Co się należy dziecku po wypadku

Firmy ubezpieczeniowe nie chcą wypłacać zadośćuczynienia dzieciom, które uległy wypadkom komunikacyjnym. Wmawiają rodzicom, że nic się im nie należy, albo próbują wykpić się niskim odszkodowaniem. A to bezprawne

Dziesięcioletnia Zosia w lutym wpadła pod tramwaj. Motorniczy nie mógł zahamować, wina dziecka bezsporna. Dziewczynka miała złamany obojczyk, kość łonową i ogólne potłuczenia. MPK odmówiło wypłaty odszkodowania. Rodzice za radą prawnika wystąpili do sądu. Miejski przewoźnik był ubezpieczony. PZU zaoferował niewysokie zadośćuczynienie. Ostatecznie po ugodzie dziewczynka dostała 22 tys. zł. Ubezpieczyciel zaś będzie nadal odpowiedzialny finansowo za ewentualne konsekwencje wypadku. Motorniczy obecny na rozprawie nie mógł zrozumieć: - Jak to? Nie dość, że sama spowodowala wypadek, to jeszcze dostanie za to pieniądze?!

Zgodnie z prawem dziecko do lat 13 nie ponosi winy, nawet jeśli spowodowało wypadek. Rodzice zwykle o tym nie wiedzą i nie domagają się odszkodowania. Korzystają firmy ubezpieczeniowe. A rodzice przeżywają dramat, bo nie mają pieniędzy na leczenie, rehabilitację i opiekę nad dzieckiem, które może być kaleką do końca życia. Jeśli nawet wystąpią do sądu, procesy ciągną się latami.

Rocznie w Polsce wydarza się ok. 7 tys. wypadków z udziałem dzieci do lat 14. Ponad 200 z nich ginie.

- Większość firm ubezpieczeniowych zaniża odszkodowania, ale są i takie, które nic nie chcą dać - mówi dr Szymon Byczko, adiunkt na wydziale prawa UŁ. - Sam byłem świadkiem wypowiedzi pełnomocnika pewnego ubezpieczyciela, który stwierdził cynicznie: "Jeśli powiemy wszystkim "nie", to na dziesięć osób tylko jedna pójdzie do sądu".

- Jarek wpadł pod samochód, kiedy miał cztery lata. Nie ustalono, kto był winny. Lekarze w szpitalu powiedzieli: "Może tylko leżeć i patrzeć w sufit" - opowiada ojciec chłopca. - Ale nie zrezygnowaliśmy z leczenia i rehabilitacji, choć z pieniędzmi było krucho.

Rodzice Jarka dostali 1,5 tys. zł z ubezpieczenia przedszkolnego. Po jakimś czasie PZU dorzucił jeszcze kilkanaście tysięcy i rentę - 500 zł miesięcznie. - Ubezpieczyciel uznał, że dziecko w 60 proc. przyczyniło się do wypadku, i obciął zadośćuczynienie - mówi ojciec.

Przypadkiem zobaczył w telewizji program o łódzkiej fundacji, która pomaga ofiarom wypadków. Za jej radą wytoczyli proces PZU. Sąd zasądził 300 tys. zł i 3 tys. zł comiesięcznej renty. Proces jest w toku, bo firma ubezpieczeniowa nie zgadza się z wysokością zadośćuczynienia. Na razie wypłaciła 220 tys. zł. Trwa spór o wysokość renty.

- Nie zrezygnujemy z walki o rentę. Nie jesteśmy wieczni, a syn musi mieć zabezpieczenie do końca życia - uzasadnia ojciec Jarka.

Każda poszkodowana osoba może nieodpłatnie uzyskać pomoc w fundacji Gajusz pod numerem tel. 0 42 631 00 lub 506 151 839

ramka

Kiedy dziecko wbiega nagle pod samochód, za ewentualnie doznane szkody (urazy) odpowiada firma ubezpieczająca pojazd. Jeśli samochód nie był ubezpieczony albo sprawca jest nieznany (bo uciekł), odszkodowanie powinien wypłacić Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny. Jeśli odmawia, pozostaje droga sądowa. Sąd ustala zwykle tzw. stopień przyczynienia się dziecka do wypadku i obniża kwotę zadośćuczynienia. Przyjmuje się, że małe dziecko w niewielkim stopniu ma świadomość nieprawidłowego zachowania, a więc stopień przyczynienia się jest nieduży. Powyżej 13. roku życia dzieci mogą być potraktowane surowiej. Kwoty odszkodowań są dość wysokie. Zwyczajowo 1 proc. uszczerbku na zdrowiu to 1,5 tys. zł. Uszczerbek na zdrowiu może być wyższy niż 100 proc., bo sumuje się opinie wszystkich biegłych. Np. neurolog może ocenić utratę zdrowia na 80 proc., ortopeda na 50 proc. itd.

Dla "Gazety"

Tomasz Fil

rzecznik prasowy PZU

To nieprawda, że unikamy odpowiedzialności. Wypłacamy odszkodowania zawsze, gdy się należą. Dzieci mają często dodatkowe ubezpieczenia szkolne. Trudno mi się odnieść do konkretnych przypadków opisanych w "Gazecie", bo ich nie znam. Jednak rocznie rozpatrujemy 700 tys. spraw wypadków komunikacyjnych i wypłacamy 3 mld zł odszkodowań. Poza tym bardzo stawiamy na prewencję. Z programem "Bezpieczna szkoła z PZU" dotarliśmy do kilku tysięcy podstawówek z materiałami szkoleniowymi dla nauczycieli. Dzięki nim prowadzą zajęcia z wychowania komunikacyjnego, a dyrektorzy mogą egzaminować na kartę rowerową. Stworzyliśmy też stronę internetową www.bezpiecznaszkola.onet.pl. Odwiedziło ją już milion osób. Bezpieczeństwo dzieci naprawdę leży nam na sercu.

Copyright © Agora SA