Zagrożone saksy w Niemczech

Zagrożone saksy

Koniec masowych wyjazdów na saksy do Niemiec? Rządy obu krajów nakazały niemieckim rolnikom i ich pracownikom z Polski płacić od 1 lipca składki do polskiego ZUS

Farmerzy zapowiadają, że nie będzie ich stać na zatrudnianie pracowników sezonowych z Polski. Polacy mówią, że teraz oskładkowane saksy przestaną się opłacać, bo za mało zarobią.

Do tej pory Polacy, wyjeżdżając do pracy sezonowej, zawierali indywidualną umowę z niemieckim pracodawcą, przedstawiali zaświadczenie, że w Polsce są ubezpieczeni, i farmer musiał co najwyżej wykupić dla nich ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków (zazwyczaj 2 proc. ich zarobków).

W ubiegłym tygodniu porozumienie w sprawie zmiany zasad zatrudniania pracowników sezonowych podpisali wiceminister polityki społecznej Rafał Baniak oraz jego niemiecki odpowiednik, wiceminister Heinrich Tiemann. Trwa jeszcze ustalanie ostatnich szczegółów.

Niemiecki pracodawca będzie musiał odprowadzić do polskiego ZUS 20,64 proc. od tego co płaci Polakowi (m.in. składki na ubezpieczenie emerytalne, kasę chorych, od nieszczęśliwych wypadków i Fundusz Pracy). Natomiast sam pracownik sezonowy będzie musiał wpłacić do ZUS 27,21 proc. tego co dostał od Niemca.

Zwolnieni z opłat będą tylko pracodawcy zatrudniający studentów i rencistów oraz gospodynie domowe.

Stracą ci Polacy, którzy w Polsce mają etat, a do Niemiec co roku wyjeżdżają dorobić. Dotychczas ich niemieckie zarobki wahały się między 5 a 10 euro na godzinę (4-8 tys. zł miesięcznie). Teraz ich dochody mogą spaść nawet o połowę.

Co roku na saksy do Niemiec wyjeżdża ponad 300 tys. Polaków. Według niemieckich danych Polacy stanowią 90 proc. pracowników sezonowych. Pracują głównie przy zbiorze szparagów, truskawek i innych uprawach polowych.

- Informacja o dodatkowych kosztach wywołała prawdziwą burzę wśród farmerów. Nie ukrywają, że będą musieli zrezygnować z zatrudniania Polaków - mówi Marta Rothermel, Polka od 20 lat mieszkająca w Niemczech, tłumacz między polskimi pracownikami sezonowymi a niemieckimi pracodawcami.

Farmer z okolic Mannheim: - Zatrudniałem przy zbiorze ogórków stu Polaków. Teraz wezmę np. Rumunów.

Właściciel ponad 22-hektarowej winnicy z tamtych okolic, zajmujący się też produkcją sadzonek winnych krzewów, jest gotów dopłacać 21 proc. za pracowników z Polski. - Niektórzy przyjeżdżają do mnie od 10, 15 lat, to są świetni fachowcy, z wieloma się przyjaźnię. Ale gdy im powiem, że z tego co u mnie zarobią, będą musieli zapłacić prawie 30 proc. do polskiego ZUS, to nie będą już przyjeżdżać - mówi.

- Polacy przyjeżdżający do Niemiec nic nie wiedzą o zmieniających się przepisach - mówi Marta Rothermel. 20 pracowników sezonowych z Mazur dopiero od farmera dowiedziało się, że zarobią mniej niż dotychczas. - Niektórzy się buntowali, przekonani, że to jakieś nieporozumienie, inni byli zrozpaczeni, jeszcze inni przekonani, że niemiecki pracodawca chce ich oszukać - opowiada Rothermel.

Gdy wyjaśniła, że chodzi o składki do ZUS, wszyscy komentowali, że "polska biurokracja znowu znalazła sposób na obdarcie ludzi z pieniędzy".

Wprowadzenie nowych przepisów wychodzi naprzeciw zabiegom niemieckiej Federalnej Agencji Pracy, która przed miesiącem postulowała ograniczenie o połowę liczby zagranicznych pracowników sezonowych w rolnictwie, aby na ich miejsce zatrudnić bezrobotnych Niemców. Protestowali przeciwko temu farmerzy, podnosząc, że ich rodacy "nie są w stanie wytrzymać ciężkiej pracy", a bez tanich i solidnych pracowników z Polski będą musieli zwinąć manatki.

Ze zmian cieszy się też zapewne ZUS - do jego kasy wpłyną dodatkowe składki od Polaków pracujących w Niemczech.

Wszystko odbywa się pod hasłem dostosowywania do standardów unijnych. Np. w ostatnim numerze rolniczego magazynu "Obstbau" autor artykułu radzi farmerom, aby tłumacząc pracownikom z Polski, dlaczego zarobią mniej niż w ubiegłym roku, powoływać się na prawo unijne.

- Prawo unijne wymaga, żeby pracownik był w jednym systemie ubezpieczeń społecznych. Dlatego ustalono, że składka dla pracownika zatrudnionego na stałe w Polsce będzie przelewana do Polski - mówi Barbara Gross z Ministerstwa Polityki Społecznej.

Dlaczego zmianę wprowadzono dopiero teraz, choć w Unii jesteśmy ponad rok? - Wcześniej były inne ważniejsze sprawy. Rozumiem, że sytuacja tych ludzi może być trudna. Ale np. składki ubezpieczenia zdrowotnego wpłacane przez polskich pracodawców są nieproporcjonalnie niskie w stosunku do kosztów leczenia w Niemczech. Dla naszego NFZ było to duże obciążenie, a przecież musimy dbać też o jego interesy - tłumaczy.

Copyright © Agora SA