Biznes z różową wstążką

Mężczyznom z diagnozą raka prostaty Matchbox nie wręcza swoich giftów. Z jakiegoś powodu to rak piersi robi największą karierę

Kiedy kilka lat temu przeczytałam tekst znanej amerykańskiej dziennikarki Barbary Ehrenreich 'Welcome to Cancerland: A Mammogram Leads to a Cult of Pink Kitsch', nie przypuszczałam, że zjawisko tam opisane stanie się u nas tak szybko aktualne. Przetłumaczyłyśmy go razem z dr Edytą Zierkiewicz, wykładowczynią Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego, która od lat zajmuje się wizerunkiem raka piersi w kulturze. Tezy amerykańskiej dziennikarki są następujące: rak piersi stworzył swoistą kulturę, kult czy rodzaj religii, której ton narzuca różowa wstążeczka. Świat 'Cancerlandu' rządzi się podobnymi prawami jak Disneyland. Jest wesoło jak na ludowym festynie, sentymentalnie, infantylnie, a kto się skarży i ma wątpliwości, uznany jest za defetystę. Tam się nie umiera. Nie wolno.

Za mały stanik

Udałam się niedawno na nowotworową emeryturę. Miałam dość! Czego? W sobotę brałam udział w imprezie pod nazwą 'Kobieta kobiecie - piękno dla zdrowia' zorganizowanej w klubie Galop w podwarszawskiej Zielonce, gdzie całodzienne badania mammograficzne sponsorowane przez Spółdzielczy Bank Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie współgrały z wieczorną galą wyborów Foto Models Poland 2008 regionu wołomińskiego. Jako przedstawicielka Polskiej Unii Onkologii wręczałam dyplomy tym, którzy przyczynili się do zrealizowania tej imprezy. W środę brałam udział w Gali Avonu, gdzie odebrałam Nagrodę Różowej Wstążki za działalność na rzecz walki z rakiem. W czwartek na konferencji jednej z firm farmaceutycznych dotyczącej nowego leku dla chorych z rakiem piersi mówiłam o tym, czy już oswoiliśmy raka.

W niedzielę wystąpiłam w Superstacji, komentując artykuł w 'Gazecie Wyborczej' pt. 'Znamy sekret raka piersi'.

W tym samym czasie w Centrum Onkologii w Warszawie umierała nasza koleżanka. Na raka piersi z przerzutami do obu płuc i do wątroby. Umierała być może dlatego, że przez cztery lata żyła z wciągniętą brodawką, alarmującym symptomem, o którym piszą wszystkie pisma kobiece. Na moje pytanie, co sobie myślała, odpowiedziała: 'Że mam za mały stanik...'. Siedziałam przy jej szpitalnym łóżku, mówiłam różne głupoty - że trzeba walczyć, że warto żyć, że nie można się poddawać. Wiedziałam, że umiera.

Różowa parasolka

Edyta Zierkiewicz: - W przypadku raka piersi wstążka symbol ma proweniencję komercyjną (w roku 1992 Evelyn Lauder jako pierwsza wpadła na pomysł, by oznaczyć tak serię nowych kosmetyków częściowo finansujących kampanię walki z rakiem piersi). Dziś jednak sytuacja wymknęła się spod kontroli - w Stanach Zjednoczonych mówi się wręcz o 'przemyśle różowej wstążki'. Nie ma tam chyba towaru czy usługi, której nie można by opatrzyć tym symbolem; są nim ozdabiane zabawki, zegarki, kosmetyki, ubrania, plecaki, zawieszki zapachowe do aut, kubki, długopisy, telefony komórkowe, tablice rejestracyjne, laptopy itp., itd. W internecie działają sklepy specjalizujące się w towarach z różową wstążką. W październiku róż rozlewa się po amerykańskich ulicach i sklepach. A symbol się zużył i znużył. Gdzieś zakiełkowała we mnie podobna myśl podczas Marszu Różowej Wstążki Avonu w Warszawie w 2007 roku. Przeszliśmy Nowym Światem w takt marszowej muzyki. Nad naszymi głowami unosiły się tysiące różowych balonów, wirowały różowe parasolki. Wokół pomnika Kopernika stały przystrojone na różowo kramiki, a po Krakowskim Przedmieściu grasowały czeredy kilkunastoletnich wyrostków zgarniających, jak leci, co rozdawane było za darmo - różowe bransoletki, balony. Zewsząd słychać było pytanie: 'Gdzie tu dają parasole?'. Czy na tej ulicy jest jeszcze miejsce na raka? Czy posiadanie różowej parasolki wiąże się z czymkolwiek - poza posiadaniem różowej parasolki? Czy na tym festynie którakolwiek kobieta zastanowi się: 'A może bym się tak przebadała?'. 'Nasuwa się jak co roku refleksja: czy takie akcje mające na celu propagowanie profilaktyki przyczynią się do zmiany zachowania Polek?' - zastanawia się w 'Gazecie Amazonek' Ewa Grabiec-Raczak. Trzy lata temu na podobnym marszu podeszła do mnie kobieta. Wokół nadgarstka miała zawiązany sznureczek. Czerwony, nie różowy. 'To o mnie pani napisała w swojej książce. Ja też mam na wyniku "ca" i kartkę schowałam do szuflady. Nie pójdę się leczyć. Na razie zawiązałam sobie to - skinęła głową w stronę nadgarstka. - Może pomoże'. Przez następne pół godziny namawiałam ją na wszelkie sposoby, by poszła do lekarza, podjęła leczenie. Może dla niej jednej warto było przyjść? Na Gali Avonu rozmawiałam z panią, która za trzy dni szła do szpitala na mastektomię. Chciała wiedzieć, jak to będzie, gdy obudzi się bez piersi. I nagle w rozmowie okazało się, że nic nie powiedziała swoim kilkunastoletnim dzieciom. Chciała je wysłać na narty. Przekonywałam ją, że jest im winna szczerą rozmowę. Może dla niej właśnie warto było przyjść? Bo mimo wątpliwości każda impreza, po której choćby jedna kobieta zdecyduje się na badania, ma w Polsce sens.

Odwrócona miska dla kota

Edyta Zierkiewicz: - Pod wpływem felietonu Barbary Ehrenreich organizacja Breast Cancer Action zainicjowała kampanię pod tytułem 'Think before you pink', który można spolszczyć jako: 'Pomyśl, zanim zrobią cię na różowo'. Celem tej akcji jest monitorowanie przemysłu różowej wstążki - sprawdzanie, ile rzeczywiście pieniędzy producenci odprowadzają na badania nad rakiem piersi, czy ich deklaracje pokrywają się z rzeczywistymi działaniami, ostrzeganie nabywców przed naciągaczami, zachęcanie klientów do wnikania, na co przeznaczane są pieniądze z różowej wstążki lub namawianiu ich, by zamiast kupować niepotrzebny gadżet, po prostu wpłacali swoje darowizny na konkretny cel konkretnego stowarzyszenia. Trudno właściwie mówić o 'różowym przemyśle' w Polsce - nikt jeszcze nie wypuścił fasolki z różową wstążką i sądzę, że różowa Barbie nam nie grozi. (Widzieli państwo różową Barbie z różową wstążeczką? Duże przeżycie. Tylko dlaczego ma obie piersi?) 'Przemysł' wokół raka piersi oczywiście musiał się rozwinąć - protezy wyglądają jak prawdziwe piersi, bielizna i kostiumy kąpielowe są piękne i eleganckie - i całe szczęście. Kto powiedział, że proteza ma wyglądać jak odwrócona miska dla kota? Kobiety z rakiem piersi to ogromny target w każdym kraju. Oczywiście, że także nie chciałabym umierać z różowym misiem pod pachą, ale nie widzę nic złego w produkowaniu maskotek, które, po pierwsze, dodają otuchy, po drugie, zasilają konta organizacji walczących z rakiem. Kiedy osiem lat temu miałam wznowę, mój amerykański znajomy przywiózł mi takiego właśnie lewka maskotkę. Beżowego, nie różowego. Lewek miał przypiętą do szyi karteczkę z napisem 'Hope'. Na drugiej stronie kilka aforyzmów o nadziei. Lewka wyprodukował Team to Fight the Cancer (Grupa do walki z rakiem). W ogóle mi to nie przeszkadzało. Ucieszyło mnie, że komuś się chciało zadać sobie trud i znaleźć dla mnie tę zabawkę ze śmiesznym pyszczkiem. Miała dla mnie szczególne znaczenie, bo dana była z serca. W żadnym wypadku nie czułam się 'zinfantylizowana". To był gest wsparcia i czułam się raczej 'zaopiekowana'. Choć oczywiście Ehrenreich ma rację, pisząc, że mężczyznom z diagnozą raka prostaty Matchbox nie wręcza swoich giftów. I że z jakiegoś powodu to rak piersi robi największą karierę. Dlaczego tak jest? Przecież podobny 'przemysł' i 'kult' nie rozwinął się wokół żadnego z innych nowotworów - ani zajmującego wysoką pozycję na nowotworowej top liście raka płuc, ani raka jądra, który zbiera teraz swoje żniwo wśród dwudziestoparoletnich chłopaków. Ani tym bardziej wokół raka jelita grubego, bo - jak mówią sami pacjenci ze stomią - żadne kolorowe pisemko nie chce pisać tekstów na tak 'obrzydliwe' tematy. Sytuacja na froncie walki z rakiem w Polsce jest zupełnie inna niż w Stanach, gdzie - według American Cancer Society, Cancer Facts and Figures 2006 - odsetek pacjentek, które przeżyły pięć lat, w latach 1995-2001 wynosił 88 proc.! U nas szacuje się, że jeśli nic się nie zmieni, w 2010 r. zachoruje ponad 17 tys. kobiet, z czego przeszło 6 tys. umrze (z danych Polskiej Unii Onkologii). W takiej sytuacji każda złotówka przeznaczona na walkę z rakiem jest na wagę złota. I trzeba sobie powiedzieć wprost: gdyby nie firmy farmaceutyczne - że wymienię tylko A New Therapy, Amgen, AstraZeneca, Bayer Schering Pharma, GlaxoSmithKline, Novartis Poland, Roche Polska, Sanofi-Aventis, Vipharm - i inne (np. Amoena, Avon, Laboratorium Kosmetyczne Dr Ireny Eris, Samsung), nie odbywałyby się konferencje naukowe, nie byłoby mowy o akcjach społecznych (np. Breast Friends, która miała na celu pokazanie, jak ważne jest wsparcie przyjaciół w chorobie nowotworowej), Amazonki Warszawa- -Centrum nie zbudowałyby Centrum Edukacyjno-Terapeutycznego.

Hurraoptymizm ozdrowieńców

Od pewnego czasu na Zachodzie karierę robi kult survivors, czyli tych, którzy żyją z rakiem i odliczają przeżyte lata. Terminu 'ozdrowieńcy' używa Paweł Walewski, dziennikarz 'Polityki'. Bo jak to przełożyć na język polski? Ocaleńcy? Nigdy nie powiedziałabym o sobie survivor. Nie przeszłoby mi to przez gardło. Za dużo wiem o raku. Nigdy nie powiem: 'Miałam raka'. Nie dlatego, żeby nie zapeszyć. Nie jestem przesądna. Dokładnie uświadomiłam to sobie trzy lata po mastektomii, gdy nagle okazało się, że mam wznowę w bliźnie pooperacyjnej. Komórki nowotworowe znalazły tam sobie ciepłe miejsce. Ta choroba może powrócić wiele lat później i trzeba być na to przygotowanym. A chociaż nie miałam przerzutów, wiem, że już do końca życia będę przechodziła przez rozsuwane szklane drzwi Centrum Onkologii i za każdym razem będę się bała, odbierając wyniki badań. Choć oczywiście cieszę się, że od diagnozy minęło 11 lat. Barbara Ehrenreich, pisząc o forach internetowych dla kobiet po raku piersi, zauważa, że są one hurraoptymistyczne. Wszelkie narzekania, lęk przed śmiercią traktowane są jako defetyzm. Ten 'optymizm breastcancerowej kultury' nie jest ani sztuczny, ani wykreowany. Kiedy redagowałam książkę wspomnień polskich amazonek ('I przyszedł do mnie rak'), znalazłam wiele takich świadectw. Ja sprzed diagnozy i ja po operacji to kompletnie dwie różne kobiety! W którymś z wywiadów powiedziałam, że w zasadzie lubię tego raka, bo gdyby nie on, nie byłoby mi dane przeżyć takiej pełni człowieczeństwa. Ale ja nie miałam przerzutów, nie przeszłam przez chemię, więc może nie mam prawa zabierać głosu?

Amazonki nie umierają

W naszym 'Cancerlandzie' w ciągu ostatniego dziesięciolecia błyskawicznie przeszliśmy od mitu umierania na raka natychmiast po otrzymaniu diagnozy do triumfalnego zanegowania śmierci. Przeglądając prasę, dochodzimy z Edytą do wniosku, że jeszcze chwila, a poczujemy się nieśmiertelni. Tygodnik 'Przegląd' (19.10.2003), okładka: 'Oni wygrali walkę z chorobą'. Pod tytułem zdjęcia Krzysztofa Kolbergera, Ireny Santor, Jana Kobuszewskiego, Krystyny Kofty i Anny Seniuk. Pod zdjęciami podpis: 'Rak nie wyrok. Wcześnie wykryty rak jest w 100 proc. uleczalny'. 'Newsweek' (27.06.2004), tekst Doroty Romanowskiej pt. 'Mój przyjaciel rak', lead: 'Nadchodzi koniec ery śmiertelnych nowotworów. Raka co prawda nie pokonamy, ale nauczymy się nad nim panować'. 'Dziennik' (28.09.2006), tekst Katarzyny Bartman 'Wiemy, kto zachoruje na raka!'. Śmiertelna choroba jest w mediach w postaci złagodzonej. Takie strategie chętnie podejmują też same chore. Według Edyty Zierkiewicz pomagają one zakłamać śmierć, 'oszukać' czytelników, że śmierci nie ma, że można o niej zapomnieć.

Strategia pierwsza, czyli różowa wstążeczka, ma wyrażać solidarność z chorymi kobietami, dodawać im otuchy. Firmy i koncerny oznaczają nią swoje towary, a część zysku odprowadzana jest na badania naukowe nad rakiem piersi.

Strategia druga, czyli przymus radowania się - zwykle choroba kojarzona jest z depresją, wycofaniem się z życia. W rzeczywistości kobiety spotykają się ze sobą po to, by się wspierać, informować, bawić. Strategia trzecia, czyli medialne artefakty. W czasopismach kobiecych często czytamy, że badania diagnostyczne (mammografia, USG piersi, biopsja) są metodami profilaktyki raka piersi. Daje to kobietom poczucie złudnej kontroli nad własnym życiem. Tymczasem te badania to metody diagnostyczne, które wykonuje się, aby stwierdzić, czy interwencja medyczna jest już konieczna, czy może nadal wszystko jest w porządku. Strategia czwarta, czyli widzieć, znaczy uwierzyć. Kobiety mogą bać się pójść do lekarza także dlatego, że obawiają się, co będzie po operacji. Nasza wyobraźnia produkuje straszne obrazy. Te anonimowe, 'ilustracyjne' piersi, do których przyzwyczaiła nas reklama komercyjna, przyczyniają się do pojawienia się lęku, przerażenia i niechęci. Nieraz słyszałam od kobiet zdanie: 'Wolę umrzeć, niż stracić pierś!'. Uważam, że jedno zdjęcie nagiej amazonki, która wygląda równie atrakcyjnie z jedną piersią, zrobi nieporównywalnie lepszą robotę niż setki 'ilustracyjnych' biustów. Jednak w przeciwieństwie do Edyty Zierkiewicz jestem daleka od ilustrowania tekstów o amazonkach zdjęciami pooperacyjnej blizny. Bo po co? Przecież naszą bliznę po mastektomii poza lekarzami ogląda zazwyczaj parę osób na świecie: mąż, partner, matka, siostra, dorosła córka i najlepsza przyjaciółka. Czy komukolwiek przyszłoby do głowy zrobić kalendarz z bliznami po usunięciu macicy, płuca i na przykład nerki? Specjaliści od reklam szukają sposobu, jak zachęcić do badań. Zadaniem społecznej reklamy jest poruszenie. Ma ona zmusić kobietę, żeby się zbadała. Swój cel osiągnął pewnie billboard na jednej z warszawskich ulic, na którym kobieta w miejscu jednej piersi ma dziurę na wylot. Dla kobiety, która właśnie otrzymała diagnozę, że ma raka, to szok, który może być negatywny w skutkach, np. wystraszy ją i spowoduje, że nie pójdzie do lekarza, bo będzie się bała. Ale u zdrowej może spełnić swoje zadanie: przypomni jej o problemie, spowoduje, że pójdzie się zbadać i być może wykryje chorobę we wczesnym stadium i zapobiegnie jej rozwinięciu.

Kto walczy lepiej?

Kiedy redagowałam 'I przyszedł do mnie rak', do książki włączyłam także teksty napisane przez córki - ich matki odeszły, przegrawszy walkę. I wtedy kilka koleżanek zaprotestowało. Jak to tak, pisać o śmierci? Tak, na raka piersi też się umiera. Tak jak umarła moja koleżanka w tygodniu, w którym ja nieustannie mówiłam o raku. To umieranie nie mieści się w breastcancerowej kulturze. 'Czy my, którzy żyjemy, walczymy lepiej? Czy możemy twierdzić, że jesteśmy bardziej dzielni od tych, którzy umarli? I dlaczego w tym kulcie nie ma miejsca na akceptację śmierci, kiedy nadchodzi czas?' - pisze Ehrenreich, trafiając w moje przemyślenia. Kiedy byłam tuż po operacji, umarła nasza redakcyjna koleżanka, poetka Danuta Wawiłow, której wiersze są w wielu podręcznikach dla podstawówek. Dlaczego ona umarła, a ja żyję? - zadawałam sobie pytanie, choć wiedziałam, że takich pytań stawiać nie wolno. Nie ma wypłakiwania się w mankiet

'To nie jest moje "siostrzeństwo". Rak piersi nigdy nie będzie dla mnie powodem do dumy i źródłem identyfikacji' - pisze Ehrenreich. Oczywiście, że nie jest powodem do dumy. Z czego tu być dumną? Na pewno jest wspólnotą losu, doświadczenia, emocji. W tym sensie jest to "siostrzeństwo" i dlatego wszystkie kobiety dotknięte rakiem piersi są mi bliskie.

Amerykańskie organizacje zrzeszające kobiety z rakiem piersi bardzo różnią się od polskich Amazonek (Ehrenreich podkreśla tu wpływ ruchów feministycznych). Sama przez kilka lat nie szukałam z nimi kontaktu. Wydawało mi się, że to grupa wsparcia funkcjonująca na zasadach ruchu AA, gdzie opowiadamy o nieszczęściu, które nas spotkało. Myliłam się. Tu nikt nikomu nie wypłakuje się w mankiet. Amazonki są najstarszą w Polsce organizacją pacjencką. Skończyły 20 lat. Klub jest źródłem ich identyfikacji, czują się ze sobą dobrze - niektóre nigdy nie powiedziały nikomu poza najbliższą rodziną, że są po mastektomii. To jest 'siostrzeństwo w chorobie'. Polskie stowarzyszenie Amazonki to bardzo silny ruch społeczny, który uświadomił sobie swoją wartość i podjął nowe wyzwania, co w kraju, gdzie społeczeństwo obywatelskie dopiero się kształtuje, ma ogromne znaczenie. Same amazonki na łamach swojej gazety od niedawna żegnają koleżanki. Bo nie da się nie zauważyć, że już ich nie ma.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.