Synek Andrzejek już mnie nie poznaje

Agnieszka Mamrot dwa lata walczy o odzyskanie synka. Bez skutku. Łódzki sąd zadecydował właśnie, że czteroletni chłopiec ma mieszkać z ojcem - bezrobotnym po odsiadce. - Przez ostatnie półtora roku widziałam Andrzejka dwa razy - płacze kobieta

Agnieszka ma 26 lat. Pięć lat temu przyjechała ze wsi pod Opocznem do Łodzi. Znalazła pracę w sklepie, poznała Piotra K. - Zamieszkaliśmy razem. W czerwcu 2002 r. urodziłam Andrzejka. Dopóki pracowałam i dawałam pieniądze, wszystko było dobrze. Gdy poszłam na urlop wychowawczy, Piotr wyrzucił mnie z domu. Andrzejka zatrzymał. Policja powiedziała, że nic nie może zrobić, że to sprawa sądu. To był grudzień 2003 r.

Agnieszka oddała sprawę do sądu rodzinnego. Zażądała ustalenia miejsca zamieszkania dziecka i prawa opieki nad nim. Na rozprawie okazało się, że Piotr K. jest recydywistą po poprawczaku i więzieniu. Odsiedział trzy lata za rozboje i włamania.

Ojciec zrobił dobre wrażenie

Mimo to sąd rodzinny uznał, że do wyroku Andrzejek ma mieszkać z ojcem. Dlaczego?

- Bo dziecko mieszkało tam wcześniej. Ta rodzina miała kuratora i była kontrolowana. Kurator Małgorzata Krawczyk wystawiła ojcu dobrą opinię - mówi sędzia Paweł Kowalski z łódzkiego sądu okręgowego.

Pani kurator nie sprawdziła, że ojcu grozi eksmisja (100 tys. zł zaległego czynszu!), że gazownia odcięła mu gaz, że K. ciągle zostawia dziecko pod opieką matki, bo sam mieszka u nowej przyjaciółki. Że - w końcu - stracił pracę.

Dlaczego? - Nie będę się panu tłumaczyć - odpowiada kurator Krawczyk.

Matka przekonuje ławników

Po pół roku sąd zgodził się, żeby matka (ma pełne prawa rodzicielskie) odwiedzała dziecko. Raz w tygodniu. Przez blisko dwa lata Piotr K. nie dopuścił do żadnego ze spotkań. - Alarmowałam sąd, policję, prokuraturę. I nic - mówi matka.

Wersja Piotra K. przedstawiona sądowi brzmiała tak: dziecko jest do niego przyzwyczajone, on na nie zarabia, a mały potrzebuje stałej opieki ze względu na chorobę. W takiej sytuacji wydanie dziecka matce byłoby dla niego szkodliwe.

Sędzia Jolanta Urbańska przyznała mu rację. Ale... przegłosowali ją ławnicy wzruszeni losem matki. W efekcie wyrok sądu z maja 2005 r. brzmiał "Miejsce Andrzejka jest przy matce".

- Przegłosowanie sędziego przez ławników zdarza się raz na 10 tys. wyroków. To był cud - mówił mec. Marek Markiewicz, który pomagał matce.

Agnieszka z wyrokiem pojechała po syna. Ale ojciec zdążył go wywieźć. I złożył apelację.

Tym razem matkę reprezentowało dwoje znanych łódzkich adwokatów: Krystyna Skolecka-Kona i Marek Markiewicz. Sprawdzili to, czego nie zrobiła pani kurator. - Ustaliliśmy, że Piotr K. okłamał sąd - mówią. Dwa lata temu wyrzucono go z pracy z łódzkiej fabryki Boscha i teraz jego jedynym dochodem są zasiłki na Andrzejka. Andrzejek nie jest chory, jak twierdził ojciec. Prokuratury w Łodzi i Opocznie prowadzą przeciwko ojcu trzy sprawy karne. Został eksmitowany za długi z mieszkania do lokalu socjalnego.

- Byliśmy przekonani, że wygramy - mówią adwokaci. - Agnieszka pracuje w restauracji, ma dochody, dom, kończy szkołę średnią, nigdy nie miała konfliktów z prawem.

Psycholog rozstrzygnął

Kilka dni temu jednak Sąd Okręgowy w Łodzi uchylił wyrok sądu rejonowego i uznał, że Andrzejkowi lepiej będzie...u ojca. - Myślałam, że śnię - opowiada mecenas Skolecka-Kona. - Czekamy na uzasadnienie wyroku.

- Sąd oparł się m.in. na opinii psychologa - tłumaczy Janusz Ritmann, wiceprezes Sądu Okręgowego w Łodzi. - Wynika z niej, że predyspozycje wychowawcze obojga rodziców są porównywalne, a radykalne zmiany w życiu mogą mieć na chłopca negatywny wpływ.

Skolecka-Kona: - Czyli eksmisja nie jest dla dziecka dramatycznym przeżyciem, a przeprowadzka do matki - jest. A już twierdzenie, że bezrobotny kryminalista z zarzutami i porządna, pracująca kobieta mają te same predyspozycje wychowawcze to kuriozum!

Wyrok jest prawomocny, kasacja od niego nie przysługuje. Andrzejek zostanie z ojcem. - A co z prawami rodzicielskimi matki? - pytamy w sądzie.

- Jak wystąpi do sądu o widzenia, na pewno otrzyma zgodę - dodaje sędzia Ritmann.

Ojciec chłopca nie chciał rozmawiać z "Gazetą". Zapowiedział tylko, że pozwie nas do sądu, jeśli coś o nim napiszemy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.