Zdemoralizowany przez ADHD

Szkoła skarżyła się na chłopca cierpiącego na nadpobudliwość, więc sąd umieścił go w schronisku dla nieletnich

- Dostaliśmy postanowienie sądu pocztą. Nie było rozprawy, sąd nie przesłuchał ani nas, ani Kamila, ani jego lekarza - mówi babcia Kamila. - Teraz siedzi razem ze złodziejami i bandytami!

Piętnastoletni Kamil od miesiąca jest w schronisku dla nieletnich. Sąd uznał, że to konieczne "ze względu na wysoki stopień demoralizacji nieletniego oraz okoliczności i charakter popełnionych czynów, a także częstotliwość aktów agresji nieletniego". Czeka na osądzenie za uderzenie trzech kolegów.

- Jak można mówić o demoralizacji, skoro chłopiec nie wagarował, nie pił, nie palił, nie używał narkotyków, nie obracał się w podejrzanym towarzystwie i ma kochającą rodzinę? - mówi lekarz prowadzący chłopca, prof. Tomasz Wolańczyk z Poradni Specjalistycznej Nadpobudliwości Psychoruchowej w Warszawie. - Jestem przerażony, że sąd nie poprosił o opinie biegłych. Dla Kamila pobyt w schronisku może się skończyć tragicznie. Ma nie tylko ADHD [zespół nadpobudliwości psychoruchowej], ale cierpi też na chorobę tikową i nawracające okresy depresji. Nie wiem, czy się po tym pozbiera psychicznie.

Zdziwiona jest też dyrektorka szkoły, która złożyła na Kamila doniesienia na policję: - Teraz, kiedy skończył szkołę, to już nie ma sensu. Nie uważam też, żeby był zdemoralizowany.

- Szkoła za wszelką cenę chciała się Kamila pozbyć, bo przeszkadzał na lekcjach: chodził, rozmawiał, przerywał nauczycielom - mówi babcia Kamila. Dziadkowie są jego prawnymi opiekunami, bo matka nie żyje, a ojciec się nim nie interesuje. - Dyrektorka naciskała, żebyśmy wystąpili o nauczanie indywidualne. Robiono zebrania z rodzicami, na których mówiono, że Kamil przeszkadza innym w nauce. W końcu się zgodziliśmy, na jeden semestr. Ale szkoła nalegała na przedłużenie. A Kamil bardzo chciał wrócić, na każdej dużej przerwie wsiadał na rower i jechał, żeby się spotkać z kolegami. Wtedy miałam telefony, żeby go zabrać, bo np. "jeździ rowerem po boisku". Czuł się odrzucony i cierpiał z tego powodu.

Szkoła: lepiej, żeby tu nie chodził

- Uważaliśmy, że należy przedłużyć nauczanie indywidualne, bo dzięki niemu chłopiec podciągnął się w nauce - mówi dyrektorka.

Kamil wrócił do szkoły, bo dziadkowie nie zgodzili się na dalsze nauczanie w domu: - I wtedy się zaczęło. Kamil wiedział, że jest źle widziany w szkole, był napięty, a z powodu ADHD reaguje szybciej, niż myśli. Każdy kawał czy docinki wyprowadzały go z równowagi. Kilka razy uderzył kolegów. Nigdy wcześniej się to nie zdarzało - zapewnia babcia. - Dyrektorka namawiała rodziców, żeby każdy przypadek zgłaszali na policję. Sama też złożyła doniesienia.

Dyrektorka: - Nie namawiałam rodziców, doniesienia składali sami. A my jako szkoła mamy obowiązek zgłaszać każdy przypadek pobicia - mówi. Potwierdza, że Kamil wcześniej nie był agresywny. - Ale teraz sytuacja stała się groźna, któreś uderzenie mogło się skończyć tragicznie - mówi.

Babcia: - Poza guzami czy siniakami nic się nikomu nie stało. Dyrektorka: - Były obdukcje lekarskie, jedna z matek nawet chciała, żeby szkoła za obdukcję zapłaciła. Babcia: - Rzeczywiście, pani dyrektor zadzwoniła do mnie i powiedziała, że Kamil tak pobił kolegę, że ten jest w szpitalu. Przeraziłam się i zadzwoniłam do szpitala. A tam powiedzieli, że nie ma takiego pacjenta. Potem okazało się, że matka zawiozła chłopca do ambulatorium szpitalnego na rentgen czaszki. Badania nic nie wykazały.

- Z tego, jak szkoła informowała o zachowaniu Kamilu, sądziłem, że może ma jakieś poważne zaburzenie psychiczne. Np. że się "publicznie obnaża". A okazało się, że mu koledzy schowali ubranie po WF-ie i przyszedł na lekcję w stroju gimnastycznym - mówi prof. Wolańczyk.

Szkoła złożyła doniesienie na policję o trzech przypadkach "uderzenia" kolegów. I drugie - o trzech przypadkach słownego znieważania nauczycieli i kierowania pod ich adresem gróźb. Napisała też do sądu dla nieletnich: - Mieliśmy nadzieję, że sąd nam pomoże. Ale sąd nie zareagował. Dopiero teraz, kiedy Kamil skończył już szkołę

Spytaliśmy dyrektorkę, czy uważa, że zawiadamianie policji i sądu było najlepszym rozwiązaniem? - Rodzice byli przerażeni, musieliśmy coś zrobić. Ale jednocześnie zwróciliśmy się do stowarzyszenia Stimulus, które zajmuje się dziećmi z ADHD. Wdrożyliśmy za ich poradą program terapeutyczny z kartami dziennych ocen i zadaniami wychowawczymi dla Kamila. To dało wynik, chłopak skończył szkołę, nawet z ocenami nieźle się wybronił.

- Do Stimulusa szkoła zwróciła się już po tym, jak zawiadomiła policję i sąd - podkreśla babcia Kamila.

Stimulus: tak nie pracuje się z takim uczniem

Marzena Skoczylas z Akademii Zdrowia Emocjonalnego "Stimulus": - Gdyby szkoła wcześniej się do nas zwróciła, chłopak nie trafiłby do schroniska. Dałam nauczycielom wskazówki, jak pracować z takim uczniem, wytłumaczyłam, jak sytuacja wygląda od strony dziecka chorego na ADHD i jego rodziców. Mam doświadczenie - mam dwoje dzieci z ADHD. Miałam wrażenie, że po tym szkoleniu stosunek do Kamila bardzo się zmienił na korzyść. Zrobiłam też zajęcia z dziećmi z klasy Kamila. Opowiadałam im o moim synu. Potem mówiły, że Kamila lubią, że przeszkadza im, kiedy nauczyciele na niego krzyczą, bo wiedzą, że wtedy będzie tylko gorzej.

Kamil jest teraz w schronisku dla nieletnich na drugim końcu Polski. Nie może chodzić do technikum, do którego się dostał i o którym marzył. - Dopiero teraz udało się nam porozmawiać z panią prezes sądu. Obiecała, że sąd zleci zbadanie Kamila przez biegłych - mówi babcia.

- Rozumiem tragedię opiekunów chłopca. Sama z powodu zachowań moich dzieci stawałam przed sądem rodzinnym, bo szkoła uznała, że jestem niewydolna wychowawczo. To samo spotkało moją koleżankę nauczycielkę. Polska szkoła i sądy nie są przygotowane na rozwiązywanie problemu ADHD - mówi Marzena Skoczylas. - Na studiach nauczycielskich nie ma na ten temat zajęć, nie szkoli się sędziów. Moje stowarzyszenie robiło szkolenia dla kuratorów i w tych okręgach, gdzie one były, nie ma już problemu, żeby sądy kierowały chore dzieci do zakładów wychowawczych.

Co myśli o pomyśle Romana Giertycha, żeby dzieci sprawiające problemy wychowawcze gromadzić w specjalnych szkołach? - To pomysł szkodliwy. Te dzieci powinny być w normalnym środowisku i mieć zapewniony program terapeutyczny. A nauczyciele - specjalny dodatek za prowadzenie takiego ucznia - uważa Marzena Skoczylas.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.