- Przesłuchanie b. prezydenta nie powinno budzić emocji - podkreśla prokurator krajowy Janusz Kaczmarek.
W kontekście afery Laboratorium Frakcjonowania Osocza nazwisko prezydenta Kwaśniewskiego wymienił b. minister zdrowia Mariusz Łapiński. Laboratorium to nieudana inwestycja biznesmenów z kręgu SLD. Uzyskali oni od skarbu państwa poręczenie kredytu na 32 mln dol. Laboratorium nie powstało, kredytu nie spłacono.
Według Łapińskiego Kwaśniewskiemu zależało, by Włodzimierz Wapiński - jego przyjaciel i współwłaściciel LFO - nie miał kłopotów w związku z tą sprawą. Na początku 2002 r. miał na to naciskać podczas spotkania, w którym oprócz Łapińskiego brali udział szef gabinetu prezydenta Marek Ungier, szef kancelarii premiera Marek Wagner i szef UOP Zbigniew Siemiątkowski.
Nie potwierdziły się informacje, że uczestnikiem spotkania był też Wapiński.
O tym, że zeznaniami Łapińskiego interesuje się warszawska prokuratura, napisaliśmy w poniedziałek. Prezydenta nie ma w kraju.
Siemiątkowski powiedział "Gazecie", że prezydent na spotkaniu "dosłownie na chwilę pojawił się w drzwiach, przywitał obecnych i poszedł na jakieś przyjęcie".
Jednak prokurator Kaczmarek uważa, że Kwaśniewski powinien zostać przesłuchany: - Jego nazwisko pada w zeznaniach, obowiązkiem prokuratora jest te zeznania zweryfikować - mówi i dodaje: - W sprawie PZU zeznawali jako świadkowie urzędujący ministrowie i premier, i nic się nie stało. Zresztą prezydent Kwaśniewski już raz stawał przed prokuratorem jako świadek w sprawie Rywina. Prokuratura nie kieruje się w tym wypadku żadnymi politycznymi względami. Po prostu nie możemy go nie wezwać - kończy Kaczmarek.
Nie wiadomo jeszcze, czy byłego prezydenta przesłucha prokuratura w Tarnobrzegu (prowadząca główne śledztwo w sprawie LFO), czy prokuratura w Warszawie, która przejęła część tego śledztwa i od kilku tygodni wzywa na przesłuchania uczestników rozmowy, o której opowiedział Łapiński. Głównym tematem śledztwa warszawskiej prokuratury jest zniknięcie dokumentów UOP na temat sprawy LFO.
Według źródeł "Gazety" chodzi o wielostronicową tajną ekspertyzę UOP, który rozpracowywał aferę. Dotyczy osób z zarządu LFO. Ekspertyzę dostali m.in. prezydent i premier. Zdaniem Łapińskiego, tę ekspertyzę na spotkaniu u Ungiera pokazywał Siemiątkowski. Jednak w ABW(następcy UOP) tego dokumentu nie ma.
- Wykluczam, że podczas tego spotkania posługiwałem się jakimikolwiek dokumentami. Łapińskiemu coś się pomyliło. Gdy przyszedłem, rozmowa trwała już dwie godziny. Być może wcześniej ekspertyzę pokazywał np. Ungier, i nie ma w tym nic nagannego, bo to była rozmowa w kręgu osób dopuszczonych do tajemnicy państwowej - mówi Siemiątkowski. Przypomina sobie ekspertyzę. - Mówiła, że zagrożony jest interes skarbu państwa, a UOP prowadzi w sprawie LFO działania pod nadzorem prokuratury - opisuje Siemiątkowski.
Były szef UOP twierdzi, że nie rozumie, jak taki dokument mógłby zginąć.