Sprawa pobicia Grzegorza Przemyka

Impas w piątym procesie o śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka w 1983 r. w komisariacie przy Jezuickiej w Warszawie - sądowi nie udało się zebrać wszystkich milicjantów, którzy przy tym byli i przeprowadzić konfrontacji z naocznym świadkiem Cezarym F.

Wytyczne - "postawić milicjantów, którzy byli wówczas na komisariacie, do oczu", skonfrontować ze świadkiem Cezarym F. - dał warszawskiemu sądowi okręgowemu sąd apelacyjny, gdy po raz czwarty uchylał wyrok uniewinniający jedynego oskarżonego w tej sprawie Ireneusza K. Sprawa ciągnie się od 22 lat. Główny świadek oskarżenia, przyjaciel Grzegorza, Cezary F. (był wówczas na komisariacie) nigdy nie rozpoznał oskarżonego. Ale zapamiętał, że Przemyka "bił ten, któremu Grzegorz wyrwał pałkę". Sąd - żeby ustalić, o kogo chodzi - musi skonfrontować ze sobą wszystkie sprzeczne, celowo zakłamane zeznania funkcjonariuszy.

Wczoraj sąd wezwał wszystkich dziewięciu milicjantów i zomowców obecnych 12 maja 1983 r. na Jezuickiej. Nie przyszło dwóch. Krzysztof D. nie wiadomo dlaczego, a to na niego - choć pośrednio - wskazuje ostatnio Cezary F. Sąd nałożył na byłego funkcjonariusza karę - 800 zł. Piotr J. jest w szpitalu, został usprawiedliwiony. Sąd zarządził przerwę w procesie do 7 grudnia.

Bliscy Grzegorza nie kryli rozczarowania. Także tym, że dotąd nikt nie odpowiada za tuszowanie tej zbrodni, za matactwa w pierwszym, jeszcze w PRL-u, procesie (skazani wówczas zostali sanitariusze karetki pogotowia, nie milicjanci). Śledztwo w tej sprawie - najpierw prokuratury, dziś IPN - trwa od siedmiu lat. Zarzutów wciąż nie ma.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.