Ostatnie tygodnie wojewody to dziesiątki spotkań w świetlicach, na polach i w zagrodach. Oficjalny powód wizyt: susza. Ale wsie, które odwiedził, łączy też wspólny okręg wyborczy. Ten, z którego Kosieniak wystartuje do Sejmu. Dopiero kiedy sprawę nagłośnili dziennikarze, wojewoda wpisał do swojego kalendarza... jeden wyjazd do sąsiedniego okręgu. Jak wyglądały gospodarskie wizyty?
- Wjechał na moje podwórko limuzyną - opowiada Grzegorz Lichwała ze wsi Sosnówiec w gminie Janikowo. - Zaprosił do auta! Pojechaliśmy obejrzeć moje pole. Pytał, jak rośnie zboże, czy susza duże szkody wyrządziła. Interesował się też ziemniakami. Powiedziałem: Panie wojewodo, pyrki są małe jak orzeszki. A on zadumał się i obiecał, że postara się pomóc. Jakieś pieniądze ma załatwić z rządu.
Waleria Okonek, sołtys wsi Raciąż (powiat tucholski): - Pół wsi przyszło do świetlicy, dawno nie mieliśmy takiej frekwencji - opowiada. - Obiecał nam nawet, że postara się w zakładach tłuszczowych w Kruszwicy załatwić, żeby za gorszy rzepak dali lepsze pieniądze.
Podobne obietnice Kosieniak złożył już kilkuset swoim potencjalnym wyborcom z 31 wiosek. Tuż przed wyborami znów wybiera się na objazd terenu. - Każdy mój wyjazd może być postrzegany jako polityczny - mówi Kosieniak. - Tymczasem jako wojewoda muszę wypełniać swoje obowiązki, do których należy m.in. utrzymywanie kontaktów z mieszkańcami.
- Tak się dziwnie składa, że tę niezwykłą aktywność widać dopiero przed wyborami - mówi Tomasz Latos startujący do Sejmu z listy PiS.
Paweł Olszewski, kandydat PO, jest jeszcze bardziej krytyczny: - Kosieniak promuje się za publiczne pieniądze. Pomieszały mu się role. W urzędzie jest wojewodą, dopiero po pracy powinien zająć się kampanią.