Czy po 12 latach Stefan S. zapłaci?

Jeszcze w lutym warszawski sąd wyda wyrok w jednej z najstarszych i najbardziej bulwersujących spraw o oszustwo w Polsce. 12 lat temu Stefan S., właściciel biura turystycznego Mazovia, zniknął z pieniędzmi ponad 2 tys. kombatantów, którym zorganizować miał wyjazd do Włoch w 50. rocznicę bitwy o Monte Cassino.

Prokurator żąda dla Stefana S. kary trzech lat więzienia, grzywny 15 tys. zł i nałożenia przez sąd obowiązku naprawienia szkody.

To były smutne obchody - rządowy samolot, pisaliśmy w 1994 r. - dostarczył na uroczystości ówczesnego premiera Waldemara Pawlaka (PSL) z rodziną i oficjelami. Dla większej grupy kombatantów zabrakło miejsca. Ponad 2 tys. byłych żołnierzy i ich rodzin dowieźć na uroczystości miało biuro turystyczne Mazovia. Jego właściciel Stefan S. zniknął jednak z pieniędzmi. Ci, którzy już dotarli do Włoch, zostali dosłownie na bruku. Musieli wracać. Część osób w ogóle nie wyjechała. Publiczna zbiórka pieniędzy pozwoliła tylko niektórym chętnym na udział w uroczystościach.

Tymczasem Stefan S. po kilku tygodniach pojawił się w Warszawie w szpitalu z raną brzucha (ekspertyza lekarska wykazała potem, że sam się zranił). Twierdził, że nieznani ludzie porwali go z Rzymu do Tunezji wraz z walizką z 40 tys. dol. Ani śledztwo "Gazety", ani prokuratury wersji porwania nie potwierdziło. Według prokuratury Stefan S. z góry wiedział, że nie wywiąże się z umów zawartych z kombatantami. Do Tunezji pojechał, ale z własnej woli. Rok po nieszczęsnych obchodach oskarżony został o oszustwo i wyłudzenie ok. 3,5 miliarda starych złotych (350 tys. nowych, po denominacji).

Sprawę sąd zwrócił jednak prokuraturze do uzupełnienia. Nowy akt oskarżenia - z zarzutami oszustwa i przywłaszczenia pieniędzy - trafił do sądu dopiero w 2001 r. Rok później zaczął się proces. W czwartek prokurator Edyta Pelc zażądała dla Stefana S. kary więzienia, grzywny oraz by naprawił szkodę - zwrócił pieniądze kombatantom. Ostatecznie w sprawie jest 962 pokrzywdzonych, bo niektórym Mazovia wypłaciła pieniądze. Wysokości szkody prokuratura nie sprecyzowała. Jeśli zapadnie wyrok skazujący, obliczy ją sąd.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.