Strajkowa gra pozorów

Strajk generalny na Śląsku nie był zagrożeniem dla chorych. Nie przystąpiłby do niego ani jeden szpital ponad te, które i tak już strajkują. Jego odwołanie to tylko pusty gest, tak jak puste jest porozumienie ministra ze związkowcami.

Na Śląsku lekarze i pielęgniarki zarabiają jeszcze mniej niż w pozostałych województwach. To jeden z powodów, dla których strajki trwają tu już od sześciu tygodni. Ale nie jedyny.

W innych częściach kraju lekarze ustąpili. 14 czerwca, po miesiącu strajków PiS przedstawił pomysł na podwyżki dla lekarzy, który pozytywnie oceniły i Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy, i Naczelna Izba Lekarska, i centrala "Solidarności". Poprzednie pomysły odrzucali - rząd najpierw zaproponował podwyżki tylko dla etatowych pracowników i tylko w publicznych ZOZ-ach. Potem ugiął się i zgodził się na podwyżki także dla zatrudnionych na kontraktach. Posłowie PiS zaproponowali, by po prostu podnieść stawki za leczenie. W ten sposób podwyżki dostaną wszyscy, bez względu na to, w jakim ZOZ-ie pracują i jaką mają umowę. To się spodobało. - Kiedy ogłoszono ten projekt, tam, gdzie dopiero szykowano się do strajków, w ogóle nie wybuchły, gdzie indziej ostatecznie wygasły - przyznaje Krzysztof Bukiel, szef OZZL.

Tylko na Śląsku stało się inaczej. Ewa Fica, szefowa sekretariatu ochrony zdrowia śląsko-dąbrowskiej "S", nie chciała się tak łatwo wycofać z groźby strajku generalnego. Minister Religa poszedł przewodniczącej na rękę. Fica zaprosiła go na Śląsk. Sam opowiadał, że usłyszał o tym w piątek w radiu i jeszcze tego samego się u niej zjawił.

Po rozmowach związkowcy ogłosili, że przesuwają strajk o dwa dni, a minister - że przed strajkiem przyjedzie na wielką debatę z udziałem władz i dyrektorów szpitali.

Na debacie było kilkuset ludzi. Najpierw wystąpił Religa, potem prezes NFZ Jerzy Miller, po nich Fica. Ostro zaatakowała, ale tylko Millera. Związkowcy bili jej brawo. Brawo bił sam Religa: - Gratuluję! Piękne przemówienie!

Potem ogłosił, że natychmiastowe podwyżki mogłyby pokryć samorządy. Krzyczał: - Dajcie kasę!

Na próżno samorządowcy przekonywali, że dawanie na podwyżki jest wbrew prawu. W końcu wyszli.

Po debacie związkowcy negocjowali porozumienie z ministrem. Jego końcowa wersja wzbudza śmiech dziennikarzy: Śląski Komitet Strajkowy "postanawia wyrazić nadzieję, że możliwym stanie się podpisanie satysfakcjonujących wszystkich pracowników" porozumień płacowych. Żadnych warunków: ani terminu, ani wysokości podwyżek.

Wieczorem w świetle jupiterów Religa ogłasza zwycięstwo: - Z kolegami na Śląsku rozmawia się w sposób fantastyczny. Nie będzie strajku generalnego. Chorzy są bezpieczni - mówi. Fica tłumaczy, że nie stawiała warunków, bo kierowała się dobrem pacjentów.

Nikt nie przyznaje, że zagrożenia wielkim strajkiem nie było. Właściciele kilkuset prywatnych przychodni skupieni w Porozumieniu Zielonogórskim nie przystąpiliby na pewno do bezterminowego strajku, bo to dla nich strata. Co najwyżej strajki wybuchłyby w kilku nowych szpitalach. Niewykluczone zresztą, że tak się właśnie stanie. Lekarze bowiem środowe porozumienie odebrali nie jako zwycięstwo, ale kolejne upokorzenie.

Copyright © Agora SA