Bunt dziennikarzy w poznańskim Radiu Merkury

Pierwszy bunt dziennikarzy w rozgłośni publicznej! Pracownicy poznańskiego Radia Merkury nie chcą polityków koalicji w zarządzie

Krystyna Mokrosińska z SDP: - W końcu dziennikarze publicznej rozgłośni wzięli sprawy w swoje ręce!

"Nie zgadzamy się, aby publiczne radio miało stać się łupem politycznym jakiejkolwiek partii. I wreszcie - nie zgadzamy się, aby wprowadzano do radia osoby nominowane wyłącznie wedle politycznych parytetów i znajomości. Tworzymy radio publiczne, nie partyjne, które należy do słuchaczy i im ma służyć. I takim radiem chcemy pozostać" - taki protest wysłali wczoraj dziennikarze poznańskiego radia do sejmowej i senackiej komisji środków przekazu i KRRiT, a także do rady nadzorczej swojego radia, w której parytet jest podobny do rozgłośni publicznych w całym kraju: trzech ludzi z PiS i po jednym z Samoobrony oraz LPR.

Poznańska rozgłośnia Radio Merkury ma od paru dni w zarządzie 31-letniego Krzysztofa Musiałka, byłego pracownika magazynu słodyczy i sympatyka LPR. Poparcie do radia dał mu inny zwolennik LPR zasiadający w radzie nadzorczej stacji - na co dzień dyrektor... stajni. Musiałek nie ukrywa swoich ambicji. Jedną z rozmów z pracownikiem radia zaczął tak: - Chcę mieć wpływ na audycje kulturalne i muzyczne.

W kolejce do zarządu czeka jeszcze miejski urzędnik z nadania PiS.

W Merkurym zrobiło się gorąco: w poniedziałek dziennikarze zwołali zebranie całego zespołu. Przyszli nawet dźwiękowcy, technicy i księgowe. Jeden z dziennikarzy: - Decyzja była prawie jednogłośna. Mówimy nie!

Na blisko 100 pracowników pod listem podpisało się 70. Tylko dwoje dziennikarzy odmówiło.

Bartosz Wachowiak, przewodniczący rady nadzorczej Merkurego z nadania PiS: - Najpierw zapozna się z listem cała rada. Na razie nie komentuję.

Jedną z sygnatariuszek listu jest Nina Nowakowska, szefowa działu publicystyki Merkurego. W latach 80. działała ramię w ramię z członkami "Solidarności", w tym z niektórymi dzisiejszymi przywódcami PiS. Była wtedy dziennikarką prasy podziemnej, a dwa lata temu oficjalną obserwatorką wyborów na Ukrainie. - To, co się dzieje w Radiu Merkury, jest powrotem do metod sterowania mediami rodem z PRL - mówi. - W poprzednich latach do rozgłośni również pchali się politycy, ale była koalicja i opozycja. Była równowaga. Byli ludzie, którzy znali się na mediach. Teraz upartyjniony zarząd przeczy idei wolnych mediów.

Krystyna Mokrosińska, szefowa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich: - Dziwię się, że tak późno dziennikarze radiowi wyszli z protestem. Skandalem było już przecież wrzucenie do radia kieleckiego człowieka z Samoobrony, który miał sklep z materiałami budowlanymi.

Zdaniem Mokrosińskiej za radiowcami z Poznania powinny pójść następne stacje: - Bo to jest jeden wielki skandal! Należy z tym skończyć. PiS deklarował, że będzie dbał o niezależność, ale to były tylko słowa. Teraz ze słowami protestu powinni wyjść dziennikarze.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.