Przeszukujący okolice jezior spodziewali się, że Błażej z Łodzi żyje, bo tuż po nawałnicy dzwonił do ojca. Potem urwał się z nim kontakt i dlatego rodzina zgłosiła zaginięcie. - Okazało się, że chłopak miał wyładowany telefon, stąd zamieszanie - mówi Piotr Korzeniewski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie.
Wczoraj na Mazury przylecieli szef MSWiA Włodzimierz Stasiak, szef obrony cywilnej kraju Paweł Soloch i wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas, żeby sprawdzić, jak przebiegała akcja ratownicza i jakie można wyciągnąć wnioski na przyszłość. W Olsztynie spotkali się ze służbami ratowniczymi, które od wtorku poszukują na jeziorach zaginionych ośmiu żeglarzy. Stasiak chwalił ratowników. Ale szef warmińsko-mazurskiego WOPR-u Sławomir Gicewicz, powiedział, że jego zdaniem można było zrobić więcej. - Tego samego dnia powinien być użyty helikopter z kamerą termowizyjną, który wyszukiwałby w wodzie żywych ludzi - mówił. Taki sprzęt ma na Mazurach straż graniczna. Stasiak przyznał, że konieczność szybkiego wykorzystania helikoptera "to jeden z pierwszych wniosków po wtorkowej tragedii".