Trójmiasto. Rektor Ceynowa: Te oskarżenia to oszczerstwo

- W związku z pomówieniem zamieszczonym w tygodniku ?Wprost? złożyłem zawiadomienie do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie - zapowiada Andrzej Ceynowa, rektor Uniwersytetu Gdańskiego. Do współpracy z SB nie przyznaje się też drugi bohater artykułu - prof. Józef Włodarski, dziekan Wydziału Filologiczno-Historycznego

Agenturalną przeszłość wykładowcom UG zarzucił tygodnik "Wprost". W artykule "Agenci w gronostajach" przekonuje, że rektor Ceynowa i profesor Włodarski byli tajnymi współpracownikami służb PRL. Dlatego - zdaniem autorów - oburzali się, że nowa ustawa lustracyjna wymaga złożenia oświadczeń lustracyjnych przez wyższą kadrę akademicką i zainicjowali uchwałę Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich potępiającą lustrację.

- To bzdury - odpowiadają bohaterowie artykułu.

Według "Wprost" prof. Włodarski podpisał zobowiązanie do współpracy 28 września 1974 roku. Studiował wtedy na czwartym roku historii UG. "Opiekować się" nim miał Andrzej Kołkowski, kapral SB i przyjaciel z dzieciństwa.

Kołkowski powierzył Włodarskiemu rozpracowywanie "młodzieży hipisowskiej oraz środowiska o nastawieniu antysocjalistycznym, antykomunistycznym i antyradzieckim" i nadał pseudonim "Zydran".

"Zydran" miał za pieniądze opowiadać, m.in., skąd hipisi biorą narkotyki i donosić na swojego kolegę z rodzinnego Pasłęka - 17-letniego wtedy Roberta Oszczakiewicza.

- Nigdy bym tego nie zrobił. Wszystko wyjaśnię na radzie wydziału 12 kwietnia. Zostałem wrobiony - twierdzi profesor Włodarski. Oszczakiewicz: - Szok, był dla mnie autorytetem. Dopóki nie udowodni, że to kłamstwo, co dopuszczam, nie podam mu ręki.

Z kolei rektor UG Andrzej Ceynowa według "Wprost" miał być tajnym współpracownikiem o kryptonimie "Lek" aż do 1989 roku, inwigilował dyplomatów i obcokrajowców mających kontakt z Uniwersytetem Gdańskim. Dziennikarka "Wprost" nie znalazła zobowiązania podpisanego przez profesora. Powołuje się natomiast na raport kpt. Kurkowskiego z maja 1989, w którym znajduje się relacja "Leka" ze spotkania z amerykańskim dyplomatą Johnem Brownem. Ceynowa miał też opowiadać bezpiece o wizycie Dennisa Chamberlina - fotografa, który chciał zrobić fotoreportaż o Polsce, oraz amerykańskiego profesora Kevina Lewisa u Lecha Wałęsy. Ceynowa miał występować wtedy jako tłumacz.

- Jako pełnomocnik rektora UG ds. amerykańskiego stypendium Fullbrighta w latach 70. nieraz byłem wzywany przez SB - powiedział "Gazecie" profesor Ceynowa w niedzielę wieczorem, tuż po pojawieniu się artykułu na stronie internetowej tygodnika. - Namawiano mnie do donoszenia na uczelnianych kolegów i gości UG. Nigdy jednak nie uległem.

Wczoraj rektor UG zwołał konferencję prasową i wygłosił oświadczenie: - Nazwanie mnie przez tygodnik "Wprost" tajnym współpracownikiem SB wyłącznie na podstawie jednej notatki pracownika SB uważam za próbę publicznej egzekucji. Oświadczam, że nie pracowałem, nie podjąłem służby i nie byłem świadomym i tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa w rozumieniu ustawy lustracyjnej. Twierdzenie, że byłem tajnym współpracownikiem SB i inwigilowałem dyplomatów, jest oszczerstwem.

Prof. Ceynowa zapowiedział, że pozwie autorkę tekstu, redaktora naczelnego tygodnika i wydawcę. Po odczytaniu oświadczenia nie chciał odpowiadać na pytania. Nie wytrzymał, gdy dziennikarz TVN pokazał rektorowi kopię raportu SB.

- Pierwszy raz widzę ten dokument. Tutaj jest tylko napisane "Lek", nie ma mojego nazwiska, skąd wniosek, że to moje relacje z pobytu amerykańskiego dyplomaty? - pytał. - Nie przypominam sobie nikogo o nazwisku Brown, którego miałem gościć. Nie przypominam sobie też kogo miałbym prowadzić do Wałęsy, tym bardziej że osobiście poznałem byłego prezydenta trzy-cztery lata temu.

Rektor zapowiedział, że nie zawiesi pełnienia funkcji.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.