Kto w MON, MSZ, a kto od zdrowia, środowiska i pracy

W poniedziałek przedstawiliśmy większość ministrów z rządu Kazimierza Marcinkiewicza. Dziś pozostali ministrowie

Radek Sikorski

Minister obrony narodowej

42 lata. Po raz drugi trafił do MON. Był już wiceministrem obrony w rządzie Jana Olszewskiego. Wojskowi nazwali go wówczas Radek Plakietka - bo zgodnie ze wzorem natowskim usiłował wprowadzić plakietki z nazwiskami na mundury. Ówcześnie generałowie zapamiętali również, że dwudziestodziewięcioletni wówczas młodzian stawiał ich na baczność, wypominał im "komuszą przeszłość" i groził, że ich wyśle na emeryturę.

Radek Sikorski, jak zresztą sam o sobie mówi, jest przede wszystkim antykomunistą. W 1981 r. organizował strajk w liceum w Bydgoszczy. Stan wojenny zastał go w Londynie, gdzie wyjechał jako laureat olimpiady anglistycznej, tam uzyskał status uchodźcy politycznego.

Wykorzystał swoją szansę - postanowił pisać i się uczyć. Studiował na Oksfordzie, pisał początkowo dla "Sunday Telegraph". Jako korespondent tej gazety w 1986 r. był w Afganistanie. Przemierzał wraz z mudżahedinami ogarnięty wojną kraj. Napisał o tym dwie książki, jedna z jego fotografii otrzymała nagrodę World Press Photo. Potem pisał korespondencje z Angoli i Jugosławii m.in. dla "Observera" i "Spectatora".

W Polsce na ministerialnych stołkach początkowo szło mu kiepsko. W 1992 r. złożył dymisję z MON przed upadkiem rządu Olszewskiego. Lekko odsunął się od polityki, kupił dworek w Chobielinie pod Bydgoszczą. Zamieszkał tam z żoną Anne Appelbaum - dziennikarką m.in. "Washington Post", laureatką Pulitzera, autorką niedawno wydanej książki o sowieckim gułagu.

W 1997 r. wrócił do rządu jako wiceminister spraw zagranicznych z AWS. Ministrami byli wówczas kolejno Bronisław Geremek i Władysław Bartoszewski. Podlegały mu kontakty z Polonią.

Za jeden z największych sukcesów poczytuje sobie zmuszenie w 1999 r. Teda Turnera - medialnego magnata - do przeproszenia za opowiadanie dowcipów o Polakach.

Marzył o stanowisku ambasadora w Brukseli, ale nominację zablokował nowy szef MSZ Włodzimierz Cimoszewicz.

Sikorski wyjechał do Waszyngtonu, gdzie pracował w konserwatywnym, związanym z Republikanami Instytucie Nowej Amerykańskiej Inicjatywy (American Enterprise Institute)

, której celem było poprawienie stosunków transatlantyckich. Z tej pozycji krytykował polski rząd m.in. za to, że nie wynegocjował lepszych warunków udziału Polski w misji irackiej. Jako kandydat na senatora wystartował z Bydgoszczy. Początkowo nie chciała go poprzeć PO, choć PO i PiS miały pakt o nieagresji i wystawiały wspólnie kandydatów. Ostatecznie PO jednak zmieniła zdanie. Jego kandydaturę na senatora poparł natomiast prof. Zbigniew Brzeziński, z którym Sikorski jest zaprzyjaźniony. Sikorski uzyskał najlepszy wynik w Bydgoszczy.

Stefan Meller

Minister spraw zagranicznych

63 lata. Profesor, historyk zajmujący się rewolucją francuską, a obecnie ambasador w Rosji.

Urodził się we Francji w czasie II wojny światowej. Jego rodzice związani byli z ruchem oporu. W wózku z synem przewozili bibułę, co podobno zrobiło wielkie wrażenie we Francji, kiedy w latach 90. wylądował tam jako polski ambasador. Rodzice wrócili do Polski, kiedy miał cztery lata. Francuskiego - podobno perfekt - nauczył się już w Warszawie. W 1968 r. wyleciał z pracy w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. - Nie załamał rąk. Znalazł sobie pracę kasjerki w Izisie [spółdzielnia kosmetyczna - red.] i równocześnie pisał doktorat - wspominają jego przyjaciele. Doktorat dotyczył stosunków polsko-holenderskich w XVIII w.

Dorabiał też jako nauczyciel francuskiego. Z czasem wrócił do pracy historyka w filii UW w Białymstoku. Był prorektorem w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w czasie stanu wojennego. Pomagał represjonowanym studentom.

W PRL związany był z opozycją. Publikował pod pseudonimem w podziemnych pismach. W 1992 r. szef MSZ Krzysztof Skubiszewski ściągnął go do pracy. Został dyrektorem departamentu Europy, potem wiceministrem, ambasadorem we Francji. Otrzymał Komandorię Palm Akademickich - najwyższe odznaczenie akademickie za zasługi dla kultury francuskiej. Teraz jest ambasadorem w Rosji.

Wydał m.in.: "Rewolucja w dolinie Loary", "Pożegnanie z rewolucją", "Kamil Desmoulins", "Rewolucja francuska 1789-1794 - społeczeństwo obywatelskie" (wspólnie z prof. Janem Baszkiewiczem). Był redaktorem naczelnym miesięcznika "Mówią wieki" popularyzującego historię. Swoją wiedzę historyczną wykorzystał też jako konsultant historyczny filmu Andrzeja Wajdy "Danton". Bywa też poetą. W 1973 r. wydał zbiór wierszy pt. "Wszystko na chwilę".

W 1992 r. podpisał się pod publikowanym w prasie apelem o odrzucenie przez Sejm ustawy przewidującej kary za aborcję. Jego przyjaciele mówią o nim, że to dusza towarzystwa, ciepły i troskliwy człowiek, trochę impulsywny.

Jako wiceminister i ambasador bywał dość stanowczy. Latem 2005 r., kiedy w Warszawie chuligani napadli na nastolatków - dzieci pracowników rosyjskiej ambasady - Moskwa uznała, że to przejaw antyrosyjskich nastrojów w Polsce. Zażądała przeprosin, a Mellera wezwano do rosyjskiego MSZ. Meller zaprotestował przeciw wiązaniu bandyckiego napadu z polityką. Zdziwił się, że "niecny postępek żulików jest w Rosji komentowany na tak wysokim szczeblu".

Krzysztof Michałkiewicz

Minister pracy i polityki społecznej

50 lat. Absolwent Wydziału Socjologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Był uczestnikiem "Lubelskiego lipca" 1980 r., później pracował w zarządzie regionu NSZZ "Solidarność". W stanie wojennym zaangażował się w wydawanie Regionalnego Biuletynu Strajkowego. Aresztowany i skazany na 2,5 roku więzienia. W trakcie przerwy w odbywaniu kary otrzymał paszport "z prawem jednokrotnego przekraczania granicy". Wyjechał do Canberry w Australii, gdzie się dokształcał i pracował jako taksówkarz. Po powrocie do Polski w 1992 r. zajął się pomocą społeczną. Był dyrektorem m.in. w wojewódzkim zespole pomocy społecznej i wydziale spraw społecznych lubelskiego urzędu wojewódzkiego. Do wyboru na posła (z listy PiS) piastował urząd zastępcy prezydenta Lublina. Odpowiadał za sprawy bezpieczeństwa, kultury i pomocy społecznej. Przez większość byłych pracowników, współpracowników i zwierzchników oceniany jako osoba bardzo kompetentna, trzymająca się daleko od politycznych sporów. - Był jednym z najlepszych w Polsce dyrektorów wojewódzkiego zespołu pomocy społecznej - ocenia Henryka Strojnowska, kandydująca do Sejmu z listy PO i była dyrektor jednego z lubelskich domów pomocy społecznej.

Ostatnio jednak Michałkiewicz podpadł mieszkańcom Lublina, wyrażając zgodę na likwidację komisariatu w dzielnicy dworcowej. Protesty przeciw tej decyzji trwały kilka tygodni.

Zbigniew Religa

minister zdrowia

Najbardziej znany polski kardiochirurg. Ma 67 lat. Kształcił się na Akademii Medycznej w Warszawie, a potem na stażach w Stanach Zjednoczonych. Gdy wrócił, chciał przeszczepiać serca. Kiedy usłyszał od szefa, że ma to sobie wybić z głowy, przeniósł się do Zabrza. Tu zebrał zespół młodych lekarzy i z nimi w 1985 roku dopiął swego.

Współpracownicy mówią o nim, że ma "generalską odwagę". Walczy, nawet jeśli wszyscy wokół wróżą przegraną. Tak było, gdy robił pierwsze przeszczepy i gdy w 1992 roku sprowadzał do Zabrza Placido Domingo na koncert charytatywny. Stworzył też w Zabrzu Fundację Rozwoju Kardiochirurgii, jedyną prywatną placówkę naukową w Polsce (pracuje m.in. nad polskim sztucznym sercem).

Nie zawsze mu się jednak udaje. Wrócił do Warszawy i został dyrektorem Instytutu Kardiologii w Aninie. Podczas gdy ośrodki kardiologiczne w kraju nieźle sobie radzą finansowo, jego placówka ma kilkudziesięciomilionowy dług, a zabrzańska fundacja z trudem znajduje dziś pieniądze na wdrożenie swoich projektów.

Był doradcą Lecha Wałęsy, a w 1994 roku został przewodniczącym Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform. Potem założył partię Republikanie, by zaledwie po roku włączyć ją do Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Wreszcie rok temu założył partię Centrum, ale obecnie jest już tylko jej honorowym przewodniczącym.

W zeszłym roku zebrał 120 tys. wymaganych podpisów pod własnym projektem ustawy zdrowotnej. Chciał przekształcić NFZ w kilka niezależnych funduszy, podnieść obowiązkową składkę zdrowotną z 8,5 do 9 proc. i pozwolić na wejście prywatnych kas chorych. Projekt leży w sejmie.

Religa startował w wyborach prezydenckich, ale kiedy kampania rozkręciła się na dobre, jego szanse stopniały do kilku procent. Przyznał, że nie ma pieniędzy na plakaty i reklamy w telewizji, i przekazał swoje poparcie Donaldowi Tuskowi.

Jan Szyszko

Minister ochrony środowiska

61 lat. Nie jest człowiekiem, który na ochronie środowiska się nie zna. Był szefem Krajowego Zarządu Parków Narodowych, a od października 1997 do października 1999 r. ministrem ochrony środowiska w rządzie Jerzego Buzka. Później pełnił funkcję sekretarza stanu w kancelarii premiera Buzka i pełnomocnika rządu ds. konwencji klimatycznej ONZ.

Jako minister z pewnością zasłużył się tym, że ostatecznie objął ochroną wilka na terenie całego kraju - w 1997 r. wolno było jeszcze polować na te drapieżniki na terenie ówczesnego województwa krośnieńskiego. Za jego czasów dyrektor generalny Lasów Państwowych wprowadził też moratorium na wycinanie ponadstuletnich drzew na terenie Puszczy Białowieskiej, co przez organizacje ekologiczne zostało uznane za duży krok na drodze do skutecznej ochrony ostatniego pierwotnego lasu Europy. Późniejszy rząd SLD-PSL zastąpił moratorium siecią rezerwatów, które jednak nie chronią skutecznie przyrody Puszczy.

Pomimo obietnic Szyszce nie udało się jednak rozciągnięcie parku narodowego na obszar całej polskiej części Puszczy, choć kiedy był ministrem, szansa na to wydawała się największa. Rząd przeznaczył na ten cel około 20 mln zł z rezerwy budżetowej. Zamiast na sfinansowanie powiększenia parku pieniądze te poszły głównie na pomoc dla lokalnych samorządów.

Forum Ekologiczne Unii Wolności (UW była wówczas koalicjantem AWS) zarzucało Szyszce łamanie umowy koalicyjnej i upolitycznianie instytucji zajmujących się ochroną środowiska. Na jego polecenie rada nadzorcza Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska odwołała wybitnego bezpartyjnego fachowca Jerzego Kędzierskiego z funkcji wiceprezesa tego Funduszu.

Koalicjanci z UW obarczali też Szyszkę odpowiedzialnością za bałagan w gospodarce wodnej. Zapobieganie powodziom i usuwanie ich skutków oddał premierowi, a ten przekazał te kompetencje szefowi kancelarii premiera Jerzemu Widzykowi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.