Jak Giertych wójtowi pieniądze obiecał

Poseł Bosak wyraźnie dał do zrozumienia, że mam tupet. Jak ja mam czelność nie wierzyć wicepremierowi rządu?

Roman Giertych jest od trzech dni bohaterem Siedlimowa - kujawskiej wsi, w której 1 września rada gminy i wójt z powodu oszczędności zamknęli podstawówkę. Rodzice okupują budynek i posyłają swoje dzieci do szkoły. Giertych zjawił się tam w środę. Spotkał się z wójtem Markiem Maruszakiem. Po rozmowach wójt zmienił stanowisko w sprawie likwidacji podstawówki o 180 stopni.

Co konkretnie obiecał Panu Giertych? - pytamy wójta Maruszka.

- Pieniądze dla gminy na - jak to określił - rozwiązanie wszystkich problemów finansowych związanych z oświatą.

Ile potrzeba, żeby rozwiązać te problemy?

- Rocznie ponad 400 tys. zł. Tyle właśnie obiecał wicepremier.

Zapytał Pan, skąd je weźmie?

- Odpowiedział enigmatycznie, że część z budżetu państwa, a część ze środków Unii Europejskiej. O jakie środki mu chodziło, nie mam pojęcia. Nie sprecyzował.

A z budżetu z jakiego działu?

- Też nie powiedział. Próbowałem pytać, ale zaraz mnie zgasił taki młody poseł, co przyjechał z ministrem. Bosak chyba [Krzysztof Bosak, szef Młodzieży Wszechpolskiej]. Pan premier obiecał, że pieniędzy będzie tyle, że problemy finansowe zostaną rozwiązane na kilka lat.

Ile lat konkretnie?

- Nie powiedział. Użył terminu "w najbliższych latach".

Poprosił Pan premiera o gwarancje na piśmie?

- Próbowałem prosić. Ale kiedy tylko zacząłem o tym mówić, to ten młody poseł Bosak wyraźnie dał do zrozumienia, że mam tupet. Jak ja mam czelność nie wierzyć wicepremierowi rządu? Młodego posła wsparła pani kurator z Bydgoszczy i związkowcy. No to już nie prosiłem.

Mógł się Pan nie zgodzić na propozycje Giertycha?

- Pewnie już byśmy nie rozmawiali. Na boisku szkolnym czekali rodzice z Siedlimowa - cała wieś. Gdybym wyszedł do nich i powiedział prawdę, że premier niczego konkretnego nie obiecał i nie dał pisemnych gwarancji, pewnie by mnie zlinczowali. Tłum był nastawiony bardzo emocjonalnie. Ludzie bili brawo Giertychowi, śpiewali "Sto lat". Oto dobry minister przyjechał ratować szkołę przed złym wójtem. A prawda jest taka, że gmina nie ma pieniędzy na utrzymanie tej szkoły, a cztery kilometry dalej jest nowa, piękna szkoła. Nie zamykam siedlimowskiej podstawówki dla przyjemności, tylko z tragicznej konieczności. Wicepremier zbił na tej tragicznej sytuacji trochę politycznego kapitału.

Co Pan zrobi, jak nie będzie obiecanych od Giertycha pieniędzy?

- Nic, a co mam zrobić? Po środowym spektaklu nikt mi nie uwierzy. W tej bajce już do końca będę dla ludzi czarnym charakterem. Przecież nie zmuszę wicepremiera, żeby dał nam pieniądze. Tym bardziej że nie mam od niego żadnej pisemnej deklaracji. Giertych dał mi wyraźnie do zrozumienia, żebym na wszystko, co mówi, się zgodził.

A jak nie?

- Giertych powiedział, że w gminie zawsze można powołać zarządcę komisarycznego. Czyli że premier Kaczyński może mnie odwołać. Tłum przyjął te słowa entuzjastycznie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.