PiS przyspiesza z supernadzorem

PiS przyspiesza prace nad ustawą, która podporządkuje premierowi nadzór nad instytucjami finansowymi. Już dziś ma nad nią głosować Sejm, projekt może wejść w życie nawet za kilka tygodni. - To przykład, jak nie powinno się uchwalać prawa - zżymają się finansiści

Projekt PiS przewiduje powołanie kolejnego specurzędu - Komisji Nadzoru Finansowego. Ma on kontrolować wszystkie banki, fundusze inwestycyjne i emerytalne oraz firmy ubezpieczeniowe i spółki giełdowe. KNF ma podlegać rządowi. To premier pośrednio lub bezpośrednio będzie obsadzał pięć z siedmiu miejsc w KNF i wyznaczał jej przewodniczącego. Dziś nadzór nad rynkiem finansowym sprawują trzy wyspecjalizowane i niezależne od rządu komisje.

Pomysł PiS nie podoba się Narodowemu Bankowi Polskiemu, finansistom, krytykuje go nawet Europejski Bank Centralny. - Obecny nadzór należy do najsprawniejszych w Europie. Centralizacja i podporządkowanie go rządowi obniżą skuteczność - mówią krytycy.

Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że ostro krytykowany projekt PiS utonie gdzieś w gabinetach ministerialnych, bo jego twórca (i główny kandydat na "supernadzorcę") - wiceminister finansów Cezary Mech - odszedł z rządu. Ale ostatnio PiS znów zaczęło się spieszyć. Pod koniec czerwca odbyło się w Sejmie pierwsze czytanie projektu, w ubiegły wtorek drugie (choć początkowo ten temat był tylko na liście rezerwowej), a już dziś posłowie mają przyjąć projekt. W życie ma wejść za kilka tygodni.

Na posiedzeniach sejmowej komisji finansów publicznych koalicja PiS, LPR i Samoobrony seryjnie odrzucała wnioski opozycji. PO i SLD żądały m.in. odrzucenia projektu, objęcia skonsolidowanym nadzorem instytucji parabankowych (np. SKOK-ów, z którymi związki mają niektórzy posłowie PiS), zmian w składzie KNF (swych przedstawicieli miałyby instytucje rynku finansowego, np. Bankowy i Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny), a także powołania Rady KNF, ciała doradczego złożonego z przedstawicieli banków, funduszy i ubezpieczycieli. Jedyne poważne zmiany w projekcie, na które przystał PiS to przywrócenie rzecznika ubezpieczonych i opóźnienie do końca 2007 r. włączenia do KNF nadzoru nad bankami.

Szaleńcze tempo prac niepokoi finansistów. - Posłowie poświęcili fundamentalnej reformie rynku raptem kilka dni, marginalizując konsultacje społeczne - mówił wczoraj na konferencji prasowej Zygmunt Kostkiewicz, prezes związku pracodawców skupiającego zakłady ubezpieczeń, fundusze emerytalne i inwestycyjne. - Ustawa nie zapewnia żadnego wpływu instytucji nadzorowanych na działalność KNF - dodawał Jerzy Bańka ze Związku Banków Polskich.

Wtórowała im Henryka Bochniarz, szefowa Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". - W Sejmie nie powołano nawet podkomisji, w której można byłoby spokojnie przedyskutować projekt. Ta ustawa to przykład, jak nie powinno się stanowić w Polsce prawa - mówi Bochniarz.

Poseł PiS Artur Zawisza, specjalista tej partii od spraw bankowych (szef bankowej komisji śledczej), nie widzi problemu. - Nie mówiłbym o ekspresowym tempie prac. Owszem, jest pewien pośpiech, ale to dlatego, że chcemy spełnić jak najszybciej nasze obietnice wyborcze - mówi Zawisza. Dlaczego do tak ważnej ustawy nie powołano podkomisji? - Nie wiem. Jestem jednak przekonany, że wszelkie instytucje, które chciały się wypowiedzieć, miały taką możliwość.

Maciej Samcik: Dlaczego NBP obawia się wspólnego nadzoru finansowego?

Jerzy Pruski, wiceprezes NBP: Obecny nadzór działa dobrze, jest dostosowany do specyfiki polskiego rynku. Mamy trzy wyspecjalizowane komisje, co zapewnia wysoki poziom fachowości nadzoru. Zarazem wybrani przedstawiciele jednej komisji są delegowani do pozostałych, więc jest dobra wymiana informacji.

W niektórych krajach, np. w Wielkiej Brytanii, z powodzeniem działa wspólny nadzór...

Zintegrowany nadzór działa w krajach o rozwiniętym rynku finansowym, w których na dużą skalę występują konglomeraty finansowe, instytucje prowadzące jednocześnie działalność bankową, ubezpieczeniową i inwestycyjną na własne ryzyko. W Polsce takich konglomeratów nie ma, więc nie ma sensu również konsolidowanie nadzoru. U nas co najwyżej niektóre banki sprzedają w swoich okienkach ubezpieczenia albo jednostki funduszy inwestycyjnych. Jednak stopień przenikania się działalności bankowej, ubezpieczeniowej i inwestycyjnej jest nikły.

Ale może pod jednym dachem nadzór będzie przynajmniej tańszy?

Jeśli mechanicznie łączy się trzy urzędy w jeden, to nie widzę możliwości, żeby koszty spadły. Trudno przecież mówić o jakiejś synergii. Będzie za to większa biurokracja, mniejsza efektywność i ryzyko błędnych decyzji, bo jeden człowiek - prezes KNF - będzie musiał znać się na wszystkich segmentach rynku.

A może przyczyną sprzeciwu NBP jest to, że rząd chce bankowi dać tylko jedno miejsce w nowej KNF?

Tu nie chodzi o ambicje. Wyłączenie nadzoru bankowego spod jakiegokolwiek realnego wpływu banku centralnego to wielki błąd. Zaprzepaszcza się w ten sposób cały kilkunastoletni dorobek banku centralnego w nadzorowaniu instytucji finansowych. Pytam: po co? Nawet w krajach, w których ostatnio integruje się nadzór, skupia się go wokół banku centralnego. Tak zrobili ostatnio np. Czesi i Słowacy. Co ciekawe, ci ostatni pierwotnie budowali nadzór poza bankiem centralnym, ale ostatecznie zmienili koncepcję, bo zauważyli, że nadzór działający w ramach banku centralnego będzie po prostu skuteczniejszy.

Ale przyznajmy, że nie we wszystkich krajach bank centralny ma decydującą rolę w nadzorze finansowym.

Ale Polska jest jedynym krajem, w którym rola banku centralnego w nadzorze finansowym zostanie tak bardzo zmarginalizowana. Nawet tam, gdzie nadzór buduje się np. wokół rządu, przedstawiciele banków centralnych mają albo duży udział w obsadzie stanowisk, albo przynajmniej zagwarantowany wpływ na podejmowanie niektórych ważnych decyzji.

Rząd działa wbrew tendencjom i doświadczeniom światowym. To niepotrzebne ryzyko dla naszych portfeli. Im mniej skuteczny będzie nadzór nad instytucjami finansowymi, tym mniej bezpieczne będą nasze pieniądze.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.