Aresztowana na pierwszą komunię

Edyta Perczak chciała, by jej dziecko przyjęło pierwszą komunię w rodzinnych Kielcach, a nie w Hiszpanii, gdzie wyjechała na saksy. Zamiast na uroczystości, wylądowała jednak w areszcie. Dlaczego? Bo kiedyś we wniosku paszportowym wpisała omyłkowo panieńskie nazwisko, a potem ukrywała się za granicą, jak uważa kielecka prokuratura

- I co ja mam teraz powiedzieć córeczce? Że mama siedzi w areszcie, kiedy my idziemy do kościoła? - mówi Marcin Perczak, mąż aresztowanej. W środę przyleciał z żoną i córką do Warszawy. Straż graniczna przepuściła ojca z dzieckiem. - A pani tu zostanie - usłyszała kobieta. I dowiedziała się, że jest poszukiwania listem gończym za próbę wprowadzenia w błąd urzędnika paszportowego. - Kazali mi przynieść buty bez sznurówek dla żony. Ostatni raz widzieliśmy się, kiedy policjanci prowadzili Edytę do radiowozu - dodaje Marcin Perczak.

Perczakowie poznali się przed kilkunastu laty w Hiszpanii. Oboje pochodzą z Kielc. On - technik elektryk, ona - prowadzi dom. Każdego roku odwiedzają rodzinę w kraju. Mimo ślubu Edyta Perczak dalej posługuje się panieńskim nazwiskiem - jak to jest w zwyczaju Hiszpanek. Kiedy w 2002 r. stary polski paszport stracił ważność, na wniosku o wydanie nowego machinalnie podpisała się panieńskim nazwiskiem.

- Gdy przyjechaliśmy do kraju po odbiór, urzędniczka zwróciła żonie uwagę, że podała złe nazwisko, bo przecież przyjęła moje na ślubie - opowiada mąż. - Poinformowała, że musi o tym zawiadomić prokuraturę. Ale uspokajała, że to tylko formalny wymóg. Edyta złożyła na piśmie wyjaśnienia. Dwa tygodnie później odebrała nowy paszport. Teściowie mówili nam czasem, że przychodzą jakieś wezwania z prokuratury, ale - przyznaję - zbagatelizowaliśmy sprawę - mówi Marcin Perczak.

List gończy z nakazem aresztowania wydał w zeszłym roku kielecki sąd rejonowy. - To normalna procedura, gdy podejrzana nie stawia się na wezwania - tłumaczył wczoraj prokurator Piotr Gładysiewicz z Prokuratury Rejonowej Kielce Wschód. Areszt tłumaczył koniecznością przesłuchania podejrzanej. Bez tego - jak twierdzi - nie można zakończyć sprawy i zwolnić kobiety.

- Czynności zaplanowano na sobotę rano. Wiem, że tego dnia córka podejrzanej idzie do pierwszej komunii, ale stołeczna policja dopiero wtedy zapowiedziała konwój do Kielc. Przypuszczam, że po przesłuchaniu areszt zostanie zamieniony na inny środek - powiedział "Gazecie" rzecznik kieleckiej prokuratury Dariusz Rakoczy.

Prof. Zbigniew Hołda, Helsińska Fundacja Praw Człowieka

Nie potrafię zrozumieć, czym kierowała się kielecka prokuratura wszczynając śledztwo, a potem tropiąc uparcie rzekomego przestępcę. Jeśli jednak myśli, że prawo jest głupie i bezduszne, to jest w grubym błędzie. Przecież już studentów II roku prawa uczy się, że błąd wyklucza istnienie umyślnego przestępstwa. Zachowanie podejrzanej i jej wyjaśnienia aż nadto wskazują, że nie miała zamiaru nikogo oszukać. Wystarczyłoby zwykłe postępowanie sprawdzające po zawiadomieniu urzędniczki, aby to stwierdzić. Trzeba tylko myśleć.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.