Ożarów pół roku po bitwie w fabryce kabli

Po pokojowym zakończeniu ostrego konfliktu w Ożarowie pozostało wspomnienie. Pracownicy z byłej fabryki kabli pokłócili się i ich drogi się rozeszły. Lokalne władze zarzucają zaś właścicielowi fabryki spółce Tele-Fonika blokowanie nowych inwestycji. Efekt: nie powstało ani jedno miejsce pracy

W listopadzie cała Polska z niepokojem śledziła rozwój wypadków w Ożarowie. Pod bramą fabryki doszło do walki protestujących od siedmiu miesięcy ludzi z ochroniarzami i policją. Na szczęście krew się nie polała. Po mediacji ministra pracy Jerzego Hausnera protest się zakończył. Właściciel zakładów, myślenicka firma Tele-Fonika, już bez przeszkód wywiózł maszyny.

Ożarów a idee Sierpnia '80

Zostały puste hale - czyste i przestronne. Oraz kilkuset ludzi, którzy przez rok bezskutecznie walczyli o swój zakład, a teraz liczą na jakiekolwiek miejsca pracy. A pracy jak nie było, tak nie ma. W ubiegłym tygodniu 80 pracowników znów protestowało pod Ministerstwem Gospodarki i Pracy. Wiceminister Jacek Piechota zadeklarował pomoc.

Teren po fabryce kabli (34 ha) czeka na inwestorów. Od stycznia funkcjonuje tam specjalna strefa ekonomiczna oferująca chętnym korzystne warunki do inwestowania. Był to efekt porozumienia zawartego przez Ministerstwo Gospodarki i Pracy, samorząd i Tele-Fonikę. Choć w rozmowach uczestniczyli też pracownicy, niewiele mieli do powiedzenia. Szybko za to pokłócili się między sobą - właśnie o porozumienie.

Związkowcy z "Solidarności", zwolennicy "twardego kursu", zarzucili szefowi komitetu protestacyjnego (i zarazem przewodniczącemu Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego - nieformalnej struktury zrzeszającej pracowników upadających przedsiębiorstw) Sławomirowi Gzikowi zdradę interesów pracowniczych. Fragment stanowiska "S": "NSZZ "Solidarność" walczyła o miejsca pracy dla wszystkich pracowników zwolnionych z Fabryki Kabli Ożarów. Powoływana pod patronatem OKP spółka być może zaoferuje w przyszłości miejsca pracy, ale tylko nielicznej i wybranej grupie pracowników. Stąd też takie rozwiązanie nie może być zaakceptowane w myśl idei "Solidarności" narodzonej w sierpniu 1980 r., a której staramy się być wierni. Stąd też i nasza decyzja o opuszczeniu komitetu protestacyjnego, bowiem nie będziemy jako związek firmować prywatnych interesów nielicznej grupy "wybrańców"".

- Ja też nie zaakceptowałem porozumienia Hausnera z Tele-Foniką, ale uczestniczyliśmy w rozmowach w charakterze obserwatorów i nie mieliśmy nic do gadania - tłumaczy Gzik. - A "Solidarności" nie zależało na pracownikach, tylko na tym, co ugra zarząd regionu związku. Byli tak aroganccy, że nikt nie chciał z nami rozmawiać. Gdy zobaczyli, że załoga ufa mnie, a nie im, wystąpili. Nie ma to wielkiego znaczenia, bo wyszły tylko cztery osoby. Chore ambicje, i tyle.

Wiceszef Regionu Mazowsze "S" Arkadiusz Śliwiński replikuje: - Wiedziałem, że tak się to skończy. Tele-Fonika usunęła protestujących, a rząd zapewnił sobie święty spokój. Tylko pracownicy zostali na lodzie. Trzeba było nie akceptować porozumienia, tylko przestać oglądać się na prawo, zablokować drogę albo pójść na wojnę z policją. Polałaby się krew, ale może wtedy dotarłoby do wszystkich, że w Ożarowie dzieje się granda.

Ożarów a racjonalność rynkowa

Konflikt wśród pracowników zostałby pewnie szybko zapomniany, gdyby w Ożarowie zaczęły powstawać miejsca pracy. Problem jednak w tym, że nie powstało jeszcze ani jedno.

Burmistrz Ożarowa Kazimierz Stachurski: - Przyjechało do strefy ponad 30 inwestorów. Zawsze jest tak samo: oglądają teren i odchodzą. Dlaczego? Bo Tele-Fonika żąda za swoje tereny ceny dwukrotnie wyższej niż np. za porównywalne z naszymi grunty wyłączone z fabryki ciągników w Ursusie.

Według Stachurskiego inwestorzy są skłonni zapłacić 1,2-1,4 mln zł za hektar. Najbardziej liczy na szwedzką firmę Stena Metall (odzyskiwanie odpadów i usługi ekologiczne), która chce zainwestować w Ożarowie i deklaruje zatrudnienie 180 osób. - Jesteśmy zainteresowani, negocjacje trwają - potwierdza Mariusz Wołongiewicz, przedstawiciel Steny Metall na Polskę.

Czy na przeszkodzie faktycznie stoją zaporowe ceny narzucone przez Tele-Fonikę? Marek Indyk, dyrektor Tarnobrzeskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej (do której należy podstrefa w Ożarowie), uważa, że tak. - My chcemy, by ktoś w końcu zaczął inwestować. Ale do tanga trzeba dwojga - mówi. - Ceny dyktuje rynek, który jest teraz bardzo marny. A kolegom z Tele-Foniki wydaje się, że jest odwrotnie, że to oni dyktują ceny. Nie rozumiem takiej postawy, bo firma płaci za utrzymanie terenu i, wydawałoby się, najrozsądniej byłoby jak najszybciej go sprzedać i uciekać.

Rzecznik Tele Foniki Jerzy Jurczyński deklaruje: - Jesteśmy gotowi sprzedać ten teren bez jakiegokolwiek zysku. Dlatego wstępnie określiliśmy wartość transakcji na poziomie wartości księgowej tego terenu - gruntów i nieruchomości. Nie można jednak od nas oczekiwać, aby spółka przyjęła warunki finansowe, które są zbudowane wyłącznie na mglistych szacunkach burmistrza.

Według Jurczyńskiego wartość nieruchomości w Ożarowie to ok. 80 mln zł (a zatem hektar powinien kosztować 2,35 mln). Jeszcze w tym miesiącu - dodaje rzecznik - opracowana zostanie bardziej wiarygodna wycena gruntów, która zostanie uwzględniona w negocjacjach.

Ożarów a przyszłość polskiej piłki

Czy tylko po to powstaje ekspertyza? Niekoniecznie. Niewykluczone bowiem, że powstanie miejsc pracy w Ożarowie blokują zamiary prezesa Tele-Foniki Bogusława Cupiała wybudowania w Krakowie stadionu z prawdziwego zdarzenia.

Tele-Fonika jest właścicielem Sportowej Spółki Akcyjnej Wisła, czyli - prościej mówiąc - drużyny piłkarskiej, która zdominowała polski futbol. Obok SSA funkcjonuje Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków, któremu podlegają pozostałe, kiepsko prosperujące sekcje i które zarządza należącym do skarbu państwa terenem klubowym (17 ha). Prawo do zarządzania terenem ma też policja (Wisła była w PRL klubem milicyjnym) i skwapliwie z niego korzysta - prowadzi tam ośrodek szkoleniowy.

Drużynie piłkarskiej snującej plany podboju Europy niezbędny jest spełniający międzynarodowe standardy stadion. Aby jednak przeprowadzić gruntowną modernizację obecnego, Tele-Fonika musi mieć prawa do terenu. Cupiał wpadł więc na pomysł interesu ze skarbem państwa: 17 ha w Krakowie w zamian za 34 ha w Ożarowie. Wilk byłby syty i owca cała, bo Tele-Fonika mogłaby swobodnie budować nowy stadion, a Agencja Rozwoju Przemysłu wedle własnego uznania oddawać w dzierżawę teren w strefie ekonomicznej.

Choć nie brakowało zastrzeżeń, jak ma się wartość hektarów w Ożarowie do hektarów w centrum Krakowa, na propozycję Cupiała skłonne było przystać Ministerstwo Skarbu. Okoniem stanęło jednak Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków obawiające się, że gdy Cupiał przejmie teren klubu, pozostawi tylko dochodową piłkę, pozbywając się balastu w postaci marnej koszykówki, strzelectwa i innych sekcji. Te argumenty przekonały prezydenta miasta Jacka Majchrowskiego. Jego zdanie się liczy, gdyż tylko on może rozwiązać umowę z policją i wynagrodzić jej wynikłe z tego straty. A straty byłyby spore - oszacowano je na 25 mln zł. Majchrowski twierdzi, że zadłużonego miasta na to nie stać.

Powstał więc pat, który rzutuje na sytuację w Ożarowie. Bo jeśli Tele-Fonika nie zrezygnowała z zamiany, to nie opłaca jej się szatkować swoich terenów pod Warszawą i dzierżawić po kawałku inwestorom.

Denerwuje to burmistrza Stachurskiego: - Życzę Tele-Fonice jak najlepiej, ale nie rozumiem: skoro jest tak znakomitym inwestorem na ziemi małopolskiej, to czemu tak lekceważy mazowiecką? Ludzie od roku nie mają pracy i kończą im się rezerwy. Nawet dzieci z przedszkola zaczynają wypisywać, bo ich na to nie stać.

Marek Indyk (Agencja Rozwoju Przemysłu): - Czas mija. Inwestorzy są napaleni, ale chcą szybko inwestować. Nie tu, to gdzie indziej. Mamy w Polsce 15 stref i trzeba sobie uzmysłowić, że Ożarów nie jest pępkiem świata.

Sławomir Gzik (przedstawiciel pracowników): - Nastroje są fatalne. Jesteśmy zdeterminowani, a nic nie można robić. Czujemy się oszukani.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.