. odsetek ten wyniósł około 20 proc. Od roku 1999 2006 stwierdzono istotny wzrost liczby cięć cesarskich z wartości 18,2 proc. do 28,8 proc.

E.C. : Może ja bym spróbowała wyjaśnić ten fenomenalny wzrost od 1999 r. To nie przypadek. W tamtym roku weszły kasy chorych, które zaczęły płacić szpitalom nie za to, że mają np. 200 łóżek, tylko za to, co zrobiły. I tam, gdzie kasy płaciły dużo więcej za operację niż za poród, liczba cesarskich cięć gwałtownie podskoczyła. Pamiętam, że np. w szpitalach woj. lubuskiego zaczęto wykonywać znacznie więcej cesarek, niż wynosiła średnia krajowa, bo kasa lubuska korzystnie płaciła za 'poród powikłany'. I nie miało to nic wspólnego ze zdrowiem kobiet w tym województwie, tylko z interesem ekonomicznym szpitala.

G.P. : Nie wiem, czy publicznie o tym wiadomo, ale od lipca bieżącego roku cięcie i poród są wyceniane przez NFZ tak samo - po 33 punkty.

A.H. : Instrumenty finansowe, które stosuje NFZ, powinny ujednolicać cenę za poród fizjologiczny i poród przez cięcie cesarskie. To jest chyba na dzisiaj jedyna droga, żeby poprzez pewną politykę płatnika nie promować cięcia cesarskiego.

E.C. : Ale czy to nie stwarza z kolei odwrotnego zagrożenia - skłaniania kobiet do porodu fizjologicznego nawet wówczas, kiedy powinno być wykonane cesarskie cięcie?

M.H. : Nie, to nie tak. Gdybyśmy za wszystkie czynności medyczne płacili oddzielnie, np. za założenie próżniociągu, kleszczy itp., to można podejrzewać, że liczba tych interwencji medycznych by wzrosła. Niekoniecznie z powodów medycznych, ale by uzyskać lepszy rachunek. Natomiast sytuacja odwrotna, że lekarz w podbramkowej sytuacji kieruje się względami ekonomicznymi zamiast zdrowiem pacjentki, wydaje mi się niemożliwa.

G.P. : Zgadzam się.

M.H. : W publicznych szpitalach klinicznych, czyli o najwyższym poziomie referencyjnym, gdzie powinny trafiać pacjentki z powikłaniami, z ciążą wysokiego ryzyka, oczywiście odsetek cięć cesarskich ma prawo być wyższy. Ale to w szpitalach prywatnych poziom cięć cesarskich jest zdecydowanie większy.

E.C. : Bo tam idą pacjentki, które chcą cesarskiego cięcia.

G.P. : W Stanach jest podobnie. W prywatnych klinikach amerykańskich dochodzi do 70 proc. cięć cesarskich.

O polskich szpitalach pisze anestezjolog Morfeusz na swoim blogu: szpitalne życie.

A.O. : To, co niepokoi fundację Rodzić po Ludzku, to ogromne różnice pomiędzy podobnymi publicznymi szpitalami. Jak wytłumaczyć, że w maleńkim szpitalu powiatowym w woj. podkarpackim w roku 2007 wykonano 42,7 proc. cesarek, a jednocześnie w woj. podlaskim w identycznym szpitaliku zrobiono ich tylko 15 proc.?

G.P. : Anestezjologa widocznie tam nie mają

A.O. : Czyli co, wszystkie panie, które miały mieć cesarki, po prostu umarły? Tu trzeba się zastanowić, co jest tym paniom w woj. podkarpackim. Czy one są tak strasznie chore, że prawie połowa z nich ma wskazania medyczne do operacji, a tak rewelacyjnie zdrowe są kobiety w Pucku, gdzie jest 11 proc. cesarek? W ostatnich latach wydarzyły się w polskich szpitalach bardzo niepokojące rzeczy, nad którymi nikt nie ma kontroli. Bo jeśli szpital kliniczny w Warszawie na Karowej ma 30 proc. cięć cesarskich, a szpital powiatowy w Wyszkowie ma ich aż 36 proc., to pytam, skąd to się wzięło?

E.C. : Ja bym tu pytała o interesy ekonomiczne lekarzy, i to niekoniecznie oficjalnie ujawnione. Mam obawy, że jak jest moda i presja na cesarki, to wytwarza się pewien rodzaj nieformalnego postępowania. Jeśli pacjentka w jakimś szpitalu może sobie w taki czy inny sposób załatwić operację za dodatkowe pieniądze, bo tak chce, to może być i tak, że ta pacjentka, która wymaga cesarskiego cięcia z przyczyn medycznych, też będzie skłaniana do tego, żeby sobie 'wybrała'. Za pieniądze.

M.H. : Chciałbym zwrócić uwagę, że cesarskie cięcie na życzenie w polskim systemie ochrony zdrowia w sensie prawnym nie istnieje. Nie ma dowolności wyboru, mamy wskazania medyczne, które mówią o tym, kiedy należy cięcie cesarskie wykonać.

E.C. : To niejedyna ilustracja, że w polskim systemie zdrowia prawo sobie, a życie sobie.

G.P. : Często jest tak, że lekarze boją się o siebie. I dlatego zapada decyzja o cięciu, bo jest to zabieg krótszy, nieangażujący, tak naprawdę pracuje się około 45 minut, do godziny, i mamy sprawę 'z głowy'. Nie chcę cytować statystyk z miejsca, gdzie kiedyś pracowałem, ale zapewniam, że z momentem przekazywania dyżuru wskaźnik cięć cesarskich gwałtownie rośnie, ponieważ są pacjentki, które zalegają jakiś czas, personel traci już do nich cierpliwość, więc lepiej rozwiązać to cięciem cesarskim. Podobnie jest rano, kiedy przychodzi zespół dzienny - też wskaźnik gwałtownie rośnie. I to są zjawiska niepokojące, bo część tych pacjentek ma cięcia wykonane bez konieczności medycznej. Ale trzeba również usprawiedliwiać lekarzy. My nie mamy całego warsztatu pracy, który jest dostępny w wielu krajach zachodnich. Brakuje gazometrii śródporodowej, brakuje możliwości dostępu do laboratorium przez całą dobę, nie ma możliwości prowadzenia bardzo intensywnego nadzoru. Coraz częściej mamy do czynienia z pacjentkami po leczeniu niepłodności albo rodzącymi w późnym wieku. Kiedy zaczynałem pracę na położnictwie, mówiło się 'stara pierwiastka', jeśli 30-letnia kobieta pojawiała się na sali porodowej. Każdy uważał, że to jest ciężka patologia. W tej chwili prawie połowa kobiet byłaby 'starymi pierwiastkami'. W tym wieku czynność skurczowa macicy jest słabsza, podatność tkanek na rozkurczanie czy na rozprężanie też mniejsza, w konsekwencji poród się przewleka i najczęściej po jakimś tam okresie kończy się cięciem cesarskim. Jestem za tym, żeby ten czynnik uznać za wskazanie do bardziej intensywnego nadzoru porodu, a nawet za wskazanie do cięcia cesarskiego. Oburza mnie - a mam pacjentki, które w wieku 37 lat trafiały do znanych szpitali warszawskich - że rodziły drogami natury po trzech dobach porodu. Dziecko miało złamany obojczyk i coś tam jeszcze się działo. To nie są dobre sposoby myślenia o położnictwie we współczesnym świecie. Medycznie jest wszystko korrekt. Ci lekarze postępowali zgodnie z pewnymi zasadami, które są wytyczone przez Polskie Towarzystwo Ginekologiczne.

A.O. : Poród fizjologiczny może trwać i trzy doby i nie jest to żadna patologia. To, co na pewno jest potrzebne w porodzie fizjologicznym, to stała opieka wykwalifikowanej osoby. Znajdźcie mi lekarza, który będzie sterczał trzy doby przy rodzącej, a położne w naszym kraju nie mają już takiej pozycji, jak miały 30 lat temu. Lekarz powinien wkraczać w momencie, kiedy coś złego się dzieje. Ale w Polsce opieka nad ciążą fizjologiczną i porodem została oddana w ręce osób, które się zajmują ratowaniem zdrowia i życia, które wkraczają w momencie patologii.

M.H. : Według danych za 2002 rok wynika, że odsetek cięć cesarskich w Holandii wyniósł 13,6 proc., we Francji 16 proc., w Danii 18 proc., w Niemczech 22 proc., a we Włoszech 32 proc. W Holandii istnieje możliwość wyboru cięcia na życzenie. I jest najniższy wskaźnik. Sam fakt dowolności wyboru nie decyduje o tym, jak duży odsetek cięć cesarskich występuje w danym kraju. Należy chyba zastanowić się, w jaki sposób kobieta jest przygotowywana do porodu i jak się do niego sama przygotowuje.

A.O. : Uważam, że współczesne kobiety polskie zostały porzucone przez wszystkich. Matki rodzących dziś kobiet same rodziły w latach 70. i 80. Zawsze pytam kobiety w naszej szkole rodzenia, czego dowiedziały się o porodzie od swoich matek. Najczęściej matki im mówią: 'Lepiej nie pytaj'. Albo częstują córki takimi historiami, że te natychmiast zaczynają się bać. Zostały też opuszczone przez położną. Taką, która opiekuje się kobietą w ciąży, a potem z nią rodzi i opiekuje się nią i jej dzieckiem w połogu. Takich położnych nie ma już w polskim położnictwie, dzisiaj są one asystentkami ginekologów. Ginekolog położnik jest lekarzem chirurgiem. To nie jest osoba, która została wyedukowana do tego, by wspierać fizjologię.

Kobiety po prostu są naprawdę przerażone.

M.H. : W systemie holenderskim często jest tak, że i ciążę, i poród prowadzi położna. Zawsze zastanawiałem się, jeszcze pracując na sali porodowej, czy nie dałoby się doprowadzić do sytuacji, w której kobieta przychodzi razem ze swoją położną do porodu. Szpital to nie jest miejsce przyjazne, do którego się idzie z przyjemnością. I zupełnie inaczej chyba czułbym się w szpitalu, jeżeli miałbym chociaż jedną osobę, którą znam, która była ze mną w czasie ciąży i próbowała przygotować mnie do tego zdarzenia. Położne mają dzisiaj wyższe wykształcenie zawodowe. Ale nie idzie za tym jasno sprecyzowany zakres kompetencji i odpowiedzialności zawodowej. Prace zmierzające do zmiany ustawy o zawodzie pielęgniarki i położnej oraz zdefiniowania kompetencji, zakresu odpowiedzialności tych zawodów zostały rozpoczęte, choć są na bardzo wstępnym etapie. Uważam, że jest to jeden z ważniejszych elementów porządkujących system. Również dlatego, że zaczynamy mieć coraz poważniejszy problem z odpowiednią liczbą kadry lekarskiej.

E.C. : Ma pan niepowtarzalną okazję zrealizować swoje marzenie, będąc na Miodowej. Za jakiś czas rozliczymy pana z tej deklaracji.

M.H. : Podejmuję rękawicę.

D.F. : W internecie kobiety nie wymieniają się doświadczeniami, raczej się straszą. I to straszenie - tak samo jak w marketingu, gdzie zła wiadomość rozchodzi się trzy razy szybciej niż dobra - ma wielką moc rażenia.

M.H. : Jeszcze gorzej jest na patologii ciąży

D.F. : Tu jest wypowiedź kobiety: Po tym, co zobaczyłam, leżąc na patologii ciąży, zaczęłam zbierać pieniądze na cesarskie cięcie. Bezmyślne podawanie oxytocyny, przebijanie pęcherzy płodowych i tak w 90 proc. kończy się w męczarniach cesarskim cięciem.

E.C. : Dyskusji w internecie raczej nie zahamujemy, skoro kobiety nie mają dostępu do innej informacji.

G.P. : Ja myślę, że na to jest jedna recepta - edukacja. Ludzie dorośli powinni na temat sfery seksualnej wiedzieć bardzo dużo. Wychowanie seksualne, wbrew temu, co sądzi część polityków, nie jest nauką o pozycjach. Seksualność jest w Polsce postrzegana negatywnie, sprawy związane z seksem są tabu. Dotyczy to również porodów. I to nas różni od krajów zachodnich, gdzie świadomość dotyczącą sfery seksualnej i rodzenia dzieci kształtuje się przez całe życie młodego człowieka. Tego w Polsce nie ma, to jest ogromny błąd, bo emocjonalnie nie jesteśmy przygotowani do rodzenia. Naprawdę przychodzą do mnie pacjentki, które nie chcą rodzić, bo tego nie akceptują.

A.O. : Liczba cesarskich cięć już dwukrotnie przekracza w Polsce zalecany przez WHO poziom 15 proc. Nie bez powodu ktoś sobie wymyślił te 15 proc. Taki odsetek jest potrzebny ze wskazań medycznych. Natomiast powyżej to są cięcia najczęściej niepotrzebne.

G.P. : Jednym ze sposobów, który pozwoliłby zmniejszyć presję kobiet, byłoby wprowadzenie znieczulenia okołoporodowego. Uważam, że w wycenę porodu powinno być wkalkulowane znieczulenie. Większość szpitali pod presją pacjentek by się decydowała na wprowadzenie tego znieczulenia i automatycznie by spadł wskaźnik cięć z lęku przed bólem.

M.H. : To jest również problem liczby personelu. Konkretnie anestezjologów. Cięcie cesarskie trwa kilkadziesiąt minut. Poród ze znieczuleniem może trwać kilka godzin, czasami i kilkanaście. Anestezjolog zajęty przy porodzie jest wyłączony z innej aktywności. W obecnej sytuacji byłby problem z realizacją takiego rozwiązania.

E.C. : Czyli praktycznie jest tak, że jeżeli kobieta boi się bólu, to może wybierać - albo cesarskie cięcie, albo ten ból.

A.O. : Jeśli chodzi o łagodzenie bólu porodowego, to są różne techniki. Jest cała sfera metod pozafarmakologicznych, które nie mają skutków ubocznych, które ma na pewno znieczulenie. Ponadto porody ze znieczuleniem są trudniejsze, bo kobieta nic nie czuje i nie współpracuje z położną. Więc zanim zaczniemy mówić 'znieczulenie dla każdej', zastanówmy się, czy są bardziej popularne, tańsze, łatwiejsze do wprowadzenia metody. Kilkadziesiąt procent kobiet odpowiedziało nam w ankietach 'Rodzić po ludzku', że nic im nie proponowano. Nic kompletnie. A część kobiet odpowiedziała, że w szpitalu zaproponowano znieczulenie zewnątrzoponowe. Czyli kobieta rodząca jest po prostu zostawiona sama sobie, leży na łóżku, cierpi, jest sama, a jak nie wytrzymuje, to lecimy po anestezjologa albo mąż trzęsącą się ręką wyjmuje 600 zł.

P.I. : Przepraszam, ale czy to nie jest tak, że kobieta, która przychodzi rodzić, mówi lekarzowi, że chciałaby rodzić ze znieczuleniem, pokrywa koszty i dostaje to w każdym szpitalu? To tak nie działa?

A.O. : Jeśli jest anestezjolog, to tak.

E.C. : W tej dziedzinie panuje wolna amerykanka, to jest w ogóle nieuregulowane przepisami. Opłaty dodatkowe są obok prawa i tego się nie udało uregulować przez wiele lat.

M.H. : Dotykamy fundamentalnego problemu - dopłat pacjentów do określonych usług, nazwijmy to: ponadstandardowych. Teraz można by to sprowadzić do następującego wyboru: z jednej strony mamy cięcie cesarskie, które jest najgorszym z możliwych rozwiązań - mówię o sytuacji bez wskazań lekarskich, medycznych - i ono jest bezpłatne. Teoretycznie w szpitalach powiatowych jest ono też bezpłatne. Z drugiej strony mamy możliwość znieczulenia, ale ono nie jest ujęte w standardzie porodu, z wyjątkiem wskazań medycznych. Czy nie jest jakimś rozwiązaniem doprowadzenie do możliwości dopłat za znieczulenie zewnątrzoponowe, skoro jest ono mniejszym złem?

E.C. : Panie ministrze, ale to pytanie raczej my powinniśmy skierować do pana.

M.H. : Oczywiście, ale jest to ważna decyzja. Jednak żeby ją podjąć i iść w tym kierunku, musimy mieć przyzwolenie społeczne.

A.O. : Możemy rozmawiać, ile powinno kosztować znieczulenie, a ile kosztuje cesarka. To pytanie na dziś. Ale mnie bardziej interesuje, jakie są wyliczenia kosztów nadmiernej medykalizacji porodu. Bo jeśli patrzymy na cesarskie cięcie teraz, ono jest z punktu widzenia lekarzy fantastycznie łatwe w porównaniu z tym, co było w przeszłości. Mamy fantastyczne środki do znieczulenia, świetną technikę, nie rozpruwamy kobiet, tylko robimy tak, że można potem nosić bikini. I o tym kobiety dyskutują. Tylko świat teraz się zastanawia i bada, jakie są dalekosiężne skutki cesarskich cięć. Co będzie, jeśli tych cesarskich cięć będzie coraz więcej i więcej. Już zostało potwierdzone w badaniach, że noworodki urodzone cesarskim cięciem mają większe prawdopodobieństwo zapadnięcia na astmę. To ile społeczeństwo i NFZ zapłaci za leczenie tej astmy? Jeśli jest podejrzenie, że cesarskie cięcie zwiększa ryzyko niepłodności, to powstaje pytanie, kto będzie płacił za tę niepłodność w przyszłych pokoleniach? Co będzie za dwa albo trzy pokolenia, z jakimi my dziećmi będziemy mieć do czynienia i na jakie choroby one będą zapadać. I to jest pytanie do władz.

G.P. : Ja bym powiedział, że do ewolucji, bo może się okazać, że za 15 pokoleń nie będzie wysokich blondynek z wąskimi biodrami, bo takie mogą rodzić tylko cesarskim cięciem. Nie da się tego policzyć. Chodzi o to, że musimy dobrać wskazania medyczne do cesarskich cięć do rzeczywistych potrzeb zdrowotnych pacjentki. W moim przekonaniu te wskazania we współczesnym świecie będą się rozszerzały, a nie zawężały. Będzie coraz więcej cięć cesarskich. Nie wiem, czy wskazaniem do cięcia cesarskiego nie stanie się np. psychiczne nastawienie pacjentki, która myśli negatywnie o porodzie. Bo ja mam takie pacjentki, które są na pograniczu psychotycznych objawów. Z ogromnym lękiem, z depresją. Mówią, że nie widzą możliwości urodzenia drogami natury.

E.C. : Skoro dla lekarzy cesarskie cięcie jest łatwiejsze do wykonania, bezpieczniejsze z punktu widzenia ewentualnych roszczeń pacjentek i szybsze, to ja sobie zadaję pytanie, na czyje życzenia wzrasta liczba cesarek. Kobiety czy lekarza? W medycynie jest znane zjawisko asymetrii informacji. Pacjent postępuje tak, jak wskazuje mu lekarz, co jest oczywiste, skoro lekarz jest fachowcem od zdrowia. A świat medyczny stawia pytanie, czy nie należałoby wszystkich ciąż rozwiązywać cesarskim cięciem. Oto prawdziwy triumf techniki nad naturą.

 

Znam.to - nowy serwis konsumencki. Twoje zdanie jest ważne dla innych.

Więcej o:
Copyright © Agora SA