80-letni generał Kiszczak składał zeznania w procesie dotyczącym pacyfikacji kopalni "Wujek". W latach 80-tych kierował MSW. Zdaniem prokuratury to właśnie podlegli mu zomowcy zastrzelili dziewięciu górników, a kilkudziesięciu ranili. Kiszczak przyznał przed sądem, że nikt się nie spodziewał, że po wprowadzeniu stanu wojennego górnicy zaczną okupować kopalnie. - Podjęliśmy decyzje o ich odblokowaniu, bo elektrociepłownie nie miały zapasów węgla. Wszystkim dużym miastom groziło wyziębienie - tłumaczył.
O istnieniu kopalni "Wujek" dowiedział się 16 grudnia 1981 r., w dniu jej pacyfikacji. Pułkownik Jerzy Gruba, komendant wojewódzki w Katowicach telefonicznie poinformował go wtedy o problemach z górnikami, którzy stawali tam opór zomowcom. - Prosił mnie o wyrażenie zgody na użycie broni. Kategorycznie mu zabroniłem i kazałem się wycofać z terenu kopalni - mówił wczoraj Kiszczak.
O tym, że doszło do tragedii dowiedział się kilkadziesiąt minut później w trakcie kolejnej rozmowy z Grubą. Ten zaprzeczył, że wydał rozkaz strzelania: - Kazałem mu zabezpieczyć wszystkie ślady i broń - mówił Kiszczak.
Broń nie została jednak zabezpieczona. Komendant Gruba kazał ją bowiem przestrzelić wszystkim członkom plutonu specjalnego, a dopiero potem oddać do badań. Z tego powodu do dzisiaj nie wiadomo, którzy zomowcy użyli broni na kopalni.
Zdaniem Kiszczaka istnieją wątpliwości, że to członkowie plutonu specjalnego strzelali do górników. - Z tego co pamiętam żaden z pocisków wyjętych z ciał nie pasował do broni, jaką funkcjonariusze mieli na stanie - tłumaczył były szef MSW. Nie potrafił jednak odpowiedzieć na pytanie, kto w takim razie użył broni na kopalni.
Mecenas Jerzy Feliks, jeden z obrońców oskarżonych zomowców zasugerował wczoraj, że mogła to być prowokacja SB. Pytano o to Kiszczak przyznał, że do czasu zabójstwa przez oficerów SB księdza Popiełuszki wydawało mu się, iż panował nad tym, co się dzieje w resorcie. - Jednak potem nie byłem już tego taki pewien - dodał.
Mecenas Janusz Margasiński, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych nie wierzy jednak w prawdziwość zeznań Kiszczaka. Wynika z nich bowiem, że Gruba dwukrotnie złamał wydany przez niego rozkaz i nie poniósł z tego powodu żadnych konsekwencji.
- Po pacyfikacji kopalni "Wujek" awansowano go nawet na generała. A to chyba nie jest forma kary - mówił mecenas.