Eurodeputowani szukają śladów CIA

Jutro przylatują do Polski członkowie speckomisji Parlamentu Europejskiego badający rzekomą nielegalną działalność CIA w Europie. Tak jak poprzednio w Rumunii nie spotka się z nimi żaden minister ani zapewne żaden przedstawiciel służb specjalnych.

Polska jest ostatnim krajem, do którego przyjadą. Wcześniej byli m.in. w Rumunii i w Macedonii - które razem z Polską podejrzewano o "goszczenie" agentów CIA, a może nawet - o tolerowanie na swoim terytorium tajnych więzień CIA, w których byliby przetrzymywani np. afgańscy członkowie al Kaidy.

Do tej pory eurodeputowanym nie udało się znaleźć dowodów na istnienie jakichkolwiek "tajnych więzień".

Zebrali natomiast sporo dowodów na to, że: europejskie lotniska około tysiąca razy zostały wykorzystane przez samoloty CIA; CIA porywała i wywoziła z Europy osoby, które podejrzewała o działalność terrorystyczną.

Pierwszy raport speckomisji (autorstwa włoskiego socjalisty Giovanniego Claudia Favy) stwierdza np., że "nie jest prawdopodobne, aby rządy niektórych państw europejskich nie wiedziały o przypadkach wydania podejrzanych". Dokument wymienia m.in.: uprowadzenie obywatela egipskiego Abu Omara w Mediolanie, uprowadzenie sześciu Bośniaków pochodzenia północnoafrykańskiego, wydanie przez Szwecję dwóch Egipcjan Mohammeda al Zariego i Ahmeda Agizy czy wywiezienie z Niemiec obywatela tego kraju Chalida el Masriego.

Małe sa jednak szanse na to, by wizyta eurodeputowanych w Polsce wniosła cokolwiek nowego do śledztwa. Na dzień przed przyjazdem eurodeputowani nie mają nawet pewności, z kim się będą mogli spotkać. - To, że minister spraw zagranicznych Anna Fotyga się z nami nie spotka, było zapowiedziane już od dawna. Ale odwołane zostały spotkania z ministrem obrony Radkiem Sikorskim i wicepremierem Andrzejem Lepperem. I nie wiemy nawet, czy spotka się z nami Marek Biernacki (PO), szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych - mówi "Gazecie" Barbara Kudrycka, eurodeputowana PO, członkini speckomisji ds. CIA.

- Decyzja, żeby zupełnie zignorować eurodeputowanych, chyba nie jest najmądrzejsza. To test, jak polski rząd chce układać współpracę z unijnymi instytucjami - twierdzi Kudrycka. - Poza tym niektórzy eurodeputowani, zwłaszcza lewicowi, będą mogli mówić, że polski rząd się z nimi nie spotyka, bo ma coś do ukrycia. Nawet rząd brytyjski, który nie ukrywał sceptycyzmu do działalności naszej komisji, wysłał na spotkania ministra ds. europejskich - dodaje.

Podobną taktykę jak polski rząd zastosowały władze Rumunii. Tam też z eurodeputowanymi nie spotkał się żaden rządzący polityk, eurodeputowani zadowolili się spotkaniami z dziennikarzami i działaczami organizacji pozarządowych.

Konrad Szymański, eurodeputowany PiS, również w składzie europarlamentarnej delegacji jadącej do Polski, tłumaczy, że decyzji polskiego rządu trudno się dziwić: - Prace tej speckomisji robią się coraz bardziej polityczne niż merytoryczne - mówi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.