Paweł Petrykowski z dolnośląskiej policji opowiada: - Około godziny 22.10 zadzwonił o nas wychowawca ze schroniska. Twierdził, że został pobity przez jednego z nastolatków. Chłopak uderzył go w głowę jakimś przedmiotem. Wychowawca miał ranę ciętą, ale nie zagrażała ona jego życiu. Natychmiast wysłaliśmy tam policjantów.
Okazało się, że 21 nastolatków zabarykadowało się w korytarzu na pierwszym piętrze schroniska. Palili materace i wyrzucali z okien meble.
W budynku było też ponad 20 wychowanków, którzy nie brali udziału w buncie. Przeszli na drugie piętro.
Do Świdnicy ściągnięto z Wrocławia antyterrorystów i policyjnych negocjatorów. Przyjechał też prezes Sądu Okręgowego, szef schroniska i straż pożarna. Przez kilka godzin negocjowali z wychowankami, żeby wyszli z budynku.
Buntownicy tłumaczyli, że powodem ich postępowania jest nieprzestrzeganie przez wychowawców regulaminu schroniska.
Przerwali bunt około drugiej nad ranem, gdy dostali pisemne zapewnienie od prezesa Sądu Okręgowego w Świdnicy, że zajmie się sprawą.
Policja wyprowadziła buntowników z budynku. Straż pożarna dogasiła pożar. Nikt nie ucierpiał.
Katarzyna Czepil ze świdnickiej policji: - 11 buntowników ma poniżej 16 lat, dziesięciu jest starszych. Nieletni trafili do izb dziecka w Wałbrzychu i Wrocławiu. Ci, którzy ukończyli 17 lat, zostali przewiezieni do izby zatrzymań w Świdnicy.
Na razie nie wiadomo, jakie zarzuty policja postawi nastolatkom.