Z SLD do Samoobrony, i nadal w TVP

Anna Milewska z rady nadzorczej TVP nie ma prawa czytać tajnych dokumentów spółki. Bo rok temu wyniosła z Woronicza tajne akta i nie oddała ich do dziś. Czy to może podważyć jej wybór do rady TVP?

Milewska spośród członków rady TVP wyróżnia się pod wieloma względami. Jako jedyna z odchodzącej rady weszła do nowej. Jako jedyna w międzyczasie zmieniła swe polityczne afiliacje - z Ordynackiej i SLD na Samoobronę. Lewicy zawdzięcza miejsce w odchodzącej radzie TVP, Samoobronie - w nowej. Jako jedyna wreszcie nie ma prawa wglądu w niejawne dokumenty.

Kłopoty Milewskiej z dostępem do tajnych informacji zaczęły się roku temu, kiedy to "Trybuna" opublikowała napastliwy artykuł o prezesie TVP Janie Dworaku i marnowaniu przez niego pieniędzy. W tekście występowała m.in. Milewska.

Jan Bryłowski z TVP, pełnomocnik ds. informacji niejawnych: - W tekście cytowano niejawne dokumenty, wszcząłem postępowanie wyjaśniające. Pani Milewska nie chciała ze mną rozmawiać. I nie oddała tajnych dokumentów, które posłużyły "Trybunie" do napisania tekstu. Więc musiałem cofnąć jej tzw. poświadczenie dostępu do informacji niejawnych, a ABW podtrzymało moją decyzję. Cofnięcie poświadczenia oznacza, że taka osoba nie daje rękojmi zachowania w tajemnicy nie tylko informacji tajnych, ale i innych chronionych prawem, np. handlowych spółki. Moim zdaniem to całkowicie dyskwalifikuje taką osobę w wyborach do rady nadzorczej, choć faktycznie nie ma ustawowego zapisu, że nie można być wybranym do rady bez poświadczenia.

Szef odchodzącej rady TVP prof. Tadeusz Kowalski mówi, że niemal na każdym posiedzeniu członkowie rady mają do czynienia z dokumentami niejawnymi, dlatego brak dostępu do nich poważnie utrudnia sprawowanie kontroli w spółce.

Milewska tłumaczy "Gazecie", że "oczywiście" poinformowała o decyzji ABW członków KRRiT jeszcze przed wyborem jej do rady TVP. Dociskana kogo i jak, przyznaje, że tylko jednego członka Tomasza Borysiuka i tylko ustnie. - Bo nie ma tu żadnej sensacji - mówi "Gazecie" Milewska - Odwołałam się od tej decyzji, bo nie była merytoryczna. Zresztą cały czas dostaję dokumenty poufne.

Bryłowski prostuje: - Pani Milewskiej tylko tak się wydaje. Pani Milewska nie dostaje kompletu dokumentów jak inni członkowie rady nadzorczej.

Borysiuk twierdzi, że Milewska jest uczciwą osobą i że ma rację, że niesłusznie cofnięto jej poświadczenie.

"Gazeta": Nie chciał Pan poznać racji ABW?

Borysiuk: - Nie pomyślałem o tym.

Borysiuk swoją wiedzą o Milewskiej nie podzielił się z kolegami z KRRiT. Pytany dlaczego, powtarza: - Nie pomyślałem o tym. - I zaraz dodaje: - Ale trzeba tę sprawę wyjaśnić do końca.

"Gazeta": To dlaczego nie wyjaśnił Pan tej sprawy przed wyborem Milewskiej do rady?

- Bobym nie dostał dokumentów sprawy pani Milewskiej.

Prosił Pan o nie?

- Nie.

Po kilku godzinach do "Gazety" zadzwonił Borysiuk: - Przypomniałem sobie, mówiłem o tym szefowej KRRiT pani Kruk. Przyjęła to do wiadomości. Ale podczas posiedzenia, na którym wybraliśmy radę TVP, dyskusji o tym nie było.

Lech Jaworski, członek poprzedniej KRRiT, dziś prezes fundacji Media Pro Bono, mówi, że to precedens - po raz pierwszy do rady TVP weszła osoba z cofniętym przez ABW poświadczeniem. Tomasz Różański, asystent tymczasowej przewodniczącej Elżbiety Kruk, twierdzi jednak, że członkowie KRRiT o sprawie nie wiedzieli.

Zdaniem Jaworskiego może to być powodem powtórnego głosowania nad wyborem Milewskiej do rady TVP.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.