Kto ma określić maksymalną liczbę uczniów w klasie?

Byli ministrowie i wiceministrowie edukacji już w czerwcu ub. roku przekonywali: - Państwo nie może uchylać się od określenia, ilu uczniów ma być w klasach. ?Gazeta? pisała o problemie pod koniec grudnia. Ale Ministerstwo Edukacji nic nie zrobi w sprawie przeładowanych klas w podstawówkach i gimnazjach

W wielu miastach Polski coraz częściej tworzy się klasy, które liczą po 30 i więcej uczniów. Rodzice mówią, że ich dzieci są w nich poupychane jak śledzie. Nauczyciele alarmują - w takich klasach nie da się dobrze pracować. Popierają ich specjaliści. Tymczasem samorządy chcą oszczędzać na oświacie i jak najmniej dopłacać do tego, co na szkoły dostają z budżetu państwa. Oszczędności to główny powód łączenia małych klas w duże, bo gdy jest mniej klas, potrzeba mniej nauczycieli, a więc mniej pieniędzy na ich pensje. Pisaliśmy o tym pod koniec grudnia.

Tworzeniu przeładowanych klas sprzyja brak ogólnopolskich przepisów. Liczebność klas ustalają samorządy. Inaczej jest więc w Poznaniu, inaczej w Bydgoszczy, inaczej w Rzeszowie. Czy alarm podniesiony przez rodziców i nauczycieli może to zmienić?

Mieczysław Grabianowski, rzecznik MENiS: - Nie ma żadnych prac nad rozporządzeniem MENiS, które określałoby liczebność uczniów w klasach - mówi. - Uważamy, że powinien tutaj decydować zdrowy rozsądek - dodaje.

Z tym bywa różnie. Wiceminister edukacji Wojciech Książek w liście do "Gazety" pisze: "W Przemyślu do klas pierwszych w liceach kazano dyrektorom przyjmować do... 42 uczniów. Na pytanie któregoś z nich, dlaczego nie więcej, padła odpowiedź... że nie ma więcej rubryk w dziennikach lekcyjnych".

Tymczasem Grabianowski przekonuje: - Klasa, która ma 30 i więcej dzieci, i tak musi być dzielona na grupy podczas niektórych zajęć.

Zgodnie z tzw. ramowym planem nauczania na lekcji języka obcego nie może być więcej niż 24 uczniów, a na wychowaniu fizycznym - maksymalnie 26. Jeżeli dzieci jest więcej, klasę trzeba podzielić na grupy. Podobnie jest na zajęciach z informatyki, fizyki czy chemii, gdzie przeprowadza się doświadczenia. - Dlatego tworzenie przeładowanych klas nie zawsze daje dobre wyniki ekonomiczne - podkreśla Grabianowski.

Jednak samorządowcy przypominają, że pozostałe przedmioty - np. polski, historię, matematykę - można wykładać w dużych klasach.

Już w czerwcu ub. roku byli ministrowie edukacji (Mirosław Handke i Edmund Wittbrodt) i wiceministrowie (Irena Dzierzgowska i Wojciech Książek) alarmowali, że w klasach jest zbyt dużo uczniów. "Tak dzieje się już nie tylko w szkołach ponadgimnazjalnych, ale i w gimnazjach, a nawet w szkołach podstawowych. Czego ma uczyć, jak wychowywać nauczyciel w klasie prawie czterdziestoosobowej?" - pytali w specjalnym oświadczeniu. Przypominali też: "Brak maksymalnych progów liczebności uczniów w oddziałach praktycznie uniemożliwia wdrażanie szkolnych programów wychowawczo-profilaktycznych, eliminuje możliwość rzetelnego porównania jakości pracy szkół, a także utrzymuje dysproporcje między ofertą szkół w dużych miastach a szkołami prowadzonymi przez samorządy słabsze finansowo".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.