Rządowa kontrola dzień i noc. Poza planem, bez programu

Premier Jarosław Kaczyński chciałby, aby jego urzędnicy mogli jeszcze dokładniej sprawdzać podległe jednostki.

Mają kontrolować bez wiedzy pracowników urzędów, poza godzinami ich pracy. O ile przygotowywane przez rząd rozporządzenie wejdzie w życie. Jego projekt jest już na stronach internetowych Biuletynu Informacji Publicznej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

O sprawie napisało wczoraj "Życie Warszawy". Posłanka PO Julia Pitera powiedziała tej gazecie, że ten projekt to najprostszy sposób sparaliżowania pracy urzędników.

Według rozporządzenia na zlecenie premiera lub osoby przez niego upoważnionej kontrola będzie mogła być przeprowadzona "poza planem kontroli, bez programu kontroli". A jeśli wymaga tego "dobro kontroli", to poza godzinami pracy i w dniach wolnych od pracy. Szef kontrolowanej jednostki będzie musiał niezwłocznie wydać wszelkie dokumenty. Co jeszcze jest w projekcie? Np. że kontrolujący mieliby prawo wypowiadania się o "niezasadności zajmowania stanowiska przez osobę kontrolowaną", co pociągałoby postępowanie dyscyplinarne i możliwe zwolnienie.

Według Julii Pitery nowy dokument "obrazuje psychikę premiera, który zakłada, że większość Polaków jest nieuczciwa".

- Jestem zdziwiony taką opinią pani Pitery - mówi Jacek Kościelniak, wiceszef kancelarii premiera. - Deklarowała, że jest zwolenniczką walki z patologiami, a usprawnienie wewnętrznej kontroli jest najlepszą prewencją dla zjawisk patologicznych - dodaje. Zapewnia, że na każdym etapie kontroli kontrolowany będzie miał prawo do swoich uwag, a możliwość wejścia do urzędów poza godzinami pracy będzie możliwa za zgodą przełożonych.

- Ten projekt to uporządkowanie uprawnień premiera w kwestii kontroli - mówi Kościelniak. Jego zdaniem premier powinien mieć prawo dokonywania nagłych kontroli, choćby w reakcji na publikacje prasowe. - Skoro mogą być w ten sposób kontrolowane urzędy skarbowe, dlaczego nie urzędnicy? - pyta.

Inną opinię ma Witold Gintowt-Dziewałtowski, poseł SLD. - Ten dokument dotyczy służby publicznej. Będę się starał przedstawić go na posiedzeniu Rady Służby Publicznej, bo moim zdaniem przekracza on uprawnienia ustawowe - mówi Gintowt-Dziewałtowski. - Uprawnienia kontrolne muszą być precyzyjnie zapisane w ustawie. To jeden z wielu aktów prawnych o charakterze nowotworowym, który wytwarza obecna administracja, starając się przypochlebić szefowi - stwierdził.

Gintowt-Dziewałtowski przekonuje, że urzędnicy muszą mieć minimum pewności, że władza wobec nich będzie zachowywała się racjonalnie. Bo inaczej nie będą podejmować żadnej decyzji, będą się bać konsekwencji. W jego opinii mówienie o specjalnych kontrolach poza godzinami pracy świadczy o niekompetencji twórców projektu. - Kontrolowanie to też odpowiedzialność za urząd. Jeśli ktoś chciałby kontrolować poza godzinami pracy, to rano może przyjść urzędnik i powiedzieć, że coś zginęło albo zostało podrzucone. Urzędnik powie "tu stał komputer, kto go ukradł?" - kto wtedy zgodnie z tym rozporządzeniem będzie ponosił konsekwencje? - pyta poseł.

Nie tylko opozycja ma wątpliwości. Na tej samej stronie, co projekt rozporządzenia, można znaleźć opinię rządowych prawników. Zwracają uwagę, że uprawnienia kontrolne wykraczają poza ustawowe kompetencje premiera, wskazują na niejasność sformułowań i to, że proponowane uprawnienia dla rządu nakładają się na uprawnienia Najwyższej Izby Kontroli.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.