Setki eksponatów wyniesionych w pośpiechu z płonącego w poniedziałek kościoła stoją w różnych gdański muzeach.
Wewnątrz świątyni pozostały epitafia (w tym Jana Heweliusza), część barokowej ambony z baldachimem i barokowa empora. Nie zdołano też ściągnąć wielkiej gotyckiej figury Chrystusa. Na te obiekty z popękanych sklepień nadal leje się woda.
By nie zniszczały w pozbawionym dachu kościele, prawdopodobnie zostaną obudowane ochronnymi sarkofagami.
- Poniedziałkowy pożar pod każdym względem - konserwatorskim, konstrukcyjnym i historycznym - to prawdziwa katastrofa - ocenia Marian Kwapiński, wojewódzki konserwator zabytków. - Skutki będziemy usuwać przynajmniej przez kilka lat.
Na restaurację świątyni potrzebne są dziesiątki milionów. Sama odbudowa dachu to koszt ponad 10 mln zł. Wczoraj prezydent Gdańska zapowiedział, że w czwartek odda do dyspozycji ojców karmelitów pierwszy milion. Zawiązał się też komitet odbudowy św. Katarzyny. Kilkumilionową dotację zagwarantował minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski.
Najważniejsza jest teraz ekspertyza żelbetonowego stropu - wytrzymał temperaturę ok. 1000 st. Celsjusza i setki ton wylanej wody, jednak nie wiadomo, czy teraz nie będzie trzeba go rozebrać.
Wczoraj, gdy konserwatorzy ewidencjonowali dzieła sztuki, w prokuraturze trwały przesłuchania dekarzy, którzy na krótko przed wybuchem pożaru pracowali na dachu kościoła.