Straciła pracę, bo była za gruba

Katarzyna Kasprowicz straciła pracę, bo zdaniem pracodawcy była... za gruba. Sąd pracy w Łodzi przyznał jej 4,5 tys. odszkodowania za dyskryminację

Kasprowicz nie kryje zadowolenia. - Wystąpiłam o 10 tys. zł, ale nie pieniądze są tu najważniejsze. Broniłam swojej godności. Sąd przyznał mi rację i tylko to się liczy.

Pani Katarzyna, zadbana dwudziestokilkulatka, przez miesiąc sprzedawała torebki w salonie L Marconi w Galerii Łódzkiej. - Pracę zaczęłam 4 grudnia 2004 r. - opowiada. - Z kierowniczką salonu ustaliłam, że dostanę umowę na trzy miesiące na okres próbny. Miała ją przywieźć pracownica firmy z centrali w Gdyni. Na początku stycznia przyjechała jakaś kobieta, obejrzała mnie, ale nie zamieniła ze mną ani słowa. Dzień później zobaczyłam kartkę na drzwiach: "Zatrudnię sprzedawczynię". Od kierowniczki dowiedziałam się, że mogę się ubrać i iść do domu. Kiedy zapytałam, dlaczego, usłyszałam: nie spodobałaś się, jesteś za gruba.

Firma zapłaciła pani Katarzynie za pracę, ale umowy nie dała. Zaproponowała za to, by podpisała umowę za przepracowane pierwszych siedem dni stycznia. Nie zgodziła się. Oddała sprawę do sądu pracy i zażądała odszkodowania. - Nie jestem jakąś głupią gęsią, którą łatwo można wykorzystać - denerwuje się. - Mam doświadczenie w handlu. Zupełnie inaczej przyjęłabym argument, że się nie przykładam do obowiązków. Ale taki zarzut nie padł. Poza tym mam dowody, że pracowałam dłużej niż siedem dni. Widziały mnie pracownice innych butików, poza tym przyjęłam raz reklamację i pokwitowałam przyjęcie towaru.

Kiedy próbowaliśmy wyjaśnić sprawę w firmie L Marconi, usłyszeliśmy, że daje ona tylko markę i produkt, a za salony odpowiada firma Casini (to tę właśnie firmę pozwała Kasprowicz).

Małgorzata Sokołowska z kadr firmy Casini stwierdziła stanowczo: - Pani Katarzyna pracowała u nas przez tydzień i mamy na to dowody. Prześlemy je "Gazecie" pocztą, bo czujemy się oczernieni - dodała. Do dziś żadne dowody do "Gazety" nie dotarły.

W ostatni piątek Sąd Pracy w Łodzi wydał wyrok. Przyznał Katarzynie Kasprowicz 4,5 tys. zł odszkodowania za dyskryminację i 1,5 tys. zł za niezgodne z prawem rozwiązanie umowy. Dodatkowo firma Casini została obciążona kosztami procesu w wysokości 1008 zł. Na ogłoszenie wyroku przyszła kierowniczka sklepu w Łodzi. Prowadzący sklep zapowiadają odwołanie od wyroku.

Dla Katarzyny Kasprowicz to też nie koniec sprawy. - W przyszłym tygodniu składam do prokuratury doniesienie o fałszywych zeznaniach koleżanek, które pracowały ze mną w butiku - mówi. - Zeznały, że straciłam pracę nie dlatego, że byłam gruba, tylko że nie chciały już dłużej ze mną współpracować. Podobno byłam kłótliwa, leniwa i w ogóle nie miałam pojęcia o handlu. Na szczęście sąd nie dał im wiary.

Pracę w L Marconi pani Kasia straciła w styczniu. Od lutego pracuje w tej samej Galerii, na tym samym piętrze, kilka butików dalej - w mydlarni. Pracodawcy są z niej bardzo zadowoleni.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.