Opieszałe polskie sądy płacą grosze

Skarga na przewlekłość w sądach doczekała się skargi do Strasburga. Sądy rzadko wypłacają poszkodowanym przez opieszałych sędziów zadośćuczynienia albo przyznają im śmiesznie niskie kwoty.

Do Strasburga napisała pani Ewa Sz., policjantka pomówiona przez złodziei samochodowych o korupcję. Na proces czeka ponad cztery lata. - Ileż można czekać, by ktoś mnie przesłuchał, by dano mi możliwość obrony - mówi "Gazecie".

Zawieszono ją, gdy prokurator postawił jej zarzut w 2002 r. - Innej pracy podjąć nie mogę. Dostaję 50 proc. ostatniego uposażenia - mówi Ewa Sz.

O jej historii i kilkunastu innych stołecznych policjantów kilka lat temu było głośno. Na stronę policji i prokuratury przeszedł jeden z najgroźniejszych złodziei samochodowych - Igor Ł. ps. "Patyk". Został świadkiem koronnym. Opowiedział o kilkuset kradzieżach aut. Wysłał za kratki kilkudziesięciu kompanów z gangów. Oskarżył też policjantów, że za łapówki sprzedawali informacje złodziejom, uprzedzali o działaniach policji lub odstępowali od przeszukania ich aut.

Ewa Sz., były wywiadowca w komendzie śródmiejskiej policji, potem funkcjonariusz KGP, do zarzutów się nie przyznaje. - Co roku zatrzymywałam ponad 200 złodziei, co roku dostawałam nagrody - mówi.

Zatrzymano ją w kwietniu 2002 r. Przez cztery lata sprawa Ewy Sz. była już w trzech sądach, zajmowało się nią czterech sędziów. Dzielili sprawę, łączyli ją z innymi sprawami, lub - jak w sądzie rejonowym dla miasta stołecznego Warszawy - przez półtora roku nie robili nic.

W 2000 r. po kolejnej przegranej w Strasburgu Polskę zobowiązano do stworzenia przepisów, które pozwolą klientom sądów poskarżyć się na ich opieszałość. Ewa Sz. skorzystała z tej procedury. W grudniu 2005 r. sąd okręgowy przyznał jej rację - z winy sądu czeka tak długo na proces. Ale odmówił przyznania zadośćuczynienia, uznając je za "niecelowe".

Z pomocą Fundacji Helsińskiej napisała do Strasburga precedensową skargę na działanie skargi. Prof. Zbigniew Hołda zarzucił w niej Polsce, że: w sprawie Ewy Sz. doszło do przewlekłości; powinno więc być zasądzone zadośćuczynienie; powinna przysługiwać możliwość zażalenia na odmowę (postępowanie w myśl obecnych przepisów jest jednoinstancyjne).

Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w 2005 r. sądy okręgowe i apelacyjne rozpatrzyły 4921 skarg na opieszałość sądów. Blisko połowa dotyczyła spraw cywilnych, co piąta - karnych. Zaledwie 1001 skarg zostało uwzględnionych. Jeszcze mniej - bo tylko w 643 przypadkach - przyznano skrzywdzonym przez sędziów zadośćuczynienie. Nikt nie dostał maksymalnej kwoty 10 tys. zł, a np. w Gliwicach przyznano 200 zł. Średnia krajowa to zaledwie 2253 zł.

Skarga Ewy Sz. może zmienić praktykę, a także samą ustawę o skardze na przewlekłość. Co na to ministerstwo? - Nie można wprowadzić II instancji, bo tworzyłoby to dodatkową przewlekłość. Mam nadzieję, że w Strasburgu uda nam się ten akt prawny obronić - mówi wiceminister sprawiedliwości Krzysztof Józefowicz. - Może już czas dokonać analizy tej ustawy pod kątem praktyki. Trudno mi wytłumaczyć, dlaczego sądy rzadko przyznają zadośćuczynienie. Wydaje się, że nie może to być symboliczna złotówka - dodaje.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.