Jak działa porozumienie związków i korporacji medycznych, przekonali się wczoraj szefowie wszystkich szpitali w Łódzkiem. Odwiedziły ich delegacje pięciu związków oraz izb lekarskiej i pielęgniarskiej. Na biurka dyrektorów trafiły jednobrzmiące pisma z żądaniami. Dr Sławomir Zimny, szef łódzkiego oddziału Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy: - Chcemy 30-proc. podwyżek płac. Jeśli dyrektorzy nie zgodzą się na nie, od 1 kwietnia wejdziemy w spór zbiorowy.
- To porozumienie bez precedensu - przyznaje Krzysztof Bukiel, przewodniczący OZZL. - Nigdy współpraca ze związkami nam się nie układała, bo mamy różne wizje reformy służby zdrowia. Ale teraz mamy tylko jeden cel - wywalczyć podwyżki.
Bukiel wie, że dyrektorzy nie zgodzą się na podwyżki. - Bo nie mają na nie pieniędzy. Tak naprawdę nasze żądania kierujemy do rządu. Wyegzekwujemy przedwyborcze obietnice PiS-u. To ich politycy zapowiadali, że w budżecie znajdą się dodatkowe 4 mld na służbę zdrowia.
To samo mówi Anna Ochman, szefowa "Solidarności" służby zdrowia: - Jeśli rząd ma pieniądze, by płacić matkom za porody, niech znajdzie też dla tych, którzy te porody odbierają.
Łódzka akcja będzie przenoszona do następnych województw - 6 lutego szefowie związków i samorządów mają rozmawiać o jej szczegółach w Warszawie. Na razie nie ustalili jeszcze, jaką formę przybierze protest. Najbardziej zdeterminowani są członkowie Ogólnopolskiej Konfederacji Związków Zawodowych Pracowników Ochrony Zdrowia. - Na końcu drogi jest strajk generalny w służbie zdrowia - zapowiada Eugeniusz Muszyc, szef OKZZPOZ.
Co na to ministerstwo zdrowia? Prof. Zbigniew Religa odpowiedział nam tylko, że 10 lutego spotka się ze związkowcami i przedstawi wtedy stanowisko rządu.