Bandycki napad na hokeistów Zagłębia

Kilkunastu bandytów z pałami i kijami bejsbolowymi zaatakowało autokar, którymi podróżowali hokeiści Zagłębia Sosnowiec. Tylko dzięki przytomności kierowcy autobusu, który staranował blokadą utworzoną z samochodów przestępców, nikt nie ucierpiał.

Sosnowiecki zespół wracał z Torunia, gdzie w piątek wieczorem Zagłębie rozegrało kolejny mecz w ekstralidze. Podróż mijała spokojnie, większość zawodników spała.

W sobotę około 4. rano, tuż przed Sarnowem (miejscowość w okolicach Będzina) zaczęły się jednak dziać rzeczy dziwne. - Kolejno mijały nas samochody osobowe bez rejestracji. Nawet zapytałem kolegę co to może znaczyć. Pomyśleliśmy, że to może używane auta, które ktoś "holuje" na handel - opowiada Jacek Kruż, kierowca autokaru.

Kilkaset metrów dalej okazało się jednak dlaczego samochody były nieoznakowane.

Autokar podjeżdżał do skrzyżowania w Sarnowie, gdy kierowca zauważył, że na obu pasach stoją auta. - Jeszcze wtedy myślałem, że to wypadek. Zwolniłem i włączyłem światła awaryjne - opowiada Kruż.

Gdy neoplan prawie stanął, z samochodów wypadło kilkunastu bandytów w kominiarkach na głowach. Byli uzbrojeni w drewniane pały, kije bejsbolowe.

- Nie dowierzałem własnym oczom. To wyglądało jak scena z filmu - podkreśla Piotr Matlakiewicz, masażysta zespołu, który siedział tuż obok kierowcy.

Bandyci zaatakowali autokar od strony pobocza. Część hokeistów twierdzi, że kilku zamaskowanych mężczyzn wybiegło też z przydrożnych krzaków. Z relacji zawodników wynika, że bandyci krzyczeli przy tym: Ruch Chorzów!

- Gdy zobaczyłem, że biegną w moją stronę zerwałem się i wspiąłem na górę. Zdążyłem tylko krzyknąć "wszyscy na ziemię" - dodaje.

Gdyby nie uciekł, mogło to się dla niego skończyć bardzo źle. Pierwszy bandzior, który dobiegł do autobusu, rozbił bowiem szybę po jego stronie.

- Większość chłopaków spała. W półśnie rzuciliśmy na podłogę autokaru - opowiada Tobiasz Bernat. Z napastnikiem Zagłębia udało nam się porozmawiać już o 5. rano. Był roztrzęsiony. - Leciała jedna szyba po drugiej. Byliśmy w szoku. Zaczęliśmy krzyczeć do kierowcy: Jedź! Jedź! - opowiada.

- Miałem w wozie 27 osób. Bałem się, że nas pozabijają. Ruszyłem z dwójki i zacząłem taranować stojące samochody. Wpadały na barierkę oddzielającą pasy ruchu, zsuwały się też do rowu. Na pewno urwałem kilka drzwi. Byłem tak wystraszony, że za chwilę przejechałem skrzyżowanie na czerwonym świetle. Chciałem jak najszybciej dostać się do Sosnowca, gdzie mogła nas przejąć miejscowa policja - podkreśla Kruż.

Autokar zatrzymał się jednak dopiero pod sosnowieckim lodowiskiem.

Śląski Komendant Wojewódzki Policji w Katowicach powołał specjalną grupę, która ma ustalić kto napadł na autobus. - To ruchliwa droga. Mimo, że całe zajście odbyło się nad ranem, na pewno ktoś był świadkiem ataku - podkreśla Adam Jachimczak, oficer prasowy KWP.

Z naszych informacji wynika, że bandyci nie czekali na autobus, którym podróżowali hokeiści Zagłębia tylko na... autokar Górnika Zabrze, który po piątkowym meczu w Warszawie też miał wracać tą trasą.

Nie było to jednak możliwe, bo zabrzański autokar już wcześniej skręcił z dwupasmówki w kierunku Tarnowskich Gór i Zabrza. - O wpół do czwartej byliśmy już pod stadionem. To straszne co się stało! W jakich my czasach żyjemy?! - łapie się za głowę Zbigniew Koźmiński, prezes klubu.

- Na tym etapie śledztwa nie potrafię powiedzieć czy rzeczywiście tak było i jakie były motywy działania bandytów - dodaje Jachimczak.

W sobotę przed południem Kruż poszedł obejrzeć swój autokar. Widok był przygnębiający. Powybijane szyby, zniszczona felga przedniego koła, uszkodzona karoseria. Stary oszacował na około 40 tysięcy złotych.

- Ważne, że nikomu nic się nie stało. I że ja nikogo nie uszkodziłem. Bałem się, że w blokadzie przygotowanej przez bandytów utknęły też samochody przypadkowych osób, które mogłem staranować, a nawet kogoś przyjechać. Na szczęście nic takiego się nie stało - mówi. - Jeżdżę z hokeistami od pięciu lat, ale jeszcze czegoś takiego nie przeżyłem - dodaje.

Cała zajście na spokojnie przyjął tylko Teddy Da Costa, Francuz, który od tego sezonu reprezentuje barwy Zagłębia. Da Costa ostatnie dni spędził we Francji gdzie od kilku tygodni samochody płoną każdej nocy. - To normalne - machnął ręką.

Copyright © Agora SA