Wczoraj przeczytane - RPO przeciw serwilizmowi w prokuraturze

"Życie Warszawy", 8 września 2006 r., rozmowa z rzecznikiem praw obywatelskich dr. Januszem Kochanowskim

Ewa Sadkowska: Niedawno zarzucił Pan organom ścigania nadmierną gorliwość w obronie dobrego imienia ludzi władzy. Chodziło o znieważenie prezydenta przez pijanego bezdomnego oraz określenie przez jedną z gazet posłanki Anny Sobeckiej mianem "babsztyla". Dlaczego prokuratorzy tak ochoczo wszczynają śledztwa w podobnych sprawach?

Janusz Kochanowski: To wynika ze źle pojmowanej zasady legalizmu. Są przepisy, jest wniosek, więc prokurator rozpoczyna całą procedurę. Ale wyczuwam też w tym podskórny serwilizm, niejako zakodowany w strukturach administracji. W końcu urzędnikowi bardziej opłaca się być serwilistą niż bojownikiem.

Co politycy skwapliwie wykorzystują.

- Niestety. Tymczasem standardem powinno być dochodzenie przez nich swych praw na drodze cywilnej albo z prywatnego oskarżenia. Funkcjonariusze publiczni nie powinni wykorzystywać organów ścigania, zwłaszcza że i tak w porównaniu ze zwykłymi obywatelami są uprzywilejowani, bo mają łatwy dostęp do mediów.

Z drugiej strony sami prokuratorzy muszą sobie uświadomić, że ich gorliwość może się obrócić przeciwko osobom, których dobrego imienia postanowili bronić. Taki właśnie był skutek zajęcia się tym bluzgającym dworcowym pijakiem, który ubliżał głowie państwa. I to napisałem w swoim liście do ministra sprawiedliwości.

Komentarz Bogdana Wróblewskiego

Wypowiedź dr. Kochanowskiego to głos rozsądku! Czy odniesie jakiś skutek? Mam nadzieję, choć minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro - jeszcze przed listem RPO - dał inny sygnał: zaangażował się w obronę decyzji prokuratury, by ścigać Huberta H. obrzucającego grubym słowem na Dworcu Centralnym przede wszystkim policjantów, a przy okazji pp. Kaczyńskich (nie tylko prezydenta).

Dobrze by było, gdyby dr Kochanowski, doświadczony prawnik znający też zachodni system prawa (lata pobytu w Londynie), przyłączył się do toczonej od lat przez media, zwłaszcza "Gazetę", walki o wykreślenie z kodeksu karnego artykułu 212 pozwalającego karać za słowo.

By zrobił następny krok - ma taką możliwość - przyłączył się do skarg kwestionujących zgodność z konstytucją przepisów karnych o zniesławieniu czy dających szczególną ochronę przed znieważeniem funkcjonariuszom publicznym (art. 226 kodeksu), które w najbliższych miesiącach rozpozna Trybunał Konstytucyjny.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.